Wpisz i kliknij enter

Wszyscy mamy takie same zachowania – rozmowa z Bei-Ru

31 sierpnia ormiańsko-amerykański artysta wystąpi w Białymstoku na festiwalu Wschód KulturyInny Wymiar.

Baruir Panossian (Bei-Ru) to urodzony w Los Angeles syn ormiańskich emigrantów z Libanu. Producent i kompozytor znany jest z miksowania rytmów Bliskiego Wschodu z elektroniką i żywymi instrumentami. Współprodukował także kilka utworów do stylowego irańskiego westernu wampirzego „A Girl Walks Home Alone At Night” („O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu”).

W swoich produkcjach lubi cytować stare, ormiańskie nagrania, które w dzieciństwie słyszał w domu rodzinnym. Jego album „Little Armenia L.A” (2010), dzięki któremu wypłynął na szersze wody, został niemal całkowicie wyprodukowany przy użyciu sampli z ormiańskiej muzyki. Bei-Ru na swojej kolejnej płycie „Saturday Night at The Magic Lamp” (2014) połączył elektronikę, funk, hip-hop, bliskowschodnie wpływy z brzmieniem żywej sekcji rytmicznej. Pod koniec ubiegłego roku ukazał się jego trzeci album „L.A. Zooo”.

Na zbliżającej się edycji Wschód Kultury – Inny Wymiar w Białymstoku wykonasz muzykę na żywo do niemego filmu Hamo Beknazariana (1891-1965) – „Zare” z 1926 r. Jest to najsłynniejszy ormiański niemy film fabularny, uważany za jeden z pierwszych obrazów przedstawiających życie Kurdów i Jazydów. Beknazarian był pierwszym, który pokazał prawdziwe, surowe, często przygnębiające życie tamtejszych ludzi. Bardzo mnie ciekawi, jak ci się pracowało nad ścieżką dźwiękową i co cię urzekło w tym filmie?

Film wciąga pod względem doboru postaci, scenografii i samej historii, ale też jako kinematograficzne osiągnięcie. Mimo że obraz jest dość szary, to ma w sobie dużo życia. Tworząc ścieżkę dźwiękową podjąłem próbę nadania filmowi nowego wymiaru: udźwiękowionego, eksperymentującego z nowoczesnymi rytmami, harmoniami, elektroniką i różnymi melodiami. Zdjęcia w „Zare” są bardzo intensywne, dlatego moim celem było skomponowanie takiej muzyki, która nie odciągałaby widza od fabuły, ale przenosiła go w jeszcze inną przestrzeń.

Czy będzie to pierwsza twoja wizyta w Polsce? Interesujesz się polską kinematografią lub muzyką?    

Tak, to będzie moja pierwsza podróż do Polski. Jeśli chodzi o polskie kino, nie jestem zbyt dobrze zorientowany, ale niedawno widziałem film Michała Marczaka – „Wszystkie nieprzespane noce”, który mnie zachwycił. Odnośnie muzyki, od dawna zbieram winylowe płyty, a jazz jest jednym z moich ulubionych gatunków, z cenionego przeze mnie wydawnictwa Polskie Nagrania Muza. Wytwórnia w latach 70. i 80. wydała wiele fantastycznych albumów. Podczas mojej niedawnej podróży do Armenii trafiłem na kilka płyt z Polskich Nagrań, jakich przedtem nie słyszałem.

Wiem, że dużo cię łączy z Libanem. Czy zdarza ci się odwiedzać ten kraj?    

Moi rodzice dorastali w Libanie, a ja będąc jeszcze dzieckiem spędzałem tam często wakacje. Całkiem niedawno odwiedziłem Liban, bo w grudniu 2016 roku, gdzie zgrałem na festiwalu muzycznym. Było to emocjonujące przeżycie.

Fascynuje mnie muzyka z Bliskiego Wschodu, a szczególnie z Libanu. Już co najmniej od dziesięciu lat prężnie się rozwija tam scena eksperymentalna, elektroniczna czy jazzowa. Mam tu na myśli główny ośrodek działań, czyli Bejrut. Czy masz tam muzycznych przyjaciół?

Po raz pierwszy zetknąłem się z muzyką libańską słuchając nagrań Fairuzy. Jej płyty znalazłem w zbiorach mojej mamy. Od tamtej pory nieustannie szukam albumów z tego kraju, które nagrano w latach 60., 70. i 80. Kiedy odwiedzam Liban to zawsze trafię tam na wyjątkową muzykę. Jest tam fantastyczna scena muzyczna, obfitująca w utalentowanych oraz podobnie myślących artystów, którzy tworzą mnóstwo przeróżnej muzyki. Miałem to szczęście, że w ubiegłym roku w Bejrucie spotkałem się z wieloma z nich podczas wspomnianego festiwalu. Nawiązałem sporo kontaktów. Bejrut jest bardzo szczególnym miastem o wyjątkowej energii, i myślę, że najwięcej dobrej muzyki powstaje właśnie tam.

W 2016 r. wydałeś swój trzeci longplay o dość intrygującym tytule „L.A. Zooo”. Domyślam się, że chodzi o Los Angeles, gdzie zresztą mieszkasz, ale interesuje mnie w kontekście tego miasta znaczenie słowa „Zooo”.

„L.A. Zooo” jest swego rodzaju koncepcją, na którą wpadłem przyglądając się dwom równolegle istniejącym światom w Los Angeles, czyli zwierząt żyjących w zoo i poza nim ludzi. Wszyscy mamy takie same zachowania – chodzi mi o terytorium, podstawowe instynkty przetrwania i potrzeby. Jesteśmy po prostu nieco bardziej cywilizowani, chociaż nie zawsze tak jest.

Współprodukowałeś ścieżkę dźwiękową do wyjątkowego filmu pod tytułem „O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu” w reżyserii Anny Lily Amirpour. Jak patrzysz na ten film z perspektywy czasu? A tak w ogóle to lubisz oglądać spaghetti westerny?

To było niezwykłe doświadczenie w moim życiu. Jestem zaszczycony, że mogłem być częścią tego niecodziennego przedsięwzięcia. Myślę, że ten film otworzył wiele drzwi nie tylko w obrębie samego gatunku, ale też dla tych wszystkich osób zaangażowanych w realizację tego obrazu. Czuję, że ten film przetrwa próbę czasu.

Lubię spaghetti westerny, choć ten gatunek nie jest moim ukochanym. To jednak muszę przyznać, że niektóre ścieżki dźwiękowe do tych filmów, skomponowane przez Ennio Morricone, bardzo mocno wpłynęły na mój muzyczny rozwój, a szczególnie to, w jaki sposób jego muzyka dopełniała obraz, m.in. w kwestii budowania napięcia. Twórczość Morricone w dużym stopniu ukształtowała mój odbiór filmów w ogóle.

Dziękuję za poświęcony czas i do zobaczenia w Białymstoku.

Miło mi i do zobaczenia.

 

Oficjalna strona artysty »
Profil na Facebooku »
Profil na BandCamp »







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy