
Łagodny eksperymentalizm.
Robert Skrzyński znów wydał płytę pod szyldem Micromelancolié. Mnoży on swoją twórczość z podziwu godną konsekwencją. Dobrze, że znajduje dla niej wydawców. Tym razem gości u czeskiego wydawcy Nona. Płyta nosi tytuł „Niwa” i zawiera sześć nowych utworów. Pisanie o jego muzyce jest czymś na wzór sprawozdania z doznań. Opisywanie dźwiękowych zaskoczeń może komuś popsuć radość ze słuchania, ale inaczej trudno to sprowadzić do zapisu literowego. Mógłbym oczywiście podeprzeć się banałami o tym, że „to trzeba przeżyć” albo „koniecznym jest wyjście poza strefę komfortu”, tylko po co? Pomimo swojej eksperymentalnej natury „Niwa” kryje w sobie sporo łagodności i znakomicie poukrywanych smaczków. Według mnie Micromelancolié wstyd nie znać.
„Niwa A” najlepiej streścić jako zbiór trzasków, melodyjnych urywków, odgłosów klaksonu i porwanych, ludzkich słów. Najdziwniejsze jest to, że z tego da się skleić muzykę, ale trzeba mieć zdolności twórcze Roberta Skrzyńskiego. Metoda nie jest nowa, ale efekt już tak. Nieustannie mnie zadziwia ta umiejętność, że każde nowe nagranie sygnowane nazwą Micromelancolié jest tak dziwnie polepione. Wywołuje poczucie nostalgii, drapiące uczucie niepokoju i w końcu nieodpartą satysfakcję. A nie powinno tak być, biorąc pod uwagę, że w tle słychać ludzkie krzyki będące wyrazem wielkiej radości albo strachu. Na tym polega piękno tej muzyki. Zakończenie („Niwa F”) warte jest wysłuchania. Powolna rytmika, która nie potrafi oprzeć się atakującym ją z zewnątrz dźwiękom. Wszystko przestaje mieć znaczenie, kiedy nadjeżdżają drony. To jawna sprzeczność, której nie łagodzi niski dźwięk przeszywający uszy.
Sprawą dużo łatwiejszą jest „Niwa B”. Mocno pokręcona faktura, pełna elektrycznych przepięć, pyknięć, a zakończona została kosmiczną odyseją. Szalone rozedrganie słychać też w pokręconej „Niwa D”. Prawdziwy kolaż dźwiękowy, w którym spotka nas też tempo rodem z techno. Prawdziwą perełką jest „Niwa C”. Przytłumiona melodia jest przerywana zakłóceniami w przekazie. Sprawia to wrażenie, jakby muzyka wychodziła z odległego źródła, a jakość transmisji była niskiej jakości. Tylko, że to wszystko stanowi pomysłową konstrukcję. Przełamanie w połowie zaskakuje zarówno swoją odwagą jak i przystępnością. Skrzyński rzadko korzysta z takich melodii. Jej dekonstrukcja i zniszczenie są przez to jeszcze bardziej zajmujące. Kolejna, znakomita płyta.
Nona | 2018

köln music, odrobic lekcje, lol. greenaway, wirkus, jelinek i bycie przeintwlektualizowanym w necie ad 2018 XD
ps. fajna recka
Click Here!
Może się podobać, choć powtarzam – to bardzo wtòrne wobec tego co robili artyści skupienie wòwczas wokòł sklepu a-musik.
a jak ktos odrobil to juz nie moze sie podobac? lol
@dronik: dasz jakies przyklady?
Wtòrne wobec tego co sie działo w latach 90 w tzw „Köln music”. Kto nie odrobił lekcji z tego okresu muzyki eksperymentalnej temu może się to podobać.