
Odrębny mikrokosmos.
Od pierwszych chwil obcowania z “Hundreds of Days” wpadamy w melancholijny nastrój. Nie może być inaczej, kiedy wokół rozbrzmiewa dźwięk harfy. Utalentowana Amerykanka Mary Lattimore na swojej drugiej, pełnowymiarowej płycie wciąga nas w nostalgiczną otchłań, która ma przywoływać wspomnienia. Spokojnie, harfistka stroni od łzawości, a za to kieruje się w stronę eksperymentu. Pomimo przystępnej formy, melodie utkane na potrzeby najnowszego krążka, bywają złożone i mgliste. Określenie „ambient” przylgnęło już do tej płyty, a więc nie odrywajmy go.
“It Feels Like Floating” to jedenaście minut tworzące odrębny mikrokosmos. Krajobraz wyczarowany na 47-strunowej harfie wybrzmiewa okazale i zniewalająco. Efekt duchowy podbija wokaliza, która w trakcie dołącza do głównej linii melodycznej. W tle słychać odgłosy natury, w tym ćwierkające ptaki. Na miejscu byłoby określenie tej przestrzeni mianem arkadii. Pierwszy utwór przeciera drogę dla wspaniałego „Never Saw Him Again”. Mieniący się, pnący ku górze, w pełni oddający siłę wiatru. Lattimore korzysta z elektroniki w sposób niezauważalny. Coś poszumi, syntezator da o sobie znać sporadycznie, bo całość ma być podporządkowana pięknej melodii.
Nawet w krótkim „Their Faces Streaked With Light and Filled With Pity” twórczyni potrafi podnieść na duchu. I to pomimo obaw, które skrywają nieco głębsze tony. Czarujące są te zawijasy na harfie i brzdąkająca gitara. Z kolei „Hello From the Edge of the Earth” niesie ze sobą spokój i minimalizm. Prościutka struktura i melodia, ale podszyte swobodą twórczą. Zupełnie jakby Mary Lattimore znajdowała się w krainie, gdzie możliwe jest spokojne życie, a ona nie wiedziała czym na przykład jest kredyt hipoteczny lub korek w piątkowe popołudnie.
Moim faworytem od pierwszego przesłuchania pozostaje „Baltic Birch”. Nie chodzi o Bałtyk wymieniony w tytule, ale o medytacyjną formę, na której zbudowany jest ten utwór. Harfistka dba o każdy detal. Powolny rozwój kompozycji stopniuje napięcie. Silnie akcentuje tony, a w tle rozciąga ambientową powłokę. Sam utwór zainspirowany został wizytą na Łotwie, gdzie artystce inspiracji dostarczyły opuszczone kurorty nadbałtyckie. Album zamyka piękna partia fortepianu w „On the Day You Saw the Dead Whale”. Niezwykłość tej płyty polega na darze kompozytorskim jakim obdarzona jest twórczyni. Potrafi ozdobić swoje utwory drobiazgami, które decydują o ostatecznym kształcie. Prawdopodobnie nie będziecie chcieli wrócić z tego świata. Ja w każdym razie nie zamierzam.
Ghostly International | 2018
