Wpisz i kliknij enter

Jimi Tenor – Order of Nothingness

Soundtrack tego lata!

Intrygujące jest to, jak Jimi Tenor – mieszkający gdzieś na przedmieściach Helsinek – potrafi każdorazowo uruchomić w swojej wyobraźni iście egzotyczną muzykę splecioną z rozmaitych stylistyk. Podobnie jest i tym razem. „Order of Nothingness” powstał przy udziale kapitalnych muzyków: Ekowa Alabiego Savage’a i Maxa Weissenfeldta. Gościnnie także pojawili się w poszczególnych utworach: wokalista Frank Karikari, brytyjski puzonista Hilary Jeffrey (m.in. The Kilimanjaro Darkjazz Ensemble, Zeitkratzer), niemiecki trębacz Johannes Böhmer (Reinhold Schmölzer & Orchest•ra•conteur, Skazka Orchestra, The K Square) i saksofonista barytonowy Buzz Duncker.

Być może ktoś dopiero teraz pierwszy raz styka się z muzyką Jimiego Tenora, więc postaram się przygotować o nim pigułkę informacyjną. To tak naprawdę Lassi Lehto – multiinstrumentalista, kompozytor, projektant mody i eksperymentator. Swój pseudonim artystyczny stworzył będąc pod wpływem saksofonisty tenorowego Jimmy’ego Osmonda. I tak powstał Jimi Tenor. Ten niezwykły muzyk działa aktywnie od połowy lat 80. Zaczynał od grania industrialu z grupą His Shamans, zaś karierę solową rozpoczął wraz z wydaniem debiutanckiej płyty „Sähkömies” w 1994 roku. Nagrał wspólne albumy choćby z Tony Allenem, Abdissą Assefem i Kabu Kabu. Jednym słowem: człowiek instytucja!

Z kolei ghanijski wokalista i perkusista Ekow Alabi Savage od najmłodszych lat zdradzał posiadanie muzycznych talentów. Choć jego mama i babcia nie kryły swego niezadowolenia z tego powodu, to i tak Alabi Savage uciekał ze szkoły, aby zajmować się muzyką. Na poważnie zaczął grać jako perkusista u Pata Thomasaa i D Sweet Beans. Później przyszedł czas na zespół Roots Anabo oraz wypracowanie własnego stylu nazywanego „Sunlife”. Poza tym w nagraniach tej grupy przewija się funk, jazz, highlife, reggae czy tradycyjna muzyka afrykańska. No i Ekow jest także wieloletnim współpracownikiem Jimiego Tenora (m.in. pojawił się na płycie „Inspiration Information” Tenora i Tony’ego Allena).


Max Weissenfeldt – niemiecki perkusista, wibrafonista, wokalista, producent i kompozytor. Ponoć, gdy miał szesnaście lat założył swoją pierwszą wytwórnię. Nie dość, że pojawił się na niezliczonej ilości płyt u różnych artystów, to swego czasu grał z The Black Keys, Laną Del Rey i Dr. Johnem. Dla mnie jednak najważniejsze są wyczyny Weissenfeldta z The Heliocentrics, Bombino, Bassekou Kouyate i ostatnio z nową niemiecko-ghanijską grupą Polyversal Souls. Weissenfeldt jest też założycielem oficyny Philophon.

„Order of Nothingness” nagrano w zacnym berliński Philophon studio wyposażonym w ogromną ilość egzotycznych instrumentów, które oczywiście zostały użyte przez Tenora i jego przyjaciół. Energia, energia i jeszcze raz energia bije z nowych kompozycji Fina! Płytę otwiera utwór „Mysteria” mający potencjał radiowy. Chciałabym usłyszeć taki numer w ciągu dnia w Polskim Radiu. Radiowa Trójka woli nasyłać na słuchaczy Piotra Barona, puszczającego setny raz Deep Purple. Czy ktoś jest w stanie o zdrowych zmysłach słuchać takich audycji? Ekstrawaganckie wokalizy Savage’a i Karikariego w „Naomi Min Sumo Bo” na tle transowej rytmiki robią spore wrażenie. Z każdym kolejnym fragmentem, trudno jest usiedzieć w miejscu, „Quantum Connection” kołysze mieszanką psychodelii, ghanijskiego highlife’u i niemieckiego krautrocka. Powstała zresztą na to etykieta: kraut-life.

W świetnym „Tropical Eel” słyszę wpływy Ethio-jazzu (Mulatu Astatke) czy jazzu z orbity Idrisa Ackamoora. „My Mind Will Travel” nie pozwoli wam wrosnąć w kanapę, gdyż highlife, abstrakcyjne klawisze Tenora (słychać m.in. klawiaturę Extra Voice Hammonda) i etniczne instrumenty dają razem niezłego kopa! Podobnie jest w „Chupa Chups”, czyli moim kolejnym „hicie” tego lata, gdzie z jednej strony estetyka lat 80. (ach ten syntezator!) spotyka wokalne unisona Ariela Pinka, a na drugim brzegu tej roztańczonej wyspy wyrósł gęsty perkusyjny groove. „Max Out” to miniatura o charakterze tropikalno-jazzowego happeningu. Wieńczy ten znakomity album tytułowa kompozycja „Order of Nothingness” z rozbudowaną aranżacją dęciaków, zmysłowym wokalem i fletem poprzecznym Tenora oraz aurą fińskich lasów.

Minął już dobry miesiąc od premiery „Order of Nothingness”, a w Polsce cisza. Może się mylę, ale nie znalazłem w sieci żadnej recenzji tego wydawnictwa. Ciekawe? Pewnie zaraz ktoś zasugeruje konstrukcję słowną typu: „sezon ogórkowy”. W dobie dzisiejszych mediów nie ma mowy o czymś takim. Wracając do sedna, Jimi Tenor i spółka weszli na wierzchołek własnej góry, ironicznie mrużą oczy wpatrując się w bezkres „muzyki świata”, przy okazji odzierając ją z przesłodzonych warstw kiczu. Muzyka Tenora jest jakąś formą stylistycznej ślizgawki przenoszącej nas do osobliwego świata tropikalnego szaleństwa!

Ps. Zastanawiacie się gdzie można nabyć „Order of Nothingness”? Jedyne słuszne miejsce to sklep Gusstaff Records: www.sklep.gusstaff.com/jimi-tenor-order-of-nothingness

08.06.2018 | Philophon Records

 

Strona Jimiego Tenora »
Profil na Facebooku »
Strona Philophon Records »
Profil na Facebooku »







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy