Wpisz i kliknij enter

Steve Hauschildt i Ben Chatwin

Muzyka filmowa bez filmu.

Każdą płytę chciałem opisać z osobna, ale wewnętrzny maruda zawsze znajdował w nich jakiś mankament. Czasami wpadała płyta wysyłająca je w kąt albo zwyczajnie nie było czasu. Jednak na każdej z nich było coś co kazało do nich wracać. Wszystkie zawierają w sobie jakieś niedociągnięcia, momenty irytujące, ale w sumie znaleźć na nich można więcej rzeczy ciekawych, a nawet odkrywczych. Obie łączy efekt muzyki filmowej, ale bez filmu. Obrazy sami sobie musimy wyświetlić. Oto najnowsze krążki Steve`a Hauschildta oraz Bena Chatwina.

Steve Hauschildt (dawniej Emeralds) od samego początku stawia na rzemiosło syntezatorowe. Początkowy „M Path” to płynna forma urzekająca rozwlekłością. Ten utwór nie wnosi nowej jakości do jego twórczości, a jedynie potwierdza to, że zgrabnie komponować potrafi. Nieco inaczej jest w przypadku utworu „Phantox”. Wplecione zostaje delikatne naleciałości z muzymi techno, a całość fajnie pulsuje. Jednym z kluczowych momentów jest siedmiominutowy „Alienself”. Unosi go lekkość formy, ale uwagę przykuwają elemnty perkusyjne. Plastyczność tego utworu z pewnością posłużyłaby filmowcom. Natomiast utwór tytułowy mógłby zostać użyty z uwagi na swój dramatyzm.

Gościnnie pojawiają się wokalistki Julianna Barwick oraz GABI. Ta pierwsza śpiewem rozkojarza w „Saccade”. Jej wokal został poddany manipulacjom dzięki, a otoczony delikatnym rytmem. Łatwość wejścia w głowę jest atutem, a przy okazji można sobie wyobrazić, że ta linia melodyczna mogłaby towarzyszyć nam na początku każdego dnia lub przy samym końcu długiej nocy. Z kolei „Syncope” z udziałem GABI składa wizytę w latach dziewięćdziesiątych. Glitche i quasi-operowy wokal. Ten podwójny, ludzki pierwiastek przydał się wielce na „Dissolvi”. Wyróżniłbym jeszcze „Ardoid” z uwagi na delikatną polirytmię.

Z tego zestawienia lepiej wypada Ben Chatwin i jego „Staccato Signals”. Chociażby dlatego, że Szkot prezentuje bardziej zwarty materiał i dogłębniej przemyślany. Jeśli tworzy pejzaże dźwiękowe to potrafi je poszarpać. Więcej tu również pierwiastka ludzkiego (kornet, wioloczela, skrzypce czy altówka). Uwielbienie dla epickich form wybrzmiewa w otwierającym, panoramicznym „Divers In The Water”. Wejście smyczków, czyli scena otwierająca, ale znakomitą kulminację znaleźć można dopiero w „Silver Pit”. Dla przeciwległego efektu otrzymujemy „Helix”. Mroczny, pełen pulsującego rytmu z podkładami industrialnymi związanymi nutą liryczną. Koniec przypomina efekt pracy buldożera.

Są chwile nieco gorsze jak „Knots” czy „Claws”, ale nie psują efektu całości. Zawsze można uciec w mocniejszy „Hound Point” lub lżejszy „Fossils”. Jednak to końcówka robi różnicę. W kwestii budowania dramatyzmu niewiele mogę Chatwinowi zarzucić. „Bow Shock” powinien trafić w ucha reżyserów, gdyż prowadzony w sposób nietuzinkowy gwarantuje efektowne zakończenie. Jeszcze lepiej wypada „Black Castle”. Od syntezatorowej erupcji, przez posępność smyków wraz z pełzającą elektroniką aż po podniosły finał. Zamiast iść do kina i oglądać czyjąś wizję można włączyć sobie oba albumy i samemu wymyślić sobie fabułę ze scenerią.

Steve Hauschildt – Dissolvi
Ghostly International | 2018

Ben Chatwin – Staccato Signals
Village Green | 2018

Bandcamp Steve Hauschildt
FB Steve Hauschildt

Bandcamp Ben Chatwin
FB Ben Chatwin







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy