Futurystycznie i kobieco.
Camea Hoffman pochodzi z Seattle – i choć wychowała się w mieście grunge’u, bardziej interesowała ją twórczość Richiego Hawtina niż Nirvany. Tam też zaczęła przygodę z didżejowaniem, a ponieważ szybko okazało się, że jej umiejętności wyrastają daleko poza poziom lokalnych klubów, przeprowadziła się do Nowego Jorku. Tam od razu trafiła na swojego człowieka – działającego na Brooklynie didżeja i producenta Granta Aarona, który ukrywał się pod pseudonimem Insideout. I wraz z nim w połowie minionej dekady uruchomiła wytwórnię Clink Music.
Jednym z pierwszych jej wydawnictw była debiutancka EP-ka didżejki z Seattle – „Wire Tap”. Firmowana tylko samym imieniem przyniosła elegancją wersję tech-house’u, w której odbijała się niczym w zwierciadle fascynacja młodej artystki europejskim minimalem. Takie brzmienia zawierało kilkanaście kolejnych krążków Camei, którymi podbiła ona klubowe parkiety po obu stronach oceanu. Ponieważ tego rodzaju granie kojarzyło się oczywiście wówczas z Berlinem – nic więc dziwnego, że ostatecznie Amerykanka przeprowadziła się do stolicy Niemiec.
Clink Music zakończyła swą działalność w 2011 roku kompaktową kompilacją zbierającą najlepsze nagrania z katalogu tłoczni. Potem Camea nagrywała dla różnych wytwórni – w tym dla prowadzonej przez jej koleżankę po fachu Ellen Allien – Bpitch Control – czy Upon.You. Ostatecznie amerykańska producentka powołała jednak cztery lata temu kolejną własną tłocznię – Neverwhere. Do tej pory jej nakładem ukazały się cztery winylowe dwunastocalówki Camei, a teraz dołącza do tego zestawu debiutancki album – „Dystopian Love”.
Centrum płyty tworzy wysmakowany tech-house o minimalowym sznycie. To lekko podłamane bity i łagodne basy, pomiędzy którymi znajduje się miejsce na kosmiczne arpeggia („Missing You”), trance’owe akordy („Together”) czy acidowe efekty („We Danced All Night”). W dwóch utworach Camea sięga po piosenkę – i wtedy dostajemy od niej ejtisowy electro-pop, przypominający aktualne dokonania Miss Kittin („Insomnia”). Całość wieńczy jednak ukłon w stronę pulsującego dub-house’u, który Camea potrafi zaserwować z niemal epickim rozmachem („There’s Always Tomorrow”).
Nagrania na album powstały w ciągu sześciu miesięcy – i zgodnie z zamiarem ich autorki układają się w futurystyczną opowieść o tajemniczej kobiecie wędrującej po Ziemi, na której nie ma już miejsca na istoty ludzkie. I to zapewne ta wyraźna warstwa narracyjna sprawiła, że dziewięć nagrań z „Dystopian Love” ma takie panoramiczne brzmienie o ewidentnie filmowym charakterze. Z drugiej strony słychać tu momentami niemal popowe wpływy, bo dużo w tej muzyce ładnych melodii. Słucha się więc tego przyjemnie, mimo kilku ewidentnych płycizn.
Neverwhere 2020
Płyta do samochodu lub do baru …. nie mówię że słaba, lecz ostatnie zdania to po prostu idealne podsumowanie.