Krok w dobrą stronę.
Anil Chawla dorastał w Londynie, kiedy przetaczała się przezeń pierwsza fala mody na muzykę klubową. Nic więc dziwnego, że zainspirowany hitami The KLF czy The Shamen, granymi przez stację radiową Kiss FM, zaczął coraz częściej odwiedzać lokalne kluby. Zetknięcie z euforyczną energią house’u i techno sprawiło, że młody Hindus sam postanowił zostać didżejem. Tak też się stało – i powoli doprowadziło go to do tworzenia własnej muzyki.
Hawli w poszukiwaniu inspiracji zwiedził kawałek świata: poleciał do Indii, odwiedził Goa, aż w końcu w 2014 roku zacumował w Berlinie. To była rozsądna decyzja: już rok później objawił się światu jako Amotik, publikując serię winylowych dwunastocalówek nakładem własnej wytwórni o takiej samej nazwie. Muzyka producenta miała zdecydowanie taneczny potencjał – nic więc dziwnego, że trafiła z czasem do katalogów Figure i BPitch Control.
Podsumowaniem pierwszego okresu działalności Amotika stał się jego debiutancki album „Vistār” z 2019 roku. Znajdujący się na nim materiał spodobał się mediom: „Mixmag” uznał go za „płytę miesiąca”, a „Groove Magazine” – za „kluczowy album”. Hinduski producent promował swoje wydawnictwo w najlepszych klubach Europy – od Berghain do Fabric. W końcu został rezydentem w Goethebunker w Essen, a rok temu otrzymał własną „audycję” w internetowym kanale HÖR – „AMTK Radio”.
Niestety: przyszła pandemia i Amotik musiał wyhamować. Los chciał, że akurat w tym czasie zmarł jego dziadek z Indii, który był joginem. To natchnęło artystę do stworzenia muzyki, która w jakimś sensie oddawałaby duchowość jego przodka. Dzięki lockdownowi, producent znalazł czas, by zamknąć się w swym domowym studiu i skupić na tworzeniu dźwięków. Efektem jest jego drugi album – „Patanjali” – który zaczerpnął swój tytuł od nazwy aśramy dziadka Amotika.
Krążek otwiera syntezatorowy wstęp – „Satavan”. Zgrabnie koresponduje on z kolejnym nagraniem. „Unsath” to energetyczne techno osadzone na breakbeatowym podkładzie i uzupełnione oniryczną elektroniką. Nie brakuje jej także w dwóch kolejnych utworach. „Iksath” i „Baan” uderzają tektonicznym bitem i huraganowym basem, przypominając klasyczne dokonania gigantów z Ostgut Ton – Bena Klocka i Marcela Dettmana. Bardziej hipnotyczną wersję techno spod znaku Prologue odnajdujemy w kompozycji „Tiresa”.
Druga część zestawu rusza z kopyta za sprawą „Pensath”, utworu, który z powodzeniem mógłby wyjść spod palców Planetary Assault Systems. Dla odmiany „Chiyas” to mocno perkusyjne granie, skoncentrowane na tribalowym podkładzie. Echa twórczości Luke’a Slatera powracają w „Sadsath”, łączącego galopujący rytm z rozwibrowanym loopem. Kolejną porcję deep techno w stylu Donato Dozzy’ego przynosi „Adsath”. Całość wieńczy bardziej eksperymentalny utwór – osadzony na breakach „Unahttar”.
Drugi album Amotika to zdecydowanie krok w dobrą stronę. „Patanjali” przynosi bardziej różnorodną muzykę. Hinduski producent sprawnie radzi sobie nie tylko z muskularnym techno, ale również z bardziej klimatycznymi dźwiękami. Nie przeszkadza mu to w utrzymaniu swych kompozycji w formule typowo klubowego grania. Nie ma więc tutaj miejsca na eksperymenty: jeśli techno nadal jest taneczną muzyką, to właśnie na tym albumie. Nic więc dziwnego, że to przede wszystkim didżeje będą mieli zeń pożytek.
Amotik 2022