Wpisz i kliknij enter

Prequel Tapes – The Golden Cage

Zaskakująca przemiana.

Marco Freivogel dorastał pod koniec lat 80. W tamtym czasie w Niemczech królowała jeszcze mroczna muzyka wywiedziona z post-punka: The Cure, Depeche Mode czy My Bloody Valentine. Doprowadziła ona jednak młodego chłopaka jak po nitce do kłębka do EBM i industrialu. Taką też muzykę wykonywał jego pierwszy zespół – Object Kark. Od fascynacji dokonaniami Clock DVA czy Cabaret Volataire był już tylko krok w stronę techno. Nic więc dziwnego, że z czasem Freivogel został klubowym didżejem i zaczął podbijać taneczną scenę Berlina.

Największe sukcesy zaliczył na początku pierwszej dekady XXI wieku. Wraz kolegą Ingo Ganserą założył duet Exercise One, który dał się poznać z energetycznego tech-house’u, który wydawały takie wytwórnie, jak Mobilee, Dumb Unit czy Wagon Repair. Projekt dorobił się dwóch albumów – i w 2017 roku sfinalizował swą działalność. Pod jej koniec wykonywał już mocne techno, co wynikało stąd, że Freivogel zaczął powoli wracać do dźwięków z czasów swej młodości.

Wyrazem tego okazał się jego nowy projekt – Prequel Tapes. Zadebiutował on w 2015 roku płytą „Inner Systems”, która w pomysłowy sposób syntetyzowała wczesny IDM z późnym industrialem. Pomysł się spodobał i niemiecki producent zrealizował jeszcze dwa pełne albumy: „Everything Is Quiet Now” i „Ruin”. Freivogel popuścił na nich wodze wyobraźni, tworząc pełną rozmachu elektronikę, w której było również miejsce na echa kosmische musik i ambientu. W tym kontekście czwarta płyta projektu jest pewnym zaskoczeniem.

„The Golden Cage” zaczyna się w tym, miejscu, w którym skończył się poprzedni krążek. „My Turn” to abstrakcyjna kompozycja rozpięta między warczącym dronem a bajkowymi klawiszami, która niespodziewanie łapie połamany rytm rodem z electro. Jest on też podstawą „I Hate You” – z tym, że tutaj po raz pierwszy rozbrzmiewa wokoderowy wokal Freivogela. A żeby nie było nazbyt konwencjonalnie, utwór w pewnym momencie zamienia się w… gabberowe techno, wypełnione trance’owymi arpeggiami. Rytmika w stylu electro stanowi też podstawę „Stranger Or Lover”, wnosząc ze sobą kosmiczne syntezatory, ozdobione niemal soulowym śpiewem. Te zaskakujące zmiany nastroju i brzmienia podsumowuje „Last Things” – nieoczywisty ambient, podrasowany shoegaze’ową partią klawiszy.

„Alone” to najbardziej rozśpiewany fragment płyty. Tym razem niemiecki producent sięga po niemal klasyczny electro-pop, łącząc swój wokoderowy śpiew z rytmiką techno i vangelisową elektroniką. Nie inaczej dzieje się w „Mind Corner”. Dostajemy tu najtisowe downtempo o złowieszczym tonie, którego nie powstydzili by się Depeche Mode czy Nine Inch Nails z tamtego okresu. „Without Remission” przywołuje echa techno: stłumiony bit ozdabia jednak przetworzony śpiew i modulowane arpeggio. Album kończy utwór tytułowy, zawracając słuchacza w stronę świetlistego ambientu, w finale niespodziewanie rozbitego kaskadą bitów.

Mimo dosyć ryzykownych posunięć, „The Golden Cage” okazuje się być zaskakująco spójną i sensowną płytą. Marco Freivogel sporo ryzykował wprowadzając do swej muzyki wokale i brzmienia, które wpisują ją w niemal popową formułę. To na pewno echa najwcześniejszych fascynacji muzycznych artysty – ale zostają one zastosowane z wyczuciem i tylko nadają nowy wymiar jego twórczości. Wszystko to oczywiście zanurzone jest w podszytej kosmische musik i industrialem przestrzennej elektronice, przez co wcale daleko nie odbiega od tego, co słuchaliśmy choćby na „Ruin”.

Veyl 2022

www.veyl.bandcamp.com







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy