Podróż do wnętrza Ziemi.
Jedną z najpopularniejszych teorii spiskowych minionego stulecia była koncepcja Agarthy. Pod nazwą tą miała się ukrywać tajemnicza kraina we wnętrzu Ziemi, którą zamieszkuje obca cywilizacja, będąca na znacznie wyższym stopniu rozwoju technologicznego niż ludzkość. Kluczem do ich potęgi było opanowanie kosmicznej energii nazywanej Vril. Co ciekawe: do Agarthy wiedzie ponoć kilka korytarzy, których wejścia znajdują się m.in. w Tybecie i w Egipcie. Koncepcja ta inspirowała wiele różnych środowisk: od francuskich okultystów po niemieckich nazistów, którzy nawet zorganizowali podczas II wojny światowej nieudaną ekspedycję do Tybetu, mającą na celu odkrycie wejścia do Agarthy i zdobycie Vril. Teraz nazwa mitycznej krainy powraca jako tytuł nowej płyty japońskiego producenta Waty Igarashiego.
Dobre ucho do elektronicznych dźwięków wyrobił sobie pracując nad licznymi soundtrackami do reklam i programów telewizyjnych. Jako producent muzyki klubowej zadebiutował w 2012 roku, wydając albumową trylogię dla japońskiej wytwórni Art Aquarium & Night Aquarium. Sugestywne połączenie ambientowych przestrzeni z rytmiką techno i psychodeliczną elektroniką, stało się szybko znakiem rozpoznawczym artysty – a jego nagrania trafiły do katalogów tak znanych wytwórni, jak The Bunker NY, Midgar, Omnidsic, Delsin i Figure. Wydawnictwa te uczyniły z Igarashiego gwiazdę tanecznej muzyki, z powodzeniem występującego w klubach i na festiwalach na całym świecie. Teraz Japończyk cementuje swą dobrą renomę albumem dla kolońskiego Kompaktu.
„Agartha” zaczyna się od ambientowego wstępu („Abyss I”), który łagodnie przechodzi do stonowanego electro z wijącym się pasażem klawiszowym w roli głównej („Searching”). Potem rozbrzmiewa hipnotyczny kraut, osadzony na downtempowym pulsie i wypełniony rozwibrowanymi syntezatorami w stylu Lindstrøma czy Prins Thomasa („Subterranean Life”). Raz tylko Igararashi zwraca się na płycie w stronę techno – ale i tak nie taneczny rytm jest tu najważniejszy, tylko zaskakująca partia kobiecego chóru zestawiona z kosmiczną elektroniką („Ceremony Of The Dead”). Pierwszą część płyty kończy niespodziewany ukłon w stronę klasycznej minimal music w stylu Steve’a Reicha („Floating Against Time”).
Po kolejnym ambientowym przerywniku w „Abyss II”, dostajemy „Burning” – typowo krautową kompozycję, łączącą plemienną rytmikę z syntezatorowym arpeggio o brzmieniu bliskim rocka progresywnego z lat 70. Nie inaczej rzecz się ma z utworem tytułowym. „Agartha” to co prawda mroczny ambient, ale główną rolę pełni jednak w nim soczysta partia klawiszy w stylu Emerson Lake & Palmer. Bardziej oszczędny charakter ma „Darkness”, wijąc się powoli dronowym loopem, zanurzonym w lustrzanym tle. Płytę wieńczy zdecydowanie najpiękniejszy utwór w zestawie – „Eternally” wymodelowany na klasyczną kosmische musik spod znaku Tangerine Dream.
Pomysł na „Agarthę” narodził się podczas pandemii. Japoński producent wymyślił sobie wtedy, że stworzy soundtrack do nieistniejącego filmu o tajemniczej krainie. Dlatego jego nowy album trzeba słuchać tak, jak pół wieku temu słuchało się concept-albumów Pink Foyd, Tangerine Dream czy Isao Tomity – za jednym posiedzeniem od początku do końca. Taki odbiór pozwala w pełni odebrać intencje autora krążka – oraz docenić niezwykłe piękno i rozmach tej muzyki. Dla wielbicieli klubowej twórczości Waty Igarashiego wydawnictwo to będzie sporym zaskoczeniem. Warto się jednak zanurzyć w tę muzykę. „Agartha” to bez wątpienia jedna z najlepszych płyt z elektroniką w tym sezonie.
Kompakt 2023
bardzo dobra recenzja , świetny album.
Tak jest. Dziękuję!