Niepodrabialny głos.
Jak się na płytę zaprasza Moor Mother, to wiadomo, że jej ocena automatycznie pójdzie w górę. Warto jednak pamiętać, że tak wyjątkowa artystka może magnetyzmem swym przyćmić resztę materiału, a w końcu nikt nie chciałby, aby cały materiał znalazł się w cieniu jednego, gościnnego występu. Arooj Aftab wie o tym doskonale i choć na jej najnowszym krążku „Night Reign” Amerykanka się pojawia, to występuje jedynie w roli mocnego akcentu, który nie anektuje całej płyty, a wszystko dzięki niesamowitej różnorodności zawartej w niecałych czterdziestu dziewięciu minutach.
„Bolo Na” jest utworem, w którym obie możemy usłyszeć. Należy on do najlepszych fragmentów płyty. Zderzenie ekspresyjnego głosu Aftab z głębokim Moor Mother daje znakomite efekty. Towarzyszy im jeszcze wibrafonista Joel Ross. W tym miejscu warto zaznaczyć, że Pakistanka śpiewa nie tylko w urdu, ale również w języku angielskim. Wracając do utworu warto podkreślić jego niepospolitą aurę i delikatność. Oszczędność i powściągliwość są kluczami do sukcesu, co zresztą można rozszerzyć na resztę albumu, który rozpoczyna się gitarowo i spokojnie utworem „Aey Nehim”.
Artystka nie proponuje nam gwałtownej zmiany stylistycznej, ale raczej zmierza ku ewolucji. Mając w pamięci zeszłoroczny „Love In Exile” nowsza płyta wydaje się bardziej przystępna, co nie oznacza słabsza. Akustyczna ciepłota początku płyty (końcówka „Na Gul”!) przechodzi w nieco bardziej złożone brzmienie w „Autumn Leaves”, który w drugiej części przynosi cudowną porcję melodii. Doceniam bardzo dopracowanie ułożenia utworów, które sprawia, że przejścia stylistyczne są ledwo zauważalne, a liczą się odczucia osób słuchających. Jak nienatarczywie pojawiająca się samotność w „Saaqi” w towarzystwie Vijay Iyera.
Największym magnesem pozostaje niepodrabialny głos. „Raat Ki Rani” właściwie mogę słuchać na okrągło. Jest w nim lekkość, melancholia, ale równocześnie jakieś echo tradycyjnej muzyki. „Last Night Reprise” jest z kolei zaproszeniem dla słuchaczy o bardziej progresywnych gustach. Ba, jest nawet mrugnięcie w stronę odbiorców bardziej nastawionych na piosenki („Whiskey”). Właściwie rzekłbym, że oto mamy album ogólnodostępny, a jednocześnie bardzo osobisty. Co zaskakujące dla mnie, to sięgałem po niego w bardzo różnych stanach emocjonalnych czerpiąc z niego pociechę, czasami pożądane wzruszenie i – paradoksalnie – zwykłą ciszę.
Verve | 2024
Spotify
FB: https://www.facebook.com/aroojaftabmusic
FB Verve: https://www.facebook.com/ververecords