Można pokusić się u uśmiech.
Jest w nim taka zdolność, żeby jednym lub dwoma wersami wprowadzić element zmienny, który daje piosence niespodziewany, acz potrzebny kopniak windując do poziomu nieprzeciętnej. Tak miałem z „Frogs” Nicka Cave`a & The Bad Seeds z najnowszego albumu „Wild God”. Chodzi o ten konkretny fragment: „Kris Kristofferson walks by kicking a can / In a shirt he hasn’t washed for years”. Należy wspomnieć, że Kris Kristofferson zmarł już po wydaniu niniejszej płyty, ale nie wiązałbym tego z piosenką. I właśnie wprowadzenie tego żywego obrazu w połączeniu z kontrolowanym chaosem słów poprzedzających robi różnicę. Na tyle istotną, że „Frogs” potrafię często zapętlać.
Wydawać by się mogło, że tak podniosły ton jak z „Song Of The Lake” mógłby spokojnie zamykać płytę, gdy tymczasem tu ją otwiera. Wchodzimy, a właściwie wpadamy w klimat „Wild God”, który różni się od ostatnich kilku autorstwa Australijczyka. Mamy bardziej okazałe aranżacje, perkusja wróciła do odgrywania bardziej znaczącej roli, a Cave potrafi na moment zejść z pozycji dominującego lidera. Powyższe uwagi mają naturę generalną, bo w szczegółach bywa różnie.
Na przykład singlowy „Wild God” jest znakomity. Od dnia usłyszenia po dziś dzień przykuwa uwagę, ma w sobie nerw i opowieść. I tu należy podkreślić rolę producencką Warrena Ellisa. Za wszystkie smaczki, chóry, rozszerzone aranżacje. Trudno nie zachwycić się tym utworem i nie dać się porwać ekstazie, którą ze sobą przynosi. Cave, często nazywany „księciem ciemności”, tu sprowadza na nas radość. Można pokusić się nawet o uśmiech. Biorąc całą karierę pod uwagę jest to rzecz zaskakująca. Wspomniane przeze mnie „Frogs” też aż krzyczą pod niebiosa w nadziei, że te otworzą bramy swe.
Tych biblijnych akcentów i wniebowstąpień jest masa. Taki twórczy okres. Jednak nie jest to wydanie cukierkowe. Zbyt wiele artysta przeżył, żeby nas mamić. Po drugiej stronie jest ból. I tu przywołam wspaniały „Final Rescue Attempt”: „After that nothing ever really hurt again / Nothing ever really hurt, not even ordinary pain”. Choć jeśli idzie o dobór cytatu, to ten utwór ma jeszcze lepszy fragment: „Who arе these gods that you now defеnd? / And what purpose do they serve now at the end of time?”. Wydaje mi się, że całość albumu najbardziej oddaje „Conversion”, który przy okazji jest najbardziej zaskakującym z zestawu, a to z uwagi na część drugą niosącą w sobie kawał energii.
Jeszcze w kwestii tekstów. Otóż zauważyłem, że Nick Cave robi wszystko, aby odebrać słowo horses zespołowi Rolling Stones, albowiem umieszcza je w tekstach bardzo często. Nie tylko w „Cinnamon Horsen”, ale także w utworze otwierającym i paru poprzednich płytach. To moment kiedy zaczynam odrobinę tęsknić za Cave`m złośliwym (patrz „We Call Upon the Author” z niedocenianej płyty „Dig, Lazarus, Dig!!!”). Bo choć klasyczny „Long Dark Night” podoba mi się bardzo, to już „O Wow O Wow (How Wonderful She Is)” z psującymi wszystko dodatkami wypada groteskowo, a i „Joy” niekoniecznie przekonuje mnie swym rozbuchanym ekumenizmem.
Trochę stękam, trochę kwękam, lekko narzekam, ale wiecie co? I tak mi się podoba. Miejscami nawet bardzo.
PIAS | 2024
Spotify
FB Nick Cave: https://www.facebook.com/nickcaveandthebadseeds
FB PIAS: https://www.facebook.com/pias