Taniec dla mózgu i ciała.
Samuel Shepherd ma już za sobą kreatywne przełamywanie barier stylistycznych. W dorobku producenta znajduje się choćby głośna współpraca z legendarnym saksofonistą Pharoah Sandersem i London Symphony Orchestra („Promises”). Innym wielkim skokiem w karierze była pierwsza przez twórcę napisana partytura do baletu Mere Mortals. Po tak mocnych i odważnych ruchach, Floating Points powraca do swojej pierwotnej stylistyki. Nowy krążek „Cascade” powstał jako gatunkowa kontynuacja albumu „Crash”. Starzy fani mają więc powód do radości, gdyż najnowsze wydanie na nowo prezentuje zastaw kompozycji spod znaku progressive house i elementów IDM.
„Cascade” stanowi zdecydowane osadzenie w bardziej klubowych brzmieniach. Płyta jest mocno taneczna, jednocześnie duży nacisk kładąca na melodyjność. Nie jest to muzyka banalna. Podobnie jak wielu artystów house’owych (choćby Bonobo czy Four Tet), Floating Points chętnie korzysta z elementów żywej muzyki. Zastosowane jest to bardzo precyzyjnie i niezwykle oszczędnie, co w sposób przemyślany wzbogaca całość. Pojawia się więc harfa czy wstawki zestawu perkusyjnego. Za bębnami siada między innymi Caribou.
Dominującą treścią krążka są ambitnie złożone melodie oparte na bardzo wyraźnej warstwie perkusyjnego bitu. Floating Points umiejętnie bawi się mieszaniem muzyki relaksacyjnej z progresywnymi zabiegami. Rewelacyjnym przykładem warsztatowego geniuszu jest „Fast Forward” prezentujące absolutnie niestandardowe podejście do prowadzenia syntezatorów na pierwszym planie. Ale znajdziemy na płycie też mocno stonowane oblicze producenta. Zdecydowanie zwalniamy na „Ocotillo”, zanurzając się z początku w muzyce tła, niesamowicie rozwarstwionej, wciąż bawiącej się natężeniem i dynamiką, aby skończyć na IDM’owych wariacjach. Bardzo ciekawą propozycją jest także ambientowe „Ablaze”, zamykające całość. Na nim udziela się gościnnie Hikaru Udada, ikona j-popu, która w przeszłości pracowała z Shepherdem nad swoim solowym albumem. Udada delikatnie wzbogaca tło swoimi drobnymi wokalizami.
Z bardzo głębokim basem i hołdującą drum’n’bassom perkusją, wjeżdża zglitchowane „Tilt Shift”. To prawdziwy pokaz talentu w eksperymentowaniu. Ileż w tym jednym krążku kapitalnych pomysłów, sprawiających że słuchacz nie ma przestrzeni ani czasu na znudzenie. O ile w przypadku „Promises” zachwycony byłem spokojem, subtelnością, o tyle na najnowszym wydaniu nie potrafię mimo tak wielu bodźców ściągnąć z uszu słuchawek choćby na chwilę.
Shepherd znów udowadnia, że skupiając się na jakimkolwiek nastroju, potrafi z niego wyciągnąć wszystko co najlepsze. Powrót do mocniej skomplikowanych kompozycji udowadnia, że ma w ramach ambitnej elektroniki jeszcze wiele do powiedzenia. Po wysłuchaniu „Cascade” już kilkanaście razy, nie mam wątpliwości co do tego, że Floating Points to jeden z najciekawszych współcześnie tworzących artystów na szerokopojętej scenie elektronicznej.
Profil na BandCamp »
Profil na Facebooku »
Pluto 2024