Wpisz i kliknij enter

Monoloc – Drift

Intrygujący debiut niemieckiego producenta.

Ten wąsaty młodzieniec dorastał we Frankfurcie lat 90. – dlatego w naturalny sposób zachwycił się muzyką techno. Nic więc dziwnego, że już w 2001 roku zaczął majstrować pierwsze własne nagrania w tym stylu. Z ich publikacją odczekał jednak sensownie kilka lat. Dlatego, kiedy w 2008 roku opublikował swój pierwszy materiał – „In A Haze” – od razu podniosły się głosy, że mamy do czynienia z narodzinami wielkiego talentu. I faktycznie – o jego kolejne wydawnictwa upomniały się tak zasłużone dla rozwoju techno wytwórnie jak Sinewave i CLR.

Choć niemiecki producent powołał do życia własną firmę – Smallroom Music – dwa lata temu zawiesił jej działalność. Nawiązał bowiem wtedy bliższy kontakt ze Chrisem Liebingiem, który zachwycony produkcjami Monoloca, zaprosił go do grona najbliższych współpracowników. I dlatego, kiedy młody artysta przystąpił do pracy nad tworzeniem materiału na swój debiutancki album, nie szczędził mu swych rad i nawet wziął udział w ostatecznym miksie nagrań. Swoje trzy grosze dorzucił również Brian Sanhaji – bo zajął się masteringiem otrzymanych ścieżek. W ten sposób powstał „Drift”, który właśnie ujrzał światło dzienne nakładem CLR.

Już w pierwszym utworze czuć dotyk mistrza – zredukowane bity wsparte dudniącym basem przynoszą przeciągłe dźwięki majestatycznych organów zanurzone w cyfrowym szumie („Mind”). Mniej minimalistyczne brzmienie ma kolejna kompozycja – bo od razu eksploduje ona plemiennymi uderzeniami zwalistego rytmu, który z czasem nabiera bardziej tanecznego charakteru. Wszystko to ozdabiają zawiesiste szumy i trzaski o glitchowym pochodzeniu („Try”). Podobny podkład ma umieszczony nieco dalej „About” – choć tym razem bliżej mu do dubstepu niż techno. Zbliżoną rytmikę stosował na swej debiutanckiej płycie bliski kolega Monoloca z CLR – Tommy Four Seven. Niemiecki producent uzupełnia ją jednak na swój sposób – toksycznym strumieniem noise`u niosącym zdeformowane głosy.

Echa klasycznych osiągnięć brytyjskiego IDM-u rozbrzmiewają w „Things”. Przesterowane breaki są tu jednak bazą dla zawodzących efektów – a wszystko to robi takie wrażenie, jakby z daleka powoli kroczyła w naszą stronę… Godzilla. Podobne bity stanowią również podstawę finałowego „It`s A Shame”. Przejmująca partia ejtisowych syntezatorów i emocjonalny śpiew Daniela Wildena sprawiają jednak, że kompozycja brzmi jak industrialny remiks jakiejś piosenki Depeche Mode. Tegoroczne dokonania Vince`a Clarka i Martina L. Gore`a wskazują, że mogą oni tylko pozazdrościć swemu młodszemu koledze finezji w realizowaniu takiej wizji techno.

Słowo się rzekło – klasyczna rytmika dla tego gatunku rozbrzmiewa po raz pierwszy na płycie w „It`s Mine”. Niemiecki artysta uzupełnia ją jednak w wyjątkowo oryginalny sposób – z jednej strony zbasowanymi akordami falujących syntezatorów (trochę jak w „Are Friends Electric?” Tubeway Army), a z drugiej – podniosłym śpiewem wspomnianego Wildena. Pojawia się on również w drugiej kompozycji wpisanej w kontekst mrocznego techno – „When I Get Older”. Zestawienie tej melodyjnej wokalizy z dronowym buczeniem basu i szorstkimi efektami robi wprost piorunujący wrażenie.

Echa radykalnych eksperymentów z podobnymi dźwiękami rodem z twórczości Emptyset znajdujemy z kolei w „No Outro”. Stawkę podbija jednak inny utwór – „Pblc”. Tym razem Monoloc sięga bowiem po chicagowski house. Pogłębiając go na dubową modłę,  zbliża się do ostatnich dokonań Andy`ego Stotta. Niemiecki producent lepiej sobie jednak radzi z dźwiękową materią niż jego brytyjski poprzednik – bo unika nużącej monotonii poprzez pomysłowe wklejenie w tkankę kompozycji sampli soulowej wokalizy i rozedrganej gitary. Efekt – znakomity!

Płyta nie jest długa – bo słychać, że Monoloc starannie wyselekcjonował swe produkcje. Dlatego tutaj każdy utwór robi wielkie wrażenie. Jest w tych utworach potężna moc – ale poddana żelaznej dyscyplinie. Taki album mógł nagrać tylko artysta urodzony w Niemczech.

CLR 2012

www.clr.net

www.facebook.com/CLR.Official

www.facebook.com/pages/Monoloc-Official







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
5 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
mika_el
mika_el
11 lat temu

Album bardzo niespójny. Bardzo dobry jako pojedyńcze utwory i zupełnie nieadekwatny jeśli chodzi o całość. Takie kawałki jak „Mind” i „Try” zupełnie mi nie pasują do zabójczo przypominających mi dokonania Swayzaka z „Some Other Country” dzwięków z „It’s Mine”. I tak jest prawie na całej płycie. 4/5

solcys
solcys
11 lat temu

Co ciekawe Resident Advisor nie ocenił tej płyty zbyt dobrze…

Bartooki
Bartooki
11 lat temu
Reply to  solcys

jak wiele innych świetnych płyt, od ponad roku tam nie wchodzę,przereklamowane…

Bartooki
Bartooki
11 lat temu

ta, a moim skromnym zdaniem album łyka na śniadanie najnowszy projekt Stotta,Dettmanna i wspomnianego przez przedmówcę TFS

Antotyn
Antotyn
11 lat temu

Ten materiał bije na głowę Tommy;ego Four Seven jak na mój gust.

Polecamy