Wpisz i kliknij enter

Antye Greie Fuchs – nasza rozmowa

W słoneczne lutowe popołudnie, w samym sercu Berlina, zasiedliśmy z Antye Greie przy herbacie i rozpoczęliśmy rozmowę. Zawczasu przygotowałem wiele pytań, jednak okazały się one zbyteczne. Rozmowa potoczyła się swoim własnym torem, oscylowała wokół wielu interesujących kwestii, a Antye była nadzwyczaj rozmowna i otwarta. W słoneczne lutowe popołudnie, w samym sercu Berlina, zasiedliśmy z Antye Greie przy herbacie i rozpoczęliśmy rozmowę. Zawczasu przygotowałem wiele pytań, jednak okazały się one zbyteczne. Rozmowa potoczyła się swoim własnym torem, oscylowała wokół wielu interesujących kwestii, a Antye była nadzwyczaj rozmowna i otwarta.

Czym różni się dla Ciebie praca w pojedynkę od współpracy z kimś przy tworzeniu muzyki?

Kiedy jesteś sam, jesteś sam ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nie musisz z nikim dyskutować, nie musisz iść na kompromis. Możesz w pełni robić to, na co masz ochotę. Ale konsekwencje również ponosisz samemu. Musisz też w pojedynkę szukać środków do pracy, do wydania płyty. To czasem sprawia, że po wypuszczeniu nowego albumu czuję ogromne napięcie, póki nie zaczną spływać pierwsze recenzje. Nieźle się wtedy napocę. Tak jak teraz z „Words Are Missing”. Dziś dotarły kolejne notki z gazet i po raz kolejny czuję ulgę, że płyta została przyjęta całkiem dobrze. Praca w samotności jest czymś, co lubię, nikt nie może powiedzieć mi „nie umiesz tego zrobić”, ale po zakończeniu pracy pojawiają się myśli, że może tym razem to wszystko nie zadziała.

Wchodząc we współpracę z innymi artystami zawsze masz pomysł, w jaki sposób poprowadzić dany projekt, czy działasz raczej spontanicznie?

To naprawdę zależy. Czasem tworzę koncept wcześniej, jak z Zavoloką, kiedy obie miałyśmy pomysł na „techno like trees”. Wiedziałyśmy, jak chcemy to zrobić – grać wszystko na żywo, z mocnym zaznaczeniem humanistycznego pierwiastka. Kiedy miałyśmy już gotowe studio, włączyłyśmy metronom i wszystko się zaczęło. Albo z Jotką, ostatni album Laub był zdecydowanie bluesowy. Jotka przyszedł do mnie i powiedział: „Antye, jestem całkowicie pochłonięty przez blues i chcę zrobić bluesowy album, czy pójdziesz ze mną tą drogą?”. I ja się zgodziłam. Byłam w pełni zaangażowana, on miał silną ideę za którą z chęcią podążyłam. Jeszcze inaczej wyglądało to z Sasu. Przed rozpoczęciem prac nad naszym pierwszym albumem, około pół roku wcześniej zaczęliśmy rozmawiać i ustalać co chcemy, żeby się na nim znalazło, co chcemy przekazać, a co odrzucamy.



W wywiadzie dla lutowego The Wire Sasu przyznał, że wasz kolejny album będzie bardziej popowy niż poprzedni. W jaki sposób ta popowość będzie się objawiała?

Nie miałam jeszcze czasu, żeby ten wywiad przeczytać. Chyba powinnam to zrobić. W każdym bądź razie, chciałabym głównie, żeby ten album był mocniejszy. Nasz pierwszy wspólny album był bardzo wolny, cichy i skromny. Mój amerykański przyjaciel nazwał go „zwartym”. Taki był, nikogo nie drażniący, bardzo zamknięty. Podczas produkcji mieszkaliśmy pośród fińskiego lasu, to też odcisnęło swój ślad na brzmienie płyty. Teraz oboje czujemy się inaczej. Chciałabym, żeby album był w pewien sposób bardziej agresywny. To moje główne zamierzenie – agresywność. Chciałabym też, żeby był mocniejszy brzmieniowo, z twardszymi bitami, ale nie wiem, czy to do końca się uda. Dwa dni temu skończyliśmy nagrywać demo, cztery utwory. Dziś, przed Twoim przyjściem, odsłuchałam je ponownie i czuję, że jednak pozostały momenty, które bym zmieniła. Ale udało nam się uzyskać bardziej agresywne brzmienie. Jest trudne, niemiłe. I tak się właśnie oboje czujemy. Sasu powiedział, że chciałby iść dalej w tym kierunku, wyrażając swoją złość i niezadowolenie. Ja również zawsze wyrażam swoją złość, ale robię to w inny sposób niż on. Chcę być bardziej otwarta, ale to nie jest tak proste, kiedy śpiewam po angielsku. Znacznie łatwiej mi się złościć po niemiecku.

Pierwszy album AGF/Dlay poruszał wiele kwestii społecznych.

Tak, to prawda, był dosyć krytyczny, ale w dosyć skromny sposób. Bez oceniania, osądzania. Nie mówię, że teraz chciałabym wszystko osądzać, ale chcę otwarcie powiedzieć To i tamto jest gówniane, nie podoba mi się. Na naszej pierwszej płycie nawet „Explode baby”, mimo elementu agresywności, był dosyć współczujący. Teraz takie bardziej agresywne tony dobrze wyrażają nastroje, w jakich się znajdujemy. Nie możesz cały czas być cichym i delikatnym, bo albo ci się to znudzi, albo stanie ci się krzywda.

Czy aspekty społeczne są wciąż istotne dla Ciebie, dla Twojej muzyki?

Tak, naturalnie. Ale na „Words Are Missing” chciałam skupić się na czym innym. Dla mnie, jako wokalistki słowa mają ogromne znaczenie, ale na WAM chciałam zrobić coś o braku mówienia, braku słów, o niemożliwości mówienia o pewnych kwestiach. Pojawia się motyw obozu koncentracyjnego, który bardzo na mnie wpłynął, mimo, że to już historia. Jest też utwór „Dread in strangers eyes”. Opowiada o paranoi na ulicach, o strachu w oczach ludzi, których mijam. To wszystko, o czym dużo myślę, a co trudno wyrazić słowami.

Jak wpłynął na Twoją prace fakt, ze zostałaś mamą?

Urodzenie dziecka to największa, najważniejsza sprawa na świecie. Sztuka, cokolwiek, w porównaniu z tym wydaje się niczym. Czujesz wewnątrz, że to jest tak niesamowicie mocne, dać życie. Kojarzy mi się mocno ze zwierzęcością, naturą. Wpłynęło to na mnie bardzo mocno. Wiele razy, podczas pracy nad kolejnymi projektami czułam, mimo zmęczenia, ogromną radość, kiedy o niej myślałam. Czasem trudno mi pracować, kiedy nie mogę zostać sama, a samotność jest dla mnie bardzo ważna.

Na WAM pojawia się utwór, który stworzyłaś z udziałem Lumi.

Tak, nazywa się „The artist is present”. Kiedy Lumi była bardzo mała, musiałam zabierać ją ze sobą do studia. Jej głos pojawia się również na kilku innych utworach, ponieważ była ze mną stale w początkowej fazie nagrywania.

Czy „Words Are Missing” to nowa ścieżka w twojej twórczości, czy prosta kontynuacja tego, co robiłaś wcześniej?

To było dla mnie coś nowego, ale myślałam o tym już bardzo długo. W swojej karierze wydałam 15 albumów wypełnionych słowami. Teraz, przede wszystkim, chciałam sprawdzić się jako producent i stworzyć utwory instrumentalne. Kiedy używasz słów, napotykasz na tak wiele granic. Kiedy się ich pozbędziesz, znacznie łatwiej jest trafić do odbiorcy. Myślałam o tym znacznie więcej niż o swojej poezji. O pozbyciu się słów, ogołoceniu z nich. Teraz zastanawiam się nad stworzeniem wystawy pod tym samym co płyta tytułem. Z użyciem dźwięków i brakujących słów.

Chciałabyś zająć się teraz czymś nowym, odmiennym od dotychczasowych projektów?

Zastanawiałam się nad zapisaniem się na lekcje kompozycji, ale kiedy powiedziałam o tym kilku znajomym byli bardzo zdziwieni i twierdzili, że to ja sama powinnam uczyć kompozycji albo napisać na ten temat doktorat. Pomimo bardzo różnych planów, jestem wciąż skupiona na muzyce. Ale fakt, że wydawanie płyt nie przynosi prawie żadnego zysku powoduje, że biegam dookoła jak kura. To mnie stresuje.
Tydzień temu skończyłam pracę nad albumem z prawdziwym, mocnym techno. Ellen Allien poprosiła mnie o pomoc i, mimo bardzo krótkiego czasu, udało mi się wyprodukować ten album. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Okazało się, że Ellen jest ogromną fanką mojej muzyki. Ja niezbyt przepadam za jej twórczością, chociaż uważam, że bpitch i wszystko wokół jest naprawdę wspaniałe. Na samym początku współpracy powiedziałam jej, że ja nic o techno nie wiem, ale i tak chciała, żebym wzięła w tym udział.

W jaki sposób definiujesz techno?

Mówię teraz o techno techno – tym, które robi Ellen. Chociaż na tej płycie będzie jeden utwór zupełnie odmienny od tego klimatu. To kawałek, do którego tworzenia dołączył również Apparat. Jest bardzo spokojny, lekko ambientowy. Wydaje mi się, że to najlepszy utwór na całej płycie, chociaż to w ogóle nie jest techno.

A koncept „techno like trees”, który opracowałyście z Zavoloką?

To był specyficzny pomysł. To nie jest techno, które można grać w klubach, a którego ja nie lubię. Nie lubię też do niego tańczyć, może dlatego, że nie biorę narkotyków. Wolę bardziej skomplikowany bit do tańczenia. Takie techno, o którym teraz mówię, które możesz włożyć do każdego klubu, to techno „four to the floor”. Niezależnie jak, zawsze wychodzi podobnie. Oczywiście, ja również tworzę techno, w jakiś sposób.

I jakbyś je opisała?

Wood techno (śmiech)

Czy rap wpływa na Twoją muzykę? W The Wire wspominałaś, że jedną z Twoich ulubionych płyt 2007 roku jest album Kanye West.

Ta płyta jest po prostu znakomicie zrobiona. Bardzo podoba mi się to, co on robi, jak produkuje swoją muzykę. Rap ma na mnie wpływ ze względu na słowo mówione i historie, które ludzie opowiadają w rapowych kawałkach. Fascynują mnie takie umiejętnie opowiedziane historie. Ja w jakiś sposób robię to samo, tylko bez całej hip-hopowej otoczki. Mój rap to leśny rap. Moje teksty nie są tak zmęczone, jak teksty hip-hopowe. Jest też element techno. Moje śpiewanie to taki przestrzenny rap [space rap]. Ale na „Words Are Missing” skupiam się prawie wyłącznie na techno. Zrobiłam ten album dużo wcześniej niż ten dla Ellen, ale przy albumie z Ellen musiałam naprawdę pracować z tymi wszystkimi wyznacznikami techno. Również z Zavoloką robiłyśmy wiele nowych rzeczy grając na żywo, opierając się wyłącznie na repetycji. Bo techno to repetycja. A ja nie za często się na niej opieram.

Co skłoniło Cię do rozpoczęcia kariery solowej, oderwania od Laub i pracy pod własnym szyldem AGF?

Kupiłam laptopa. (śmiech) Zainstalowałam mnóstwo programów i kombinowałam. Potem zostałam poproszona o zrobienie dźwiękowej instalacji o Berlinie na Sonar. Stworzyłam taki berliński soundtrack, a kiedy było już po wszystkim pokazałam go Kit Claytonowi z Ortholong Musork. Całość bardzo mu się spodobała i obiecał, że jeśli kiedykolwiek będę chciała coś wydać, mogę swobodnie kierować się z tym do niego. Jakiś czas później byłam w Chicago i wtedy zdecydowałam się wypuścić pierwszy album w Ortholong.

Czy byłabyś w stanie nagrać coś czysto popowego?

Nie mogłabym. Pop to coś popularnego, nie jestem w stanie tego zrobić. Nawet jeślibym to zrobiła, z pewnością wyszłoby gówniane. To nie moja działka. Tak jak z Ellen, zrobiłam dla niej trochę muzyki, a ona wyrzuciła z niej fragmenty, które ja uważałam za najbardziej interesujące. Czasem robię rzeczy, które mogłyby być uważane za lekko popowe, na przykład projekt z Quio, trochę rapujące. Również Laub mógłby być uważany za popowy. To jest jak z obrazem, wyobraź sobie, że coś malujesz, to, co robisz, wychodzi prosto z twojej osobowości.
Ostatnio słuchałam dużo Sonic Youth. Ich możemy nazwać alternatywnym rockiem. W ten sposób to, co ja robię możemy traktować jako alternatywny pop.

Co z Twoimi występami na żywo? Panujesz zwiększyć ich liczbę?

Obecnie jestem w dobrej sytuacji, na żywo gram dla małej liczby osób i wiem, że są to ludzie, którzy znają moją twórczość. Lub przynajmniej mają możliwość usłyszenia tego, co mam do przekazania. Wtedy czuję się najlepiej. Z drugiej strony, w zeszłym roku grałam na Roskilde. Wielki namiot, w środku tysiące ludzi. Czułam, że to nie ma żadnego sensu. Nie mogłam niczego rozwinąć, nie zrobiliśmy nawet soundchecku, muzyka tam po prostu nie działała. 10000 osób w błocie. Żadnej intymności. To jest ok, ale to nie jest to, czym się zajmuję.

Z drugiej strony ciekawy jest aspekt dobrej zabawy. Tak jak Luomo, jego muzyka ma mnóstwo zabawowych aspektów, które on próbuje tworzyć i na żywo grać na najwyższym poziomie. Ale to jest coś, czym ja się nie zajmuję. W przeszłości był moment, w którym zajmowałam się djką i to wcale nie było dobre. Grałam dla dużych tłumów, ale bardzo mnie to wkurzało. Każdej nocy wiedziałam, że kiedy puszczę jakiś utwór tłum będzie wrzeszczał i się cieszył. To naprawdę nie dla mnie. Ellen to uwielbia, mnie to zdecydowanie wkurza. Nie mogłabym wytrzymać jak narzędzie, które zabawia innych. Zawsze szukam czegoś głębszego w swojej pracy i twórczości. To moja teoria.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
7 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
marian carey
marian carey
16 lat temu

dzieki za ten wywiad, duzo nowych infos.:) pozdrawiam.

ebichu
ebichu
16 lat temu

o jej.. tyle zachwytu u mnie zawsze nad tworczoscia tej pani a tu wywiad.. i taka klapa, jej zimne usta, owlosione cialo

pacholak
pacholak
16 lat temu

zdjęcie też Jakub Żaczek? pozdrawiam, zazdroszczę rozmowy 🙂

apx
apx
16 lat temu

sympatyczna ta pani Lis

Pan Rozpadlin
Pan Rozpadlin
16 lat temu

No i proszę, już widać efekt tych obustronnych, kobiecych, berlińskich fascynacji. Z tego co pamiętam, najnowsze, jeszcze nie wydane, bPitch controlskie boogy bytes firmowane przez Ellen Allien rozpocznie się od utworu AGF.

xx
xx
16 lat temu

nagra to ktos?

qbas
qbas
16 lat temu

oby koncert był tak fajny jak ta rozmowa 🙂

Polecamy