Wpisz i kliknij enter

Ben Westbeech – Welcome To The Best Years Of Your Life


Miasto Bristol bez wątpienia ma w sobie jakiś wyjątkowy muzyczny potencjał – tam przecież nagrywali Massive Attack, Portishead, Kosheen czy TC. Teraz do tego grona dołączył Ben Westbeech. Wykształciuch – multiinstrumentalista (wiolonczela, pianino, śpiew), który na swoim długogrającym krążku zdaje się przede wszystkim dobrze bawić, dzieląc się przy tym obserwacjami młodego człowieka nie stroniącego zarówno od refleksji, jak i od uciech.
Wszystkie opowieści rozbrzmiewają wśród chwytliwych melodii, dynamicznych bębnów i wielościeżkowych wokali. I choć początek materiału jest mało reprezentacyjny dla całości, to właśnie różnorodność tej płyty jest jej największym atutem. Co więcej, autorowi udało się zachować wyjątkową spójność swego materiału. Dość poważny start płyty przechodzi w singlowy „So good today” – i tu już mniej więcej Ben pokazuje, co mu w duszy gra. Jazzujący, powtarzający się riff gitary i zabawa wokalem podparte zostały złamanym bitem; taka beztroska atmosfera jest świetnym pomostem między pierwszym, minorowym kawałkiem a energetyczną bombą, jaką jest „Get Sily” – najlepszy chyba utwór na płycie (oryginalnie napisany przez Steviego Wondera). Westbeech pokazuje więc pazury, aby zaraz potem wrzucić instrumentalny „Bright flute” – tak na ostudzenie emocji. Otrzymujemy tu prawie czterominutowy utwór, powstały w oparciu o jeden, powtarzający się sampel – nie ma tu jednak mowy o żadnym znużeniu: ot kolejny dowód kompozytorskiego talentu Westbeecha. Napięcie stopniowo powraca wraz ze świetnym, dynamicznym i soulowym „Gotta keep up”, aby znów opaść pod wpływem kilku wyjątkowo „pościelowych” kompozycji. Na szczęście już do samego końca (z jednym wyjątkiem) będzie dynamicznie – i chyba właśnie takie nuty Westbeech układa najlepiej. Przykładem „Dance witch me” i „Get closer” – taneczne kilery, które spokojnie poradzą sobie na każdym klubowym parkiecie. Westbeech miesza więc broken beat, drum and bass, soul czy jazz, ale szeroko zakrojona zabawa konwencjami nie jest tu klasycznym mish-mashem – jest raczej próbą stworzenia nowej jakości.
I gdyby nie ostatni „Beauty”, płyta mogłaby zakończyć się pełnym sukcesem. Niestety zamykający całość utwór zasługuje jedynie na rolę jakiegoś b-side, sprawia wrażenie kompozycji zupełnie przypadkowej. Nic to jednak – wszak cały album powstał właściwie przez przypadek – w ręce Gillesa Petersona z londyńskiego Radio One wpadł bowiem singiel „So good today”, co zaowocowało współpracą między oboma Panami, zakończoną wydaniem tego znakomitego krążka.
2007







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
lolo
lolo
16 lat temu

płyta b. sie mi podbała – klipy też.
a gp pamiętam miał jej przesłuchać, gdy ben wlazł do auta i wymusił audiencję…

GP
GP
16 lat temu

Plyta bardzo dobra, tak powinien brzmiec easy-listening, ktory mozna sluchac w samochodzie, na sluchawkach i nie miec wyrzutow sumienia 😉 Ben moze nie ma poetyckich tekstow, ale muzycznie bez zastrzezen. Uwazam, ze Beauty nie jest takie zle, natomiast nieporozumieniem jest In/Out . Ale i tak nie zmienia, to faktu, ze Ben zaserwowal swiezy material, ktory mozna sluchac o kazdej porze roku (plyta wydana juz jakis czas temu ;))

Polecamy