Wpisz i kliknij enter

Ben Zeen w Łodzi – 30 listopada 2007

Pogoda pod psem. Dzień tak brzydki, że nie chce się nosa wystawiać spod kołdry. Ostatni dzień listopada. Żeby tego jeszcze było mało – ostatni dzień listopada w Łodzi. Pogoda pod psem. Dzień tak brzydki, że nie chce się nosa wystawiać spod kołdry. Ostatni dzień listopada. Żeby tego jeszcze było mało – ostatni dzień listopada w Łodzi. Za oknem szare, zmokłe kamienice, ociekające zmęczeniem mieszkańców. Jest piątek. Normalni ludzie w piątkowe listopadowe wieczory poszukują rozrywki, chcą trochę porozciągać kości w rytmach przaśnego houseu, strzelić piwko, pójść na dramy, ewentualnie pokręcić tyłeczkiem odzianym w cekiny jeśli na mieście jest jakieś electro. Inni mówią nic z tego. 30 listopada 2007, najbrzydszy dzień roku. Przed nami Extreme Pleasure Night.

Fabryka Sztuki przy Tymienieckiego 3 to miejsce znane z niekonwencjonalnych propozycji. Mieści się na terenie XIX – wiecznego pofabrycznego kompleksu, niegdyś należącego do łódzkiego potentata – Karola Sheiblera. Od samego początku jej działalność związana była z promocją młodej sztuki, często kontrowersyjnej i niezrozumiałej dla szerszej publiczności. Nic więc dziwnego, że duet Ben Zeen właśnie tutaj zdecydował zorganizować piątkowy live act.

Dotarliśmy na miejsce około godziny dwudziestej. Kto kiedykolwiek był na Tymienieckiego, ten wie, że nie jest to teren spacerowy. Przeogromny kompleks zionie dziwnym chłodem, człowieka przechodzi dreszcz gdy przemyka w cieniu opustoszałych fabryk – martwych kolosów. Hala w której odbyć się miał już niedługo koncert, skryta jest w zakamarkach obiektu, w plątaninie rusztowań niewiadomego użytku. Z wnętrza dobiegały uszu monotonne dźwięki, nieśmiała publika w ciekawości podążała za nimi pospiesznie dopalając resztki papierosów. Do dyspozycji dwie sale. Pierwsza oświetlona czerwonym światłem, po środku – jakaś konstrukcja z folii i drewna. Ciężko stwierdzić, czy znalazła się tu przypadkowo czy nie.

Tak czy siak razem daje to wszystko niezły efekt. Druga sala zalana niebieskim światłem. Na środku konstrukcja z palet, niedbale okryta jakimś materiałem, na której znalazło się miejsce dla całej maszynerii. Niezliczona ilość kabli, syntezatory, sekwencery, dwa laptopy, inne diabelstwa. Wśród nich skrzypce. Publika ustawia się dookoła w oczekiwaniu. Z głośników wydobywają się mozolne dźwięki, natrętnie odmierzając nieprzyjazny rytm przerywany drażniącym szumem. Jest w tym jednak w dziwny sposób wyczuwalna kompozycja. Gdzieś w kącie widać muzyków. Ze spokojem palą fajki, ustawiają projektor, włączają go i wychodzą. Wzrok publiczności skupia się na projekcji – widzimy znajome fabryczne obiekty, tyle że z perspektywy dachu. Rozpoznajemy w tym dachu, dach miejsca w którym się znajdujemy. Jest dzień. W centralnym miejscu stoi należycie nakryty i zastawiony, niewielki stolik. Statyczność obrazka zakłócona zostaje pojawieniem się dwóch bohaterów. Przy stoliku zasiadają Paweł Cieślak i Maciej Ożóg, czyli nikt inny jak Ben Zeen we własnej osobie. Kawka, herbatka. Śniadanko. Dokładnie tak, panowie w najlepsze urządzają sobie śniadanko na dachu fabrycznej hali. Z głośników sączą się nieprzyjazne dźwięki, nieprzerwanie powtarzające się sekwencje, na myśl przywołujące biologiczne rytmy na poziomie komórkowym. Panowie odpalają papierosy, rozpierają się w krzesłach, dyskutują zaciekle, palą, jedzą, popijają herbatkę. Wszystko trwa, rozciąga się w czasie, całe wydarzenie jest i nie ma go jednocześnie. Panowie wychodzą. Publika czeka. Czy to już teraz, wielki finał? Skądże. Siadają. Palą. Wychodzą. Wracają. Jakby za ich przykładem, publika w zniecierpliwieniu czy znudzona zaczyna się rozpierzchać. Wychodzi, wchodzi, odpalane są kolejne papierosy.

Z głośników wycieka strumień nieznajomych dźwięków, przypominających nic. Wszystko trwa i trwa, wkrada się nuda. Część publiki stwierdza, że to już koniec i wraca do ciepłych domków. Na ekrani panowie jedzą i jedzą, nie chcą przestać. Reszta publiki podpiera ściany, ale czeka. Mija godzina, może półtorej. Pojawiają się sprawcy zamieszania. Jakby nigdy nic wyłączają projektor, dopalają papierosy. Paweł Cieślak podchodzi do sprzętu. Z głośników zaczynają wydobywać się powoli narastające szumy i piski. Fala narasta i maleje, jakby celowo drażniąc publikę. Dołącza się Maciej Ożóg. Panowie zaczynają produkować nieprawdopodobne częstotliwości. Dziewiętnastowieczne mury drżą, a ja zaczynam bać się o własne życie. Czy te mury są w stanie to wytrzymać? Po chwili jednak pytanie się zmienia. Czy ja jestem w stanie to wytrzymać? Tego właściwie nie da się słuchać. Nie ze złej woli. Dźwięk penetruje wnętrzności, przesuwa organy wewnętrzne. To nie pożywka dla ducha – to bestia, która wkrada się do ciała słuchacza.

Mam wrażenie że zaraz wybuchnie mi głowa rozbryzgując się na wszystkich ścianach. Wszystko trwa, nie chce się skończyć. Tak jakby właśnie owo natrętne trwanie miało być klamrą spinającą dwie części wydarzenia. Publika to przybliża się, to oddala od artystów. Wszystko w zależności od natężenia dźwięku. Zaczyna pulsować razem z nim, reagując niezależnie od siebie. Dźwięk każe jej się chować, wręcz ratować życie, lecz ciekawość – zostać. W ten sposób wydarzenie stechnicyzowane do granic możliwości zaczyna nabierać cech żywego organizmu, tętni wewnętrznym rytmem, wypluwa zużytą materię. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Wydaje się, że tylko w ekstremalnych warunkach padają fundamentalne pytania – o istotę muzyki, rolę twórcy, charakter wydarzenia muzycznego jako takiego czy odbiorcze przyzwyczajenia. Doświadczenie bolesne ale skłaniające do myślenia. W sam raz na listopadowe wieczory.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
10 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Raevilin
Raevilin
16 lat temu

Tak czy inaczej, spełnia się tu pewne założenie. Sztuka ma pobudzać, wywoływać jakąkolwiek reakcję. Pozytywną, bo pomysł i sposób wykonania jest dosyć oryginalny, negatywną, bo kto o zdrowych zmysłach słucha sobie wieczorem takiej muzyki? A może raczej dźwięków, bo w muzyce jest harmonia, pewna kompozycja, a tu tylko chaos. Może trzeba zadać sobie pytanie o istotę takiej kompozycji? Świat dookoła składa się z dźwięków, i większości z nich nie słyszymy. Ben Zeen tylko maksymalizuje pewne zjawiska.

japan monster
japan monster
16 lat temu

ben zeen nie potrafil przykuc mojej uwagi, wiem ze to inna bajka niz Spear ale za duzo teraz chaosu, jakiego experymentowania na sile…tak to odbieram.

Aes
Aes
16 lat temu

Byłem na Ben Zeen w tym roku (grali jako support przed Aube) i muszę przyznać, że początkowo wypowiadałem się dosyć krytycznie o ich występie, jednak teraz, z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że widowisko było co najmniej ciekawe. Nie dla każdego, nie na co dzień, ale warto to zobaczyć.

adam b
adam b
16 lat temu

a dlaczego słabe? nie to, że zamierzam obalić twoją percepcję ich twórczości, ale możesz uzasadnić?
czy w ogóle da radę to uzasadnić? czy ma sens stawianie niby-obiektywnych twierdzeń w stylu x jest słabe w przypadku kapel noise owych? wg mnie takie kategoryczne sądy są kompletnie bez sensu, to jest muzyka – koncept, pewien eksperyment, niepodlegający wg mnie nominalnym kryteriom ocen

mch
mch
16 lat temu

Pewne zasady zobowiązują:
1) przyjeło się pisać Maciek i ja , a nie ja z Maćkiem .
2) w momencie, w którym ktoś zaczyna wartościować w imię ogółu, z zasady nie wierzę tej osobie. Jeśli chcesz byc wiarygodny, mów o sobie w kontekście jakiegoś dzieła.
3) Nie słucham BenZeenu, ale rozumiem, że dla wielu osób ten kocnert mógł być świetnym przeżyciem i zdecydowanie popieram tego typu akcje.

japan monster
japan monster
16 lat temu

ben zeen jest cieniutkie, oj słabe.

kim_nasung
kim_nasung
16 lat temu

ja z Maćkiem i Pawłem miałem przyjemność zagram bardzo ciekawy w mojej ocenie koncert i mam nadzieje, ze uda mi sie to ponownie… Ben Zeen to muzyka przedewszystkim nie dla kazdego… koncert chłopaków równa się ekstremalne doznania…!!! napewno warto spróbowac..!!! a oceniać łatwo…!!! tylko po co…!!!!

adam b
adam b
16 lat temu

I o to Maćkowi i Pawłowi pewnie chodzi, wzbudzić kontrowersję i dyskusję. Bo przecież wartości muzycznej nie sposób ocenić. Ta twórczość ma konsternować!

Raevilin
Raevilin
16 lat temu

Cóż, wypowiadanie się na temat czegoś, czego się nie doświadczyło jest odrobinę ryzykowne. Równie dobrze można zachwalać smak marcepanu patrząc na jego opakowanie i jedząc cukier prosto z cukierniczki.

cjmani3k
cjmani3k
16 lat temu

Nie byłem na pokazie Ben Zeen , i sumie chyba nie żałuję, po tym co tu czytam, by odwiedzić stare mury, i chore wyobraźnie ludzi, którzy na siłę próbują wnieść coś nowego do świata dźwięku. Może tym podstępem chcieli zwrócić na siebie uwagę i stworzyć elektronicznego dręczyciela ucha. Na zdjęciach widać masę sprzętu do tworzenia muzyki, a nie piskliwej hybrydy, co wzbudza we mnie zazdrość, bo mnie nigdy chyba nie będzie stać na podobny. Wydaje mi się, że przy użyciu złomu mogliby wzbudzić ekscytacje i zainteresowanie ludzi, którzy zdecydowali się ich odwiedzić, tak jak Olejocebolomajloza, jeżeli wiecie o czym piszę… chłopaki z tego projektu przynajmniej wdali się w dialog dźwiękowy z publiką.

W temperaturze pokojowej jest bezbarwną cieczą o charakterystycznym, ostrym zapachu. Bardzo słabo rozpuszcza się w wodzie, natomiast lepiej w rozpuszczalnikach organicznych. Sam jest dobrym rozpuszczalnikiem dla wosków, tłuszczy, naftalenu i innych niepolarnych związków chemicznych. Pali się kopcącym płomieniem a jego ciepło spalania wynosi 9470 kcal/kg.

W większych ilościach benzen jest toksyczny. LD50 (szczur, doustnie) wynosi 930 mg/kg, LC50 (szczur, inhalacja) – 10 000 ppm przez 7 h. Ma silne właściwości rakotwórcze. Po spożyciu powoduje podrażnienie śluzówki żołądka, mdłości i wymioty. Przy pochłonięciu większych ilości powoduje bóle głowy, drgawki i zgon.

tekst zaczerpnąłem z wikipedii – wydaje mi się najbardziej odpowiednim określeniem na to co Ben Zeen prezentuje.

Pozdrawiam wszystkich, a Ben Zeen życzę sukcesu i podążania właściwą ścieżką.

Polecamy