Mocną stroną „Again”, debiutanckiego materiału Colder, była znakomita mieszanka transowości krautrocka, motoryki klasycznej niemieckiej elektroniki oraz chłodu nowej fali z okolic Manchesteru. Paradoksalnie stanowiła też źródło jego słabości – niektóre nawiązania były zbyt dosłowne. Zastanawiałem się, czy na drugim albumie Marc Nguyen Tan zdoła uniknąć naśladowania nie tylko innych, ale i siebie samego.
Pomimo gorącego tytułu, „Heat” mrozi krew w żyłach. Przeszywający chłód przenika się z perwersyjnym erotyzmem, wyrywający się przed szereg ciężki bas współgra z suchymi perkusjonaliami, a Tan w dalszym ciągu wyśpiewuje ponure teksty z typową dla siebie beznamiętną manierą. Największy zgrzyt pojawia się, gdy Francuz próbuje być bardziej „joydivisionowy” niż Joy Division. Już drugi numer, „Losing Myself” – słuchany nawet po raz pierwszy – natychmiast przywołuje na myśl „No Love Lost” Curtisa i spółki (polecam przesłuchać jeden po drugim). W „Fade Away” pobrzmiewają wyraźne echa „The Eternal”, mimo iż Tan ze wszystkich sił stara się to ukryć. Linia dzieląca inspirację od plagiatu jest cienka, a Marcowi zdarza się niebezpiecznie po niej balansować.
Z drugiej strony na płytę trafiły kompozycje świadczące o pewnym rozwoju Colder. Muzyka nabrała bogatszych odcieni, często subtelnych i przez to początkowo niezauważalnych. Mniej tu monotonii znanej z „Again”, więcej szorstkiej elektroniki i wyrafinowanych syntetycznych smaczków. Ponad przeciętną na pewno wybija się paranoiczny elektro-blues „Downtown”. Świetny jest „Tonight” – hipnotyzuje licznymi, niepokojącymi odgłosami i ostrą jak skalpel sekcją rytmiczną, której nie powstydziłby się sam Jah Wobble w Public Image Limited (druga kapela Johnnyego Rottena, bardziej eksperymentalna i dużo ciekawsza niż Sex Pistols). To jeden z najlepszych utworów Colder, nie tylko na „Heat”. Niewiele ustępuje mu psychodeliczny „On My Mind”, najbardziej „futurystyczny” fragment tego zestawu. Na wskroś współcześnie, z delikatnym ukłonem w przeszłość, brzmi „To The Music”: chwytliwy riff basu z efektem, potraktowana pogłosem gitara i taneczny beat, który zapewniłby piosence karierę na imprezach dark electro. Posępny „Your Face” z klawiszami imitującymi organy i gitarową basową wzmocnioną flangerem jawi się niczym kwintesencja nowej fali i jej grobowego nastroju.
Problem z oceną dokonań Colder polega na tym, że oczywiste podobieństwa nie przeszkadzają w upajaniu się muzyką. Tan wykorzystuje naszą słabość do retro, by obezwładnić przez sentyment. Za pomocą oszczędnych środków kreuje niebanalną atmosferę i tym samym odwraca uwagę od niekiedy banalnych zapożyczeń. Na szczęście fascynacja przeszłością nie sprawia wrażenia wyrachowanej (w „Wrong Baby” słyszymy: „Pretending is not an option”). Muzyka Colder mimo wszystko posiada własną tożsamość, co pozwala wierzyć, że jej autor to ktoś więcej niż tylko zdolny epigon.
2005
Subscribe
Login
0 komentarzy