Gorillaz to dziś prawdziwa super grupa, która do współpracy zaprasza swoich super-przyjaciół. Czy efektem powinna okazać się super-płyta? W przypadku zespołu, na którego czele stoją Damon Albarn z Blur i Miho Hatori z Cibo Matto taka zależność po prostu musi się sprawdzać. I owszem, sprawdza się; „Demon Days” okazuje się bowiem jedną z ciekawszych i najbardziej pomysłowych produkcji roku 2005.
Najlepszym chyba określeniem tego, co Gorillaz grają, będzie stwierdzenie „muzyka zawadiacka” – gwarantem takiego właśnie klimatu jest choćby Damon Albarn, który już na ostatniej płycie Blur [„Think Tank”] poszedł w stronę nierzadko zwariowanych i zaskakujących pomysłów. Druga płyta Gorillaz jest takimi pomysłami wypełniona po brzegi, i wydaje się, że z nagraniem tych piętnastu różnorodnych i wciągających kompozycji grupa nie miała najmniejszego problemu – wszystko brzmi tu bardzo świeżo, beztrosko, ten materiał jest po prostu odzwierciedleniem możliwości, jakie dziś tkwią w Gorillaz. I chyba trudno się temu dziwić – wystarczy spojrzeć na skład: znakomita gitarzystka i kompozytorka większości materiału Miho Hatori [tutaj jako Noodle] błysnęła kilka lat temu w duecie z Yuka Honda jako Cibo Matto, Damona Albarna [w Gorillaz jako 2-D] nikomu chyba przedstawiać nie trzeba [prócz Blur również inne projekty, choćby świetna płyta „Mali Music”], dwójkę liderów uzupełniają nie mniej kreatywni Murdoc Nicalls [bas], Russel Hobbs [perkusja] oraz Tina Weymouth i Chris Frantz [The Tom Tom Club]. To elektryzujące połączenie różnorodnych muzycznych osobowości i wielkich talentów przekłada się na muzykę Gorillaz – porywającą, nieprzewidywalną, pełną niekwestionowanych, murowanych hitów. Dość powiedzieć, że kawałek promujący „Demon Days” – „Feel Good Inc.” to chyba jeden z najlepszych singli ostatnich miesięcy, jednocześnie najlepsza chyba wizytówka nowego materiału. „Zawadiackość” całości gwarantuje więc bardzo udana mieszanka popu, hip-hopu, downtempo, gitar przypominających ostatnie produkcje Blur, również elementy rnb czy…partie smyczkowe. Słowem – kolaż, również jeśli chodzi o muzyczny rodowód zaproszonych do współpracy przyjaciół zespołu, wśród których znajdziemy zarówno Martinę-Topley Bird [znaną ze współpracy z Trickym], Roots Manuva, Ike Turnera, również członków formacji De La Soul. Ostateczny wizerunek Gorillaz to dzieło grafika Jamie Hewletta, który zadbał zarówno o oprawę albumu, jak i kształt teledysków grupy. Producentem całości materiału jest – obok Albarna – Dangermouse [pierwszy krążek Gorillaz realizował głównie Dan „The Automator” Nakamura]. Jak więc widać – „Demon Days” to produkt całego sztabu ludzi, na szczęście zjawisko pod tytułem Gorillaz nie jest efektem jakiejś chłodnej kalkulacji, a raczej wypadkową radosnych muzycznych spotkań artystów reprezentujących odmienne muzyczne klimaty, tak samo jednak utalentowanych i kreatywnych.
Debiutancki krążek projektu sprzedał się w ilości około 6 milionów egzemplarzy. Nie ma wątpliwości, że „Demon Days” zdobędzie sobie podobną popularność. To album jeszcze lepszy, jednocześnie jeden z tych, które z wielkim prawdopodobieństwem będą w czubie wszelkich podsumowań i rankingów roku 2005. Polecamy.
2005
„bardzo udana mieszanka popu, hip-hopu, downtempo, gitar przypominajšcych ostatnie produkcje Blur, również elementy rnb czy…partie smyczkowe.” – aby napisać więcej, musiałbym omawiać każdy kawałek osobno 🙂 Pozdrawiam.
Myślę, że wypadałoby napisać coś więcej o zawartości płyty, co na niej znajdziemy. Zawadiacka i zaskakujące pomysły to trochę za mało. Mnie na przykład nie za bardzo interesuje kto album stworzył, ale co on zawiera. Jman – słuchałeś w ogóle Demon Days?
Posilkowalem sie danymi z Onetu. Jak jednak widac, nie powinienem posilkowac sie danymi z Onetu. Dzieki za zwrocenie uwagi, poprawiam / pozdrawiam.
wszystko fajnie, ale tym razem producentem albumu by? Dangermouse. troch? dociekliwo?ci i cierpliwo?ci w doczytywaniu tekstów na których opiera si? swoje artyku?y nie zaszkodzi