Ten album, choć niezwykle piękny i poruszający, można bez wahania nazwać błyskawicą przecinającą pochmurne niebo, eksplozją nowych idei, końcem pewnej muzycznej ery i jednocześnie początkiem nowej. Muzyka zawarta na „They Died for Beauty”, chwilami trudna w odbiorze lub- wręcz przeciwnie- zupełnie niezobowiązująca i przyjemna, stanowi o swej wyjątkowości. Każdy, kto przejdzie obok tej płyty obojętnie pozbawi się jedynej w swoim rodzaju muzycznej podróży – tajemniczej i pięknej, przepełnionej aurą poszukiwania i zadumy.
Zaczyna się całkiem spokojnie, od utworu „Belissimo”, opartego na delikatnych dźwiękowych tłach, wypełniających stopniowo całą muzyczną przestrzeń. Uroczy kobiecy wokal wyśpiewuje z niesłychaną finezją i zwiewnością kolejne wersy, prowadząc do kulminacji zdominowanej przez znakomicie zaaranżowane partie sekcji dętej i instrumentów smyczkowych. „Quattra Neon”, druga kompozycja zaskakuje zupełnie innym nastrojem i stylem. Po raz pierwszy na tym albumie ujawnia się niesłychane bogactwo dźwięków, barw tonalnych, wszystkich środków, jakimi dysponuje zespół. Całość opiera się na pulsującej podstawie rytmicznej, przestrzennych tłach i umiejętnym wykorzystaniu wrażliwości słuchacza. Warto zwrócić uwagę na niesłychaną logikę wykonawców, przejawiającą się w sposobie pisania muzyki.
Utwór trzeci, zatytułowany „Bliss” prezentuje kolejne wcielenie grupy. Tutaj doskonale widać, że nastrój budowany jest za pomocą pejzaży dźwiękowych, w których ogromną rolę odgrywa nie tylko brzmienie instrumentów akustycznych i elektrycznych, ale również piękny głos wokalistki Joanne.
Kompozycję czwartą – „Heavenly”- otwierają urywki rozmowy telefonicznej. Na pierwszy plan wysuwają się tutaj niezwykłe dźwięki gitary basowej i perkusji, prowadząc całość chwiejnym, niepewnym pulsem. Sekcja dęta skonfrontowana z pejzażami głosu pomaga wyróżnić dwie płaszczyzny w twórczości grupy- pierwsza z nich to subtelne brzmienie, porywające swą malowniczością i delikatnością, druga jest czymś wręcz odwrotnym- dźwiękowym chaosem, niezwykłą wizją przepełnioną atmosferą twórczego niepokoju. Utwór piąty, zatytułowany ” Soleil” zdaje się łączyć te dwa sposoby opowiadania muzycznej fabuły. Mimo iż całość sprawia wrażenie spokojnej i przewidywalnej, to tak naprawdę pozostaje tam nieokreślony element, wrażenie niepewności i tajemnicy. Fascynująca kompozycja.
Numer szósty – ” Pretty Baby”- to najtrudniejszy w odbiorze fragment płyty. Najbardziej stonowany, pozbawiony wyróżniającej się melodii, pełen dziwnych brzmień, drżących przestrzennych dźwięków, które sprawiają, że słuchacz ma wrażenie, iż utwór nie ujawnia się przed nim do końca, że pozostaje pewna doza artystycznej intymności wykonawcy. Zupełnym przeciwieństwem takiej formy jest kompozycja „All for melody”, będąca jakby rozbudowaną wersją „Soleil”. Znów daje o sobie znać umiejętność zespołu do kreowania poruszających przestrzennych planów. Czarujące dźwięki, na długo pozostające w pamięci.
Podobnie jest z jakby „rozmytym utworem „Happy and weak”. Mnogość dźwięków i instrumentów może przytłaczać, tym bardziej iż momenty bogatsze przeplatają się z wyciszonymi będącymi jakby muzyczną ilustracją wizji sennych. W środkowej części następuje kulminacja w postaci rozbudowanej pod względem formalnym improwizacji, momentami nieco orientalizującej, czerpiącej ze sztuki wschodu. Jest to bezdyskusyjnie najbardziej poruszający i nowatorski fragment albumu. Całość zamyka kompozycja tytułowa, w której znów, po wyciszeniu we wcześniejszym numerze, powraca głos Joanne, ubarwiając skrzącą się od pomysłów muzykę. Aranżacje orkiestrowe podkreślają nastrój, kontrastując jednocześnie z „opadającą”, kameralną pracą sekcji rytmicznej.
Podsumowując – żadne słowa nie oddadzą piękna tej muzyki. Takiej dawki emocji, talentu i kreatywności nie słyszałem do tej pory w muzyce nowych wykonawców. Ten album nie jest dla każdego, gdyż może okazać się zbyt trudny w odbiorze, w zrozumieniu go. Stanowi zaś skarb w rękach wszystkich tych, którzy doceniają chęć eksperymentu, duchowe wręcz poszukiwanie rzeczy nieznanych, oddanie się przez artystów swojej pasji bez reszty. Wielki zespół, doskonały album.
2004
soleil, soleil… soleil…
Parę lat minęło ….a trudno znaleźć w dzisiejszej muzyce coś równie pięknego i poruszającego
eh.. plyta cudowna, znam ja dosc dlugo ale… to wszystko co znalazlam na jej temat znajduje sie tutaj.. :/ ateksty jakies czy cos? 😛
aachaa.. fajna jest okladka plyty: jajcarska heheh
Nie przeczytalem recenzji:P. Natrafilem na ten album doslownie wczoraj i musze przyznac, ze zwalil mnie z nog. Mam baardzo spora biblioteke audio i mnostwo swietnych zespolow, ale Ilya zrobila na mnie wrazenie jak zaden inny. Szczegolnie utwor Quattra Neon, ktory wywoluje u mnie gesia skorka. Polecam.
album jest fantastyczny!!!