15 października w warszawskim klubie „Jezioro Łabędzie” odbył się drugi już występ w Polsce (pierwszy na zeszłorocznym festiwalu Astigmatic w Płocku zakończył się zbiorową euforią) berlińskiego kolektywu didżejsko-producenckiego Jazzanova. Poprzedzały go sety mniej słynnych djów prezentujących różne odmiany taneczno-relaksacyjnych rytmów, począwszy od czarnego, archaicznego disco, funku, reggae, dubu po najbardziej aktualne inkarnacje tych gatunków. Nie zmieniło to jednak faktu, że zarówno brylująca w chill outcie urocza Mrówka Z., jak i bądź co bądź znany miłośnikom muzyki z wytwórni Sonar Kollektiv Daniel W. Best, stanowili zaledwie ambasadorów prawdziwej nu jazzowej instytucji jaką jest Jazzanova. To właśnie jej twórcy kilka lat temu odkryli pierwotną taneczność jazzu, prezentując ją w niebywale inteligentny, porywający i nowoczesny sposób, jak również przypomnieli Europie uroki starego, dobrego Polish Jazzu, wydając małą antologię tego nurtu. Warszawa, 15 X 2004, godz. 21.00
15 października w warszawskim klubie „Jezioro Łabędzie” odbył się drugi już występ w Polsce (pierwszy na zeszłorocznym festiwalu Astigmatic w Płocku zakończył się zbiorową euforią) berlińskiego kolektywu didżejsko-producenckiego Jazzanova. Poprzedzały go sety mniej słynnych djów prezentujących różne odmiany taneczno-relaksacyjnych rytmów, począwszy od czarnego, archaicznego disco, funku, reggae, dubu po najbardziej aktualne inkarnacje tych gatunków. Nie zmieniło to jednak faktu, że zarówno brylująca w chill outcie urocza Mrówka Z., jak i bądź co bądź znany miłośnikom muzyki z wytwórni Sonar Kollektiv Daniel W. Best, stanowili zaledwie ambasadorów prawdziwej nu jazzowej instytucji jaką jest Jazzanova.
To właśnie jej twórcy kilka lat temu odkryli pierwotną taneczność jazzu, prezentując ją w niebywale inteligentny, porywający i nowoczesny sposób, jak również przypomnieli Europie uroki starego, dobrego Polish Jazzu, wydając małą antologię tego nurtu. Nu jazz zaś to z powodzeniem funkcjonująca od połowy lat 90. szuflada zbierająca w sobie te wszystkie cechy, które stanowią o bardziej komercyjnym i przebojowym (w dobrym tego słowa znaczeniu) wymiarze muzyki post-jazzowej reprezentowanej przez wytwórnie Compost czy właśnie Sonar Kollektiv. I tak rzeczywiście było w Warszawie: delikatny, aksamitny house, funk, cool jazz, latino, bossa nova, a chwilami nawet elektro oraz specyficznie łamane rytmy znane z autorskiego albumu In Between oraz remiksów innych wykonawców, wspaniale uzupełniane wokalem Clary Hill (również nagrywającej dla Sonar Kollektiv), składały się na mistrzowski winylowo-kompaktowy set liderów Jazzanovy, Alexandra Barcka i Juergena von Knoblaucha, którzy już w przyszłym roku świętować będą dziesięciolecie istnienia zespołu. Elegancka, wystylizowana publiczność szczelnie wypełniająca przestrzeń „Jeziora” ciepło przyjęła obu panów, którzy rozbawieni i uśmiechnięci, w toku imprezy przepijali do siebie jednym z naczelnych polskich trunków, przedłużając zabawę do wczesnych godzin porannych.
Wojciech Dalętka, Tomasz Sobczak
![]() | ||
Sonar Kollektiv Special (Alexander Barck Feat. Clara Hill, Daniel W. Best, Artur 8, Mrówka Z)
dziś będzie krótko, bo trudno pisać o setach djskich na dwie strony ;). w piątkowy wieczór w warszawskim klubie „jezioro łabędzie” odbyła się impreza, której głównymi bohaterami byli ludzie związani z berlińską wytwórnią JCR, czyli alexander barck (jazzanova), clara hill i daniel w. best oraz warszawscy dj-ie: artur 8 i mrówka z. niestety nie miałem okazji posłuchać tego co zaprezentowali nasi, gdyż do klubu dotarłem mocno po 23 – przywitał mnie cholerny ścisk, klub był zapełniony prawie do ostatniego miejsca. zanim znalazłem znajomych, zostawiłem w szatni ciuchy, kupiłem piwko etc to na podeście zaczął instalować się daniel w. best. początkowo to wszystko niemrawo wyglądało (zawsze wszystko na początku jest takie 😉 ), nawet ze znajomymi zastanawialiśmy się czy nie zmyć się przedwsześnie, o ile impreza się nie rozkręci. całe szczęście że tego dziwnego zamiaru nie zrealizowaliśmy, bo ominęłoby nas sporo dobrej muzy i doskonałego disko grooveu rodem z lat 70-tych (żywy basik, dużo smyków i pian elektrycznych, perka z charakterystycznym lekko odessanym soundem).
![]() | ||
już w trakcie setu besta zacząłem się ostro wkręcać w muzę, ciało samo podrygiwało do rytmu, brzmienie było na tyle dobre, że nie trzeba było się domyślać jaka melodyjka sobie leci – selektywność i konkretny, punktowy dół to to co lubię najbardziej w czasie takich imprez :D. bardzo podobnie zagrał alexander barck, tyle że chyba jeszcze fajniej – przede wszystkim dlatego że był wspomagany przez clarę hill, która jest jedną z moich ulubionych wokalistek (od czasu gdy usłyszałem „no use” jazzanovy). wprawdzie clara długo sobie nie pośpiewała (chyba gdzieś około godziny), ale mi to w zupełności wystarczyło. szkoda tylko że co jakiś czas pojawiały się sprzężenia i dziwne przydźwięki, co niewątpliwie wytrącało ją z rytmu, no ale przy takiej małej sali takie rzeczy się zdarzają. najważniejsze że zaśpiewała rewelacyjne „restless times” (które poprzedzone było dziesięcio minutową walką z mikrofonem, który coś za bardzo nie chciał gadać – barck musiał przez to zapętlić jeden motyw i czekać, hihi) pochodzące z jej solowej płyty pod tym samym tytułem, wszystko na pełnym luzie, choć brakowało mi temperamentu ala roisin murphy z moloko, tego czegoś co pozwala totalnie zapanować nad publiką. niemniej jednak w czasie setu barcka odjechałem zupełnie – chyba jeszcze nie miałem okazji bujać się przy muzie przez bite 3 godziny (łącznie z drugą połową setu besta). były momenty że wszystko mi się urywało – zostawała sama muzyka i ruch ciała – to lubię najbardziej :D. w momentach w których muza mniej nakręcała, można było zwolnić tempo, napić się i pooglądać sobie wizualizacje (bardzo trafiony pomysł) – szczególnie rozbawili mnie koleżkowie na deskach którzy po karkołomnych akrobacjach, walili ryjem w glebę ;).
![]() | ||
gdzieś tak po trzeciej ciało dało znać że już więcej nie może, a więc koniec imprezy. jeszcze chwila odpoczynku, jakiś drink i do domu – choć jak wychodziliśmy to barck dalej dj-ował, a spora część ludzi bawiła się bardzo dobrze – to mi się podoba J. więcej tak dobrze zaplanowanych imprez, choć moim marzeniem jest line-up: wokal, dj i sekcja rytmiczna, albo wokal, dj i fortepian – taki układ dodałby to czego jednak trochę brakuje mi w setach dj-skich, niezależnie jak dobry by nie był – żywy instrument to zupełnie nowa jakość i przynajmniej w moim wypadku, dużo silniejsze oddziaływanie. jazzanova w takim składzie mogłaby się niewątpliwie pojawić. wprawdzie takie przedsięwzięcie na pewno jest trudniejsze, chociażby z punktu widzenia logistycznego-organizacyjnego, ale myślę że warto by było o tym pomyśleć – ponoć coś tam chłopaki zaczynają kombinować – co z tego wyniknie – zobaczymy za jakiś czas – póki co zaczęli od dodania wokalu i niewątpliwie wyszło im to na dobre (na pewno bardziej mi się podobał warszawski występ niż ten na dourze, gdzie barck zagrał sam). krótko mówiąć – jestem bardzo zadowolony że przejechałem się do warszawy na tę imprezę, bo w łodzi takich pyszności nie miałbym szans uświadczyć. teraz czekam na jakiś live gig w wykonianiu jazzanovy – mam nadzieję że już wkrótce :D.
![]() | ||
John McEnroe
Organizator
Jezioro Łabędzie
ul. Moliera 4/6
00-076 Warszawa
www: jeziorolabedzie.pl
tel. 826 65 99 / 501 638 624
Jazzanova w serwisie:
Jazzanova – sylwetka
In Between – recenzja





