„Je Suis Un Etranger” to kompilacja wydana niedawno przez francuski label Ronda. Być może słowo „kompilacja” jest tutaj nie na miejscu, być może album ten powinniśmy traktować raczej w kategoriach konkretnego projektu, w który zaangażowali się twórcy pochodzący z różnych stylistycznych obszarów, połączeni tutaj dość konkretną, interesującą ideą. Wśród zaproszonych do współpracy artystów – „nasz” Mirek Matyasik, czyli C.H.District.
Wydawca pomaga nam interpretować materiał: na okładce umieszczone zostały słowa – klucze, za pomocą których łatwiej nam będzie zrozumieć ideę całości. Po pierwsze: artyści, reprezentujący różne odmiany elektroniki i muzyki eksperymentalnej, takiej jak choćby electro, trip-hop, musique concrete czy po prostu rock [jego bardziej industrialną odmianę]. Po drugie: język. Zaproszeni do udziału w projekcie twórcy otrzymali płyty z rozmówkami francusko – różnymi [rosyjskimi, holenderskimi, chińskimi itp], które miały stać się elementem późniejszych kawałków. Po trzecie więc: kompozycje, oparte na samplowanych fragmentach wspomnianych rozmówek. W rezultacie otrzymujemy specyficzny dialog międzykulturowy, którego siłą napędową jest artystyczna intuicja i wyobraźnia kolejnych kompozytorów. Brzmi interesująco? A jakże – album rozpoczyna się utworem Milsa i kwestiami wygłaszanymi po Polsku [np. „To zwierzę ma bardzo trujące kwiaty, ono nie ma nóg”], których dynamikę wzbogaca autor kolejnymi warstwami zimnej, trudnej w odbiorze elektroniki. Później jest bardzo różnorodnie – zgodnie z założeniem, „Je Suis Un Etranger” to zestaw utworów prezentujących bardzo różnorodną stylistykę, i mimo, że wszyskie kawałki mają wspomniany „językowy” wspólny mianownik – owa różnorodność jest jedną z najbardziej charakterystycznych cech całego materiału. Na szczęście pomysłodawcy projektu na tyle umiejętnie poukładali „porozrzucane” klimatycznie elementy, że słuchacz czuje się dość sprawie prowadzony przez te labirynty producencko – brzmieniowych pomysłów. Zaczyna się mechanicznie [electro w wykonaniu dDamage bezpardonowo wali po uszach], aby później przejść w stronę głębokich loopów przypominających dokonania Scorna [świetne lucky R czy Sun Plexus] czy spokojniejszej i subtelniejszej elektroniki. Jest też sporo eksperymentów – ludzki głos pojawia się na tej płycie w wielu różnych rolach – raz jest to jeden z elementów warstwy rytmicznej, innym razem pomaga budować napięcie bądź służy jako przedmiot brzmieniowych eksperymentów. Ciekawe, jak zmienia się odbiór słów, których znaczenie jest nam znane – nawet, jeśli poszczególne sentencje wydają się nie mieć logicznego sensu. Kompilacja Ronda Music jest więc czymś w rodzaju kalejdoskopu, w którym powyrywane z kontekstu słowa przechodzą swobodnie między treścią a brzmieniem, między instrumentem a tekstem. Wszystko przybiera postać jakiejś dziewacznej zabawy, eksperymentu, który czasem śmieszy, czasem intryguje, momentami również męczy. Gdzieś w tym wszystkim jest kawałek C.H.Distric, w którym autor wykorzystuje wokalne mikro-sample tworząc złożone, nakładające się na siebie rytmiczne tekstury. Matyasik nie eksponuje więc słów, tworzy z nich brzmieniowo – rytmiczne drobiny, które wirują razem z pulsem całego utworu.
Ciekawy projekt, w swej znacznej części – również udany. Inwencja poszczególnych artystów nie rozczarowuje [z małymi wyjątkami], materiał sprawia wrażenie różnorodnej, ale jednak – całości, spiętej razem obowiązującym wszystkich „językowym” konceptem. Polecamy.
2005
