Wpisz i kliknij enter

Kerd – Swobodna Wymiana


Po znakomitym, ubiegłorocznym debiucie warszawski Kerd idzie za ciosem, oferując nam swój drugi, podwójny album. I co? I znów przyjdzie nam się zmierzyć z setkami pomysłów, charakterystycznych dla grupy aranżacyjnych pokręceń – tym razem dziejących się na większej przestrzeni, walących ze zdwojoną siłą. I właściwie wciąż nie jestem w stanie dokładnie określić kerdowego brzmienia. Zamiast pewne sprawy wyjaśniać – „Swobodna Wymiana” jeszcze bardziej intryguje, potęguje ciekawość, dawkuje przyjemność.
Całość otwiera…Bobek. Tak właśnie (niech zgadnę), nazywa się pies, którego niuchanie, potem szczekanie słyszymy w pierwszych sekundach „Wymiany”. Ot typowy dla Kerdów dystans – wystarczy przecież spojrzeć na tytuły pozostałych kawałków. Wartki, rockowy opener świetnie tworzy odpowiednie okoliczności, w których już za moment, już za chwilę przyjdzie nam zetknąć się prawdziwą perełką. Bo „Tylariera na Rela” to jeden z najlepszych polskich kawałków, jakie słyszałem w tym roku. Niby nic takiego – ot post, neo, czy tam future jazz rockowa jazda. Zespół jednak konsekwentnie, po mistrzowsku buduje tu emocje, łapie za kołnierz słuchacza, przyciąga do siebie. I gdy wydaje się, że coś za chwilę musi eksplodować, Kerd nagle gasi światło, wycisza nastrój, serwując nam kilkuminutowe, niemal ambientowe zamknięcie. I siedząc tak w tych niespodziewanych, dźwiękowych tkliwościach, słuchając spokojnego basu, perkusyjnych szczotek i elektronicznych plam zdajemy sobie nagle sprawę, że przed nami właściwie jeszcze cały album, a my już w tym wszystkim zanurzeni po uszy, zupełnie. I teraz karkołomne zadanie dla zespołu – utrzymać ten nastrój jak najdłużej.
Próbując sprostać wyzwaniu Kerd skacze najczęściej między post-rockowym pazurem a jazzową psychodelią. Na „Swobodnej Wymianie” usłyszymy również kilka improwizacji, klejących całość specyficznym, wilgotnym niepokojem. Obok przyjemnych, melodyjnych utworów pojawiają się więc tutaj rozciągnięte, eksperymentalne struktury, potęgujące wrażenie typowej dla Kerda różnorodności. Na „Wymianie” bywa więc i przystępnie, i posępnie. Tak jak jednak „Improvizowalwszy 2” znakomicie zamyka, dopełnia pierwszy krążek albumu, tak kolejna improwizacja, otwierająca CD numer 2, sprawia wrażenie niepotrzebnie przegadanej, niemal nużącej. Na szczęście to chyba jedyny moment na „Wymianie”, w którym Kerdy zdają się zapominać o słuchaczu, grając głównie dla własnej przyjemności. Zarówno przedtem, jak i potem jest zupełnie inaczej – każdego z utworów słucha się z przyjemnością, każdy również odkrywać można kilkukrotnie, wciąż na nowo, z rosnącą nieustannie satysfakcją. Spójrzcie choćby na „Pawilon”, w który Kerd wprowadza nas w niemal floydowych nastrojach, aby zaraz potem z wielkim wyczuciem kreślić przestrzeń, w której słyszymy echa dubu czy…reggae (!). Takich zmian, swobodnych wymian są tu całe worki. Nic tylko brać.
Post-rock, psychodelia, jazz – to chyba słowa – klucze ułatwiające odbiór tego materiału. Słychać tu echa choćby dawnego Laboratorium, niedawnego Tortoise, współczesnego Wibutee. Muzycy zespołu z premedytacją balansują na granicy spójności, my zaś huśtamy się razem z nimi. W górę i w dół, nieustannie. Dobrze to czy źle, na pewno warto zażyć choćby próbkę zawartych tu emocji. Przyciągną na dłużej, weźmiemy całość – gwarantuję.
2007







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
misiek
misiek
16 lat temu

Czarek mi tę płytę już tydzień (albo dwa) niesie bo nie byłem na premierze. Ale na mojej przestrzeni jest parę kawałków do odsłuchania……i to mnie ratuje :))))

dkboy
dkboy
16 lat temu

trzeba posluchac… bez lipy!

va
va
16 lat temu

dobra recka 🙂

Polecamy