Wpisz i kliknij enter

Lux – Northern Lights


Wieść niesie, że brzmienie tego albumu jest wynikiem intensywnych eksperymentów z różnymi odmianami marichuany. Wszystko wskazywałoby więc na to, że mamy do czynienia z kolejnym krążkiem Trickiego. Nic bardziej mylnego – autorami „Northern Lights” są dwaj brytyjscy producenci i DJe – Steve Miller i James Bright. Ten pierwszy błysnął już kilkukrotnie takimi projektami jak Afterlife czy Suntwins, dla tego drugiego Lux to jeden z pierwszych większych projektów. Obaj obdarzeni sporej miary talentem, obaj potrafiący opisać zapach różnego rodzaju ziół za pomocą stylowych, spokojnych dźwięków w wersji „lux”.
Tytuły kolejnych utworów z tej płyty mają być odniesieniem do wszystkich gatunków trawy, z którymi panowie Miller i Bright…eksperymentowali. Właśnie – nazwijmy cały projekt swoistym eksperymentem, którego efektem jest znakomita muzyka w klimacie chillout i lounge. Bez zbędnych ambicji, na szczęście również – bez sztampy i kompozytorskiego braku zaangażowania. „Northern Lights” wyróżnia się właśnie udanymi kompozycjami, zaaranżowanymi w znany nam, leniwy sposób: spokojne loopy, trochę plastycznej przestrzeni, wokalne sample, lekkie, dalekowschodnie naleciałości, trochę akustycznych szczegółów – wszystko jak z najlepszych chillout roomów. Beat nigdzie się nie spieszy, podobnie jak cała zawarta tu muzyka, która wybitnie nie nastraja do jakiegokolwiek pośpiechu. Zwykłem nazywać takie dźwięki muzycznym budyniem, w przypadku „Lux” jednak – jest to potrawa jak najbardziej strawna, sprawiająca przyjemność, po prostu: produkt wysokiej jakości. Coś w rodzaju przyprawy, nadającej wyjątkowy smak kilku istotnym sytuacjom, nastrojom czy określonej porze dnia. Muzyka zarówno słoneczna, rozmemłana, gorąca, jak i wieczorna, jesienna, skłaniająca do melancholii i refleksji. Coś dla fanów niezobowiązujących utworów Nightmare On Wax bądź Svena Van Hessa. Każdy z kawałków zawartych na „Northern Lights” nie powinien mieć problemu ze znalezieniem swego miejsca na kolejnych składankach w stylu „Cafe Del Mar” [Steve Miller jest w istocie twórcą kilku takich płyt].
Inspiracji „Northern Lights” moglibyśmy szukać w trip-hopowych płytach wydawanych w okresie największej popularności sceny z Bristolu. W porównaniu jednak do ówczesnych powolnych kompozycji – dzisiejszy lounge stracił słynny schizofreniczny pazur [znany z pierwszych płyt wspomnianego Trickiego czy choćby Monk & Canatella]. Dziś downtempo to przede wszystkim muzyka relaksacyjna, nagrywana za pomocą tych samych elementów, w pewnych przypadkach jednak – wartościowa i godna zapamiętania. „Northern Lights” należy właśnie do tej grupy. Nasza rekomendacja.
Nasz serwis objął medialnym patronatem premierę tego albumu.
2005







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy