Wpisz i kliknij enter

The Bug – Fire

Uwaga ogień! Wszystko pali się!!!

Pomimo, że „Fire” to czwarty album Kevina Martina pod chyba najbardziej znanym jego aliasem, to wydaje się trafnym stwierdzenie, że dopiero najnowszy longplay wespół z „London Zoo” z 2008 roku oraz z „Angels & Devils” z 2014 roku tworzą swoistą dystopijno–miejską trylogię.

Totalny brak nadziei przynosi już otwierające „The Fourth Day”, w którym znany z King Midas Sound poeta z Trynidadu Roger Robinson kreśli na wyciszonym podkładzie przygnębiającą wizję:

The only way we could see our families would be through the square screens / Goodbye to raving / Goodbye to hearing the beast beating in our hearts / Hello loneliness / Goodbye  compassion / After the fourth year, we gave up.

The Bug pomimo, że oddał się w ostatnich latach życiu rodzinnemu odreagowuje pandemiczne wydarzenia ostatnich miesięcy z porażającą mocą… Ci co pamiętają z jaką siłą pojawił się trzynaście lat temu singiel „Skang” z gościnnym udziałem Flowdana, będę musieli mocno zrewidować swoją skalę muzycznego Richtera. Tym razem Marc Veira, czyli wychowanek grime’ującego, wschodniego Londynu nawija z jamajską akcentacją na przerażająco wręcz obezwładniającym bicie, którego basy konsekwentnie i regularnie wybuchają niczym bomby „Little Boy”, przekopując się przez Rów Mariański, by znaleźć ujście dla trzymającego je za rękę drenującego pogłosu… Czas pokaże, ale jest duże prawdopodobieństwo, że numer „Pressure” przejdzie do historii muzyki basowej. Flowdan pojawia się zresztą jeszcze dwukrotnie w opartym na tylko dwuakordowym, ale maksymalnie nabuzowanym smyczkowym dronie „Bomb” oraz w industrialnym, uzbrojonym w kaskady werbli „Hammer”.

Reszta ognistej soundsytemowej arki Kevina Martina to nieprzypadkowy zestaw raperów (m.in. mistrz grime’u Manga Siant Hilare), poetów (m.in. czarnoksiężnik Nazamba) czy ragga nawijaczy (, np. Logan_olm), którzy niczym puzzle wpisują się w kolejne pola misternie utkanej, ale też przerażającej układanki, w której napięcie i poczucie lęku praktycznie bez przerwy oscyluje na najwyższych rejestrach. Jedynym, wyjątkowym momentem, gdy The Bug przykręca zawór pogłosu jest reggae’ująco/rave’ujące „Ganja Baby” z jamajską nawijką zasłużonego dla UK jungle Daddy’ego Freddy’ego.

Na osobne słowo zasługują dwie kobiety w tym pokręconym mirażu mistrza Martina. Pierwszą jest młoda, bezkompromisowa grime-raperka kryjąca się pod pseudonimem FFSYTHO (to akronim od dosadnego „For Fucks Sake Why Though”). Na nieszybkim podkładzie zbudowanym wokół miarowych uderzeń dzwonów ordynuje nam bragga punchline’y kwitując je tytułowym „How bout dat”? Drugą reprezentantką wnoszącą „Fire” na jeszcze wyższy poziom jest Moor Mother. Jej dziki, czarowniczy styl osadzony w niskim, pewnym siebie głosie w połączeniu z dobitnie ciskanymi basami, masywnymi stopami i bezkresnym pogłosem totalnie obezwładniają…(wspólny album Martina i Ayewa to byłoby coś!). Całość czternastoutworowego longplay’a zamyka klamrą kolejny, mocny wiersz Robinsona, tym razem napisany w hołdzie ofiar pożaru londyńskiego wieżowca socjalnego the Grenfell Tower.

The Bug nie ma konkurencji w łączeniu ze sobą dancehallu, reggaemuffin, grime’u, hip-hopu, noise’u, poezji i nade wszystko dubu. Zespala to wszystko w muzykę gęstą i trafiającą prosto do silnych emocji. Niepokojąca wizja świata na „Fire” jest wykrzykiwana wprost. Ma obudzić słuchacza, bez względu na jego światopogląd, przynosząc egalitarne przebudzenie z doczesnych podziałów. Apokalipsa się spełnia, w zasadzie już tu jest – co innego ma znaczenie w jej obliczu?

27.08.2021 | Ninja Tune

www.instagram.com/bugmanldn/
www.facebook.com/thebugofficialpage/
www.facebook.com/ninjatuneofficial/







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Kuba
Kuba
2 lat temu

w temacie wspólnego albumu Martina i Ayewa, była przecież cała strona A Zonal (+Broadrick)

Polecamy