Wpisz i kliknij enter

Merzbow – Bloody Sea


To, że Masami Akita zdecydował się wydać swoją płytę – manifest w Polsce, kraju zupełnie niezwiązanym z połowami wielorybów, może wydać się kuriozalne. Z drugiej strony Akita, który nie od dziś publikuje co chce i gdzie chce, mógł ten ruch uczynić częścią swego wydawniczego planu; zamanifestować, iż pozostaje niezależny nie zważając na okoliczności. Tak czy inaczej trzy utwory (noizowe protest – songi) w kwietniu tego roku ukazały się pod zbiorczym tytułem „Bloody Sea” w rodzimym, prężnie rozwijającym się labelu Vivo.
Gwoli przypomnienia: Japończyk zaangażował się w kampanię mającą na celu zatrzymanie odłowów wielkich waleni przez japońską flotę w ramach pseudo – naukowego (ponoć) projektu JARPA 2. Proceder ten, uprawiany od lat na potężną skalę, może doprowadzić do zupełnego wytrzebienia populacji wielorybów w wodach okalających Japonię. O tym wszystkim, o technologiach zbrodni, cierpieniach waleni, oraz o dalszych sposobach na ich ocalenie można przeczytać w tekście, który zajmuje wewnętrzną część digipaka. Płyta została wydana skromnie, lecz estetycznie; okładkę zdobi zdjęcie majestatycznego humbaka, sam krążek został pokryty ilustracją czerwono zabarwionych morskich fal.
Jak widać mamy tu do czynienia z wydarzeniem nie tylko muzycznym. Akita, znany miłośnik zwierząt, w przeszłości niejednokrotnie angażował się w akcje PETA, sam jest zdeklarowanym weganinem, hoduje ozdobne kury w przydomowym ogródku (samplował je np. na „Animal Magnetism”), a jeden z tegorocznych projektów poświęcił …foce z tokijskiego zoo („Minazo Vol.1”). Biorąc to pod uwagę, jego udział w akcji już bezpośrednio dotyczącej Japonii wydaje się wręcz oczywisty. Ocenę etycznej strony całego przedsięwzięcia pozostawiam wszystkim zainteresowanym, oraz tym nielicznym, którzy sięgną po krążek. Nie wiem, czy pomoże wam w tym dość histeryczny ton manifestu zamieszczonego wewnątrz, czy też przekonania własne, ale pewne jest, iż całe wydarzenie zasługuje co najmniej na chwilę poważnej refleksji.
Przejdźmy jednak do muzyki. Już od pierwszych sekund „Anti-Whaling Song Pt. 1” wiadomo, że nie będzie lekko. Mimo, iż początkowo ustawiam wzmacniacz na 1/3 mocy dźwięk zdaje się „wyłazić” z głośników. Lekki ruch pokrętłem „volume” w górę powoduje, że robi się naprawdę głośno. Od razu zaznacza się klarowna struktura kompozycji. Podczas gdy prawy kanał dostarcza pulsującego, chropawego tła, w lewym toczą się najdziksze zmagania spreparowanych instrumentów. Następnie proporcje nieco się wyrównują i w oba kanały wkracza gwałtownie przekształcany white noise; tło nieco się ożywia, podczas gdy piekielna improwizacja rozwija się ze wzmożoną zaciekłością.
Od około 10 minuty rażeni jesteśmy analogowymi „wystrzałami”, które, ulegając coraz większemu zagęszczeniu, dopełniają kanonady dźwięków. Słychać spreparowaną gitarę akustyczną, którą Akita katuje niemiłosiernie uzyskując suche, trzaskające i natarczywe odgłosy. Naprawdę dużo się tu dzieje, przewodni motyw zmienia się raz po raz, jest formowany, niszczony i rekonstruowany z wielką zapalczywością, po czym przechodzi płynnie w następną improwizację. W drugiej połowie pierwszego utworu migotliwe tło z prawego kanału zaczyna szaleńczo pulsować i utrzymuje to tempo aż do końca. Improwizacja trwa nadal – teraz przetwarzana jest głównie gęsta i potężna noizowa tekstura, z której Akita zdoła wykrzesać jeszcze sporo potępieńczych jęków, zanim blisko półgodzinny utwór dobiegnie końca.
Wzmiankowany schemat powtarza się również w dwóch pozostałych kompozycjach. Do gustu najbardziej przypadł mi ostatni kawałek. Brzmienie jest tu bardziej zagęszczone, rytmiczny podkład przyjemnie faluje, niezidentyfikowane instrumenty jazgoczą i trzeszczą, wszystko unoszone jest wzbierającymi co chwilę falami czystego noizu. Akita jak może urozmaica swoje improwizacje, dbając o to by nasz słuch i percepcja nie miały chwili wytchnienia. Trzynastominutowy protest – song kończy się zapadającym w pamięci finałem – imponującym natarciem wściekłego dźwięku.
Merzbow może nieco znudzony niedawnymi eksperymentami z rytmem („Merzbuta”, „Merzbird” i inne) powraca na dobrze znane terytorium czystego, abstrakcyjnego hałasu (patrz: tegoroczny, świetny „Turmeric”,) Na pewno nie jest tu ani tak głośno, ani tak spektakularnie jak np. na „Pulse Demon”, ale dzięki pomysłowości i nasileniu oczyszczającej energii „Bloody Sea” tylko nieznacznie ustępuje najsłynniejszym dokonaniom Japończyka. Irytować mogą partie trzeszczących sucho preparowanych instrumentów, gdyż stwarzają wrażenie niespójności i nerwowości. Jednakże taki „rwany” i niespokojny charakter muzycznej narracji, oraz wyraźna kulminacja natężenia w części trzeciej mogą stanowić element spajający warstwę pozamuzyczną „Bloody Sea” z jego warstwą czysto dźwiękową.
Wydaje się, że powstał materiał stojący na przyzwoitym poziomie, który jest w stanie zainteresować słuchacza swoim niecierpliwym, improwizowanym charakterem. I chociaż ta właśnie cecha może okazać się dla niektórych nie do zaakceptowania, warto jednak poddać się działaniu tej bezkompromisowej, potężnej siły jaką kreuje Masami Akita. Efekt może być zaskakujący.
2006







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy