Wpisz i kliknij enter

Robert Fripp i Trent Reznor – ponad wszystkim.

Ich twórczość znają wszyscy szanujący się koneserzy rocka, elektroniki, industrialu oraz muzyki ambient. Ich życie, prywatność, przekonania, tworzą swoistą otoczkę tajemnicy, przyciągającą z roku na rok coraz szersze grono oddanych fanów, łaknących wszystkiego co z nimi związane. Robert Fripp i Trent Reznor, bo o nich mowa, to jedne z najbardziej wpływowych muzycznych osobowości sceny rockowej ostatnich lat. Poniekąd wpływali i wpływają na siebie samych, czerpią wzajemne inspiracje, dają natchnienie wielu muzykom, siłę słuchaczom na całym świecie. Na czym więc polega ich muzyczny fenomen?         Ich twórczość znają wszyscy szanujący się koneserzy rocka, elektroniki, industrialu oraz muzyki ambient. Ich życie, prywatność, przekonania, tworzą swoistą otoczkę tajemnicy, przyciągającą z roku na rok coraz szersze grono oddanych fanów, łaknących wszystkiego co z nimi związane. Robert Fripp i Trent Reznor, bo o nich mowa, to jedne z najbardziej wpływowych muzycznych osobowości sceny rockowej ostatnich lat. Poniekąd wpływali i wpływają na siebie samych, czerpią wzajemne inspiracje, dają natchnienie wielu muzykom, siłę słuchaczom na całym świecie. Na czym więc polega ich muzyczny fenomen?

        Zacznijmy od Roberta Frippa. Znany wszem i wobec jako lider King Crimson, zawsze ucieka od szufladkowania, zarówno pod względem muzycznym, artystycznym jak i w życiu codziennym. Oprócz impulsywnej i wielobarwnej muzyki King Crimson tworzy cykl Soundscapes, którego początki sięgają lat 70, kiedy to wraz z Brianem Eno rozpoczynali historię muzyki zwanej ambientem. Soundscapes to seria płyt zawierających muzykę niemalże medytacyjną, wciągającą, absorbującą bez reszty, wymagającą jednak sporej „dźwiękowej odporności”. Chociażby album „Gates Of Paradise”, jedna z części syklu, ropoczynają 23 minuty szumu z dźwiękowymi, prawie niezauważalnymi plamami gitarowymi w tle. Robert Fripp wymaga. I jego wymagania odbijają się szerokim echem w świecie muzyki. Podążając za mistrzem, muzycy tak wybitni jak chociażby Steven Wilson i Tim Bowness tworzą pod szyldem No-Man muzykę nie tak daleką od dokonań swojego nauczyciela, przykładem może być chociażby świetny, wydany w roku 2003 album „Together were stranger”. Nie na tym jednak koniec pola działania Roberta, jako człowiek o naturalnej chęci dzielenia się swoją wiedzą, utworzył kursy gitarowe nazwane Guitar Craft. Pod jego okiem kształcili się tak świetni gitarzyści jak chociażby Tony Geballe (przy odrobinie szczęścia mógłby w muzycznym świecie zastąpić Mistrza), Trey Gunn (wieloletni basista King Crimson, wybitna osobowość) oraz twórcy zespołu California Guitar Trio, Bert Lams, Hideyo Moriya i Paul Richards, świetne gitarowe trio, które mogliśmy usłyszeć chociażby na soundtracku do filmu „Pulp Fiction”. Wszyscy oni koncertują i nagrywają na całym świecie, gromadzą na swoich występach sporą ilość fanów, wszyscy rozwijają idee przekazane im przez Frippa. Idee zakorzenione głęboko w tajemniczych latach 60, 70 i 80 kiedy to King Crimson, dowodzony przez nieśmiałego gitarzystę przerażał, zdumiewał i niepokoił, święcił triumfy i co raz rozpadał się. Jeśli już o King Crimson mowa, to grupa ta miała ogromny wpływ na dzisiejszą muzykę rockową. Wystarczy, że wspomnimy o grupach takich jak Tool, Porcupine Tree, Primus, Centrozoon (w zespole tym udziela się kolejny związany z Frippem muzyk, Markus Reuter) czy Voivod, których muzycy przy każdej nadażającej się okazji opowiadają o ogromnym wpływie jaki muzyka Króla miała na nich. Zespołem jednak, który w najbardziej inteligentny sposób rozwinął idee King Crimson jest Nine Inch Nails, a właściwie sam Trent Reznor. O tym jednak za kilka chwil…























        Idee Roberta mogą wydać się szokujące, niekonwencjonalne, niedzisiejsze, czerpiące z jakichś bliżej nieokreślonych źródeł. Wiemy, że Fripp za główne zadanie postawił sobie zorganizowanie muzycznego chaosu i nadanie mu jak najbardziej żywiołowej, zmiennej i szerokiej formy, co zrealizował w pełni (i nadal realizuje) pod szyldem King Crimson. Drogą do zorganizowania muzyki komponowanej, improwizowanej, medytacyjnej i będącej agresywnym wyrazem muzycznego piekła jest dla Roberta Frippa mistycyzm, odnoszenie się w swoim życiu i sztuce do najgłębszych prawd i praw rządzących naszym światem. Dla zwykłego fana nie ma to znaczenia, chłonie on muzykę Mistrza taką, jaka jest, bez zagłębiania się w jej genealogię i labirynty. To, co tworzy Fripp, nie jest jednak mniej skomplikowane niż starożytne żydowskie systemy kabalistyczne czy współczesna myśl egzystencjalna. Człowiekiem, który miał wielki wpływ na Roberta był Georgi Gurdżijew, rosyjsko-perski mistyk, filozof i myśliciel pochodzenia greckiego. W swoich pracach odnosił się z wrogością do zastanych wartości niszczących duchowe wnętrze człowieka, podkreślał niesamowicie złożony, na swój sposób zdyscyplinowany (!) i zoranizowany charakter naszego na pozór chaotycznego świata, starał się zniszczyć sądy i wnioski o wszystkim co otacza ludzi, by Ci odnaleźli w sobie i życiu nową jakość i wartość. Nie powinno dziwić więc, że znając te idee Robert Fripp stworzył takie utwory jak przerażający „Red”, rozpędzony jak rollercoaster „Great Deceiver” czy uśpiony i piękny „Shletering Sky” w którym mimo wszystko gdzieś na dnie migocze płomień ogromnej siły. Myśl tą rozwija magiczny cykl soundscapes- muzyka która jest jakby drugą stroną osobowości Frippa. Pojawia się tutaj mistycyzm chrześcijański, doświadczenie bliskości siły, z której wywodzi się wszystko co nas otacza, również my sami. Możemy nie zgadzać się z religijnym punktem widzenia (sam Fripp wierzy właściwie na swój sposób), jakkolwiek sposób ujęcia mistycznych uczuć i przeżyć (jak choćby śmierć i przejście na „drugą stronę”) są w ujęciu Frippa czymś ujmującym, odbijającym się szerokim echem w świecie muzyki, w gronie oddanych fanów. Echa muzyki Mistrza, jego idei i niezwykłej osobowości będą wybrzmiewać w świecie muzyki przez wiele długich lat. Robert ma już swojego następcę. Równie utalentowanego, równie twórczego, o silnej osobowości i ogromnej wrażliwości.

        Trent Reznor, lider Nine Inch Nails, to bez wątpienia najoryginalniejszy twórca muzyki rockowej i elektronicznej lat 90. Dwa najważniejsze albumy grupy, „The Downward Spiral” i „Fragile” okrzyknięte zostały przez fanów na całym świecie kamieniami milowymi w historii muzyki, producenci zostali rozłożeni przez Trenta na łopatki, nikt wcześniej nie nagrywał bowiem płyt w taki sposób, nikt nie potrafił nadać muzyce takiego dynamizmu, eklektyzmu, tak doskonale połączyć elementów zupełnie do siebie (na pozór) nie pasujących, jak chociażby szaleńczy metalowy pęd i delikatne dźwięki fortepianu w utworze „March Of The Pigs”. Nikt wcześniej nie był prawdopodobnie tak wysoko jako twórca muzyki rockowej, elektronicznej i eksperymentalnej. Nikt z wyjątkiem Roberta Frippa…

        Reznor od początku miał wolną rękę jeśli chodzi o sprawy artystyczne w Nine Inch Nails. Pierwsze płyty nagrywał zupełnie sam. Z czasem zaczął dobierać muzyków by nadać muzyce więcej dynamizmu, naturalności, uniwersalizmu… Nikt jednak nie zagrzał miejsca w NIN. Kolejni artyści współpracujący z Trentem albo odchodzili sami, albo po prostu zostawali wyrzuceni, na ich miejsca zaś pojawiał się ktoś inny. Tak było od początku, tak jest również dziś. Trudno nie zauważyć już tutaj związku z King Crimson- obaj panowie rządząc swoimi grupami stosują bezwzględne metody (Fripp może nie jest tak radykalny jak Trent) i wyciągają ze swoich współpracowników wszystko to, co najlepsze by już za chwilę grać z kimś innym. Działanie takie ma swoje zalety. Entuzjazm i chęć stworzenia czegoś wyjątkowego zmuszają muzyków Nine Inch Nails do twórczości totalnej. Efekt jest fascynujący. Muzyka NIN to połączenie dwóch prostych elementów. Muzyki elektronicznej, tworzonej tradycyjnie z użyciem syntezatorów, samplerów i komputerów oraz rockowego dynamizmu, gitarowych riffów, potężnych uderzeń bębnów i tekstów wykrzykiwanych z niesłychanym wręcz zaangażowaniem wykonawcy. Zrezygnowanie, cierpienie, nienawiść do świata, wrogość, przepastna otchłań życia, nieludzkie wartości- o wszystkim tym śpiewa Trent Reznor, będąc głosem młodych ludzi w Ameryce i Europie od ponad 15 lat. Identyfikacja z artystą wpędziła Trenta w pewnym sensie w ślepy zaułek, czasem zakłopotanie, z którym jednak doskonale sobie radzi. Po prostu ignoruje tysiące listów, które trafiają do niego każdego tygodnia, nie czyta ich od wielu lat. Najczęściej powtarzane w nich zdanie to „jesteś dla mnie Bogiem”. Trent mówiąc o tym w wywiadach czasem nieznacznie uśmiecha się, wyraźnie zakłopotany i pewnie przerażony tym, jak wiele cierpienia i frustracji kryje się w młodych ludziach. Jego muzyka i teksty oddają co prawda najciemniejszą stronę życia, ale można to odczytywać jako namowę do znalezienia w sobie wewnętrznej siły. Prawdopodobnie tego chciałby Trent, od kilku lat mówiący o wewnętrznym spokoju jaki odnalazł, o mistycyzmie, o Bogu i sile życia, o wyjątkowości człowieka i sztuce.























        Co do Boga- jeszcze na „The Downward Spiral” Reznor wykrzykiwał, że „Bóg jest martwy i nikogo to nie obchodzi”. Dziś zmienił się. Swoją sztukę coraz częściej poświęca rzeczom związanym z najgłębszymi tajemnicami życia, ze śmiercią i wartościami w życiu człowieka. Chociażby przejmujący utwór „La Mer” z albumu „Fragile”. Wyrażając na przemian strach, gniew, agresję i spokój, nostalgię, smutek zbliża się do Mistrza, do Roberta Frippa. Związek Nine Inch Nails z King Crimson jest ogromny, poczynając od wspomnianych już przetasowan składu. Muzyka obu grup ma jak najbardziej realne związki. Jeśli chodzi o NIN- tak jak i w King Crimson znajdziemy tutaj zorganizowany chaos, dźwiękowy atak, skomplikowane faktury, o niemalże identycznej dynamice, sposobie prowadzenia kompozycji, głębii- porównajmy „Mr. Self Destruct” z crimsonowym „The Great Deceiver”. Porównajmy „Just like you imagined” z nagraniami z płyt „Red” czy „Thrak”. Porównajmy całe albumy. Elementów wspólnych jest mnóstwo. Brzmienie może wprowadzać w błąd, bo większość nagrań King Crimson (nawet tych najcięższych) nie ma tak miażdżącej siły pod względem faktury dźwięku jak propozycje NIN. Jakkolwiek, wrażliwe ucho odnajdzie to o czym mówię. Wpływ NIN na King Crimson zauważyć możemy w ostatnich latach działalności zespołu Frippa. Już na albumie „Thrak” pojawił się nowoczesny chaos i zapowiedzi flirtu z elektroniką. Na albumach „the construKction of light” i „The Power To believe” zespół otwarcie już zaadaptował na swoje warunki NINowe połączenie dynamicznej elektroniki z potężnym gitarowym brzmieniem. Przykładem niech będą czwarta część „Larks Tongue In Aspic”, potężny „Happy with what you have to be happy with” i przebojowy „Facts Of Life”. Obie grupy eksplorują ten sam, bezgraniczny i tajemniczy obszar muzyki. Jak długo i z jakim rezultatem będą nas raczyć nowymi albumami i koncertami? Jak długo będą rozwijać swoje idee, oryginalne myśli i cele? „God only knows for how long”…








Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Eretryk
Eretryk
17 lat temu

taki mały Fact of Life 😉 – co do realnych związków między NIN a KC, to przede wszystkim chyba wypada wspomnieć udział Adriana Belew w nagraniu Mr. Self Destruct…
Reznor jest chyba dużo mniej wykalkulowany niż Fripp, a z kolei ten ostatni ma przewagę jeśli chodzi o tzw. artyzm . 🙂 A tak naprawdę Fact of Life jest taki, że nie ma jak porównywać muzyków/ kapel o tak różnym STAŻU i dorobku – kilkanaście lat w przypadku NIN a prawie czterdzieści na liczniku KC to przepaść, której nie da się wypełnić rozważaniami spekulatywnymi. I zgadzam się z trainmanem, że mitologizacja w zasadzie nigdy nie pomaga, bo tylko niepotrzebnie wykrzywia. Sam jestem zaciętym fanem Franka Zappy, ale równocześnie zdaję sobie, które jego albumy są po prostu do bani… Nie róbmy z wielkich, utalentowanych postaci banałów w stylu Mao, bo nie zasługują na takie traktowanie.

mr.kosmita
mr.kosmita
18 lat temu

Mam skromną nadzieję,że w przyszłości też tak ktoś o mnie napisze gdyż mam całkiem realny zamiar dołączenia do tego wielce nobilitowanego,nielicznego gremium zmitologizowanych postaci współczesnych zapędów w zakresie poszerzania ludzkiej percepcji intelektualno-filozoficzno-sensualnej.Mam też nadzieję(równie skromną),że ktoś z czytających to też ma w tym godnym pożałowania życiu podobny cel i się jakoś odnajdziemy.Pozdrawiam.(o_co_chodzi_1982@o2.pl)

trainman
trainman
18 lat temu

litosci. nie robmy z nich dwoch jedynych sprawiedliwych , fakt ze sa to bardzo interesujacy artysci (zwlaszcza fripp), ale to jedynie kropla w morzu ciekawych i nieszablonowych postaci dzialajacych na pograniczu wspolczesnego rocka/elektroniki. imo artykul bardzo subiektywny, bardzo osobisty, i, niestety, wprowadzajacy w blad. mitologizacja jeszcze zadnemu artyscie nie pomogla.

relayer
relayer
18 lat temu

ja do tego duetu dołączyłbym jeszcze Steven a Wilsona, którego uważam obecnie za najważniejszą postać w świecie muzyki wogóle. Fakt ze czerpie zarowno z twórczości KC jak i NIN ale podaje to w bardzo swiezy sposob. Bardzo fajny artykuł !

Polecamy