Wpisz i kliknij enter

Ścianka – Poznań 14 03 2006

Ujmując rzecz trywialnie: lepiej nie mieć zbyt dużych oczekiwań, żeby się nie zawieść. Ja chyba zbyt wiele obiecywałem sobie po come backu Ścianki – nowej płycie „Pan Planeta” i promującej ją trasie koncertowej.     Ujmując rzecz trywialnie: lepiej nie mieć zbyt dużych oczekiwań, żeby się nie zawieść. Ja chyba zbyt wiele obiecywałem sobie po come backu Ścianki – nowej płycie „Pan Planeta” [która ma się ukazać 17 kwietnia] i promującej ją trasie koncertowej. Jakkolwiek nie chce przesądzać, bo płyty jeszcze nie słyszałem, więc istnieje jakaś nadzieja. Jednak na wczorajszym koncercie zabrzmiało kilka utworów z najnowszego albumu i jeśli taki kształt mają też wersje studyjne, no to wielkie osiągnięcie to nie jest.


    Jak być może wiadomo [a być może nie?] skład zespołu uległ małej transformacji i teraz zaliczają się do niego: Maciej Cieślak [gitara, śpiew, klawisze], Arkadiusz Kowalczyk [perkusja] i grający także w Kristen Michał Biela [bas]. W trakcie koncertu zabrzmiały utwory z płyty „Statek kosmiczny Ścianka” [w tym jeden z przebojów grupy „Ja nie”], chyba coś z „Dni wiatru” choć pewien nie jestem, no i duża ilość kompozycji z nadchodzącej płyty. O co mam największy żal, to że większość utworów była odegrana, jakby to była próba.
























Kilka chwytliwych akordów, trochę zamieszania [ale raczej porównałbym je do odrobiny nalotu, nie do rdzy przegryzającej podstawy kawałków], narastanie energii i koniec. Z początku taka duża moc, noiseowa niemal ściana dźwięku robiła wrażenie, ale do czasu – potem przestało mi to wystarczyć.


    Utwory zaledwie naszkicowane, zamykały się w około trzech minutach i prostej formie piosenkowej [częstokroć bez wokalu]. To wielka szkoda, kto zna twórczość Ścianki, ten wie na co ich stać. Oczywiście, chłopaki mają w repertuarze chwytliwe numery [ile to się recenzenci nagimnastykowali, żeby znaleźć odpowiednie punkty odniesienia, ale niech już będzie, że nawiązują do The Stooges], ale ja zawsze najbardziej lubiłem to, że i w takiej prostej z pozoru formie wynajdują sobie jakieś korytarze w krainę psychodeli, drążą kręte ścieżki. Taka swobodna żonglerka tematami, przy ciągłym trzymaniu się w ryzach motoryczności – za przykład niech posłużą „Czerwone kozaki”. Poza tym zabrakło porządnych, soczystych improwizacji, rzeźbienia w materii, były może z dwie bardziej rozbudowane kompozycje, kiedy to muzycy odlecieli w dźwiękowe odmęty. Zdecydowanie zabrakło transowości, czegoś co by porwało, wessało, zaangażowało w jakikolwiek sposób. Kilka chwytliwych riffów i skombinowany szybki rytm nie zawsze zadowalały.


    A żeby uczynić zadość moim obowiązkom reporterskim to dodam, że wystąpił support – dość dziwne trio o nazwie Kot, zespół związany z PinkPunk. Było to ciekawe doświadczenie, choć nie wiem do końca co o tym sądzić. Mieszanka prymitywnego industrialu [w wersji bardzo lo-fi, bo grana z magnetofonów] w połączeniu z beznamiętną melorecytacją wielkomiejskiej poezji [z dużą dozą kpiny z blokowego hip hopu] – doświadczenie pozostawiające mocne wrażenie, choć raczej to z rodzaju ambiwalentnych.

























    Około 70 minutowemu [z dwoma bisami może trochę więcej] koncertowi towarzyszyły wizualizacje – zapętlone ujęcia metalowych trybików i tym podobnych rzeczy. Było można rzucić na nie okiem od czasu do czasu. Ogólnie czułem niedosyt, zabrakło tego sławetnego czegoś, choć wcale nie spodziewałem się jakiejś magii. Tylko, że ten koncert [zdałem sobie sprawę z tego już w trakcie] przepływał tak jakby obok mnie. Nie chciałbym, żeby to wyszło tak, że ja mam jakąś wizję zespołu i teraz jestem rozeźlony bo zespół zrobił mi na złość i do tej wizji nie chce się dopasować. To nie tak – po prostu tak sobie kombinowałem, że zespół który swego czasu wydał album pokroju „Dni wiatru” [który jawił mi się jak swoiste proroctwo nowej wrażliwości na polskim gruncie], a więc że zespół ów nie będzie się reaktywował tylko po to, żeby ścigać się z…no czy ja wiem, ale niech będzie – White Stripes. Tak czy inaczej – czekam na płytę, żeby znów tylko moje oczekiwania nie okazały się zbyt duże.


    label skutecznie wypełnił niszę na rynku w RPA proponując jedyną w swoim rodzaju mieszankę kulturową, dzięki której powstała zupełnie nowa jakość. działalność jakiej w Kapsztadzie nie było nigdy wcześniej, zyskała uznanie min. Nina Tune, która zaprosiła właścicieli labela (Krushed & Sorted) do wzięcia udziału w jednej z „ninjowych” tras.


Zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony Ścianki – http://www.scianka.com







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
9 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Anuś
Anuś
18 lat temu

Kurczę, bardzo mi przykro że już nie ma w Ściance Andrzeja Koczana. Bardzo go lubiłam i teraz mi będzie go brakować… :(… Jeszcze nie słyszałam nowej płyty, czekam na to z niecierpliwością.

Kul
Kul
18 lat temu

Tak się składa że byłem na koncercie w Łodzi który odbył się parę dni wcześniej i muszę powiedzieć, że koledzy ze Ścianki zwalili mnie z nóg-zdecydowanie ich najlepszy koncert na jakim byłem.Kiedy czytam artykuł Pana Tkacza mam wrażenie ,że słuchaliśmy zupełnie innej muzyki, ale ok-rozumiem, że są gusta i guściki.Myślę, że aby rzeczywiście, w pełni zrozumieć tę muzykę trzeba zwrócić uwagę na brzmienie, bo to ono stanowi podstawowy atut Ścianki-nie chwytliwe akordy.A to w Łodzi zdecydowanie powalało(i co dziwne nie brakowało mi wcale Lachowicza).Niby po poprzednich 3 płytach nic nowego nie da się już wymyśleć-i rzeczywiście na Panu Planecie mamy połączenie brzmień poprzednich albumów( +motywy stylizowane na komunistyczne bajki z płyt winylowych-Odlot!)ale o to właśnie chodzi-to jest jedyny i niepowtarzalny styl Ścianki-jest jak seans hipnotyczny,trafia wprost w podświadomość.Gatadtliwe dialogi gitary Cieślaka z basem Bieli tworzą niesamowite impresje od których nie da się uwolnić.Chłopaki nadal pozostawiają całą naszą rodzimą scenę w tyle… White stripes-z całym szacunkiem dla White a- również(porównanie za przeproszeniem z pupy wzięte). Oni nie muszą się z nikim ścigać

flow
flow
18 lat temu

Niestety muszę zgodzić się,mimo szacunku dla muzyków,że obecne koncerty[widziałem kilka wcześniejszych Ścianki] nie sa porywające i męczą.Tak było w bydgoskim Mózgu,co więcej nie była to moja odosobniona opinia.Nie spodziewam się też rewelacja w związku z wydaniem nowej płyty.

pan Tkacz
pan Tkacz
18 lat temu

zaczne od konca – dziekuje za komplement, bycie uroczym bylo moim priorytetem podczas pisania tej relacji, jak i zreszta wszystkich wczesniejszych i nastepnych.a powaznie mowiac – skoro jest wiele punktow widzenia, to czemu sie Pan tak burzy w temacie, ze ja mam zdanie odmienne od Panskiego.czy mam w kazdym zdaniu wtracac moim zdaniem , wedle mojej opinii . oczywiscie, ze To, że Panu coś się nie podobało wcale nie znaczy, że nie spodoba się innym. , ale czy to oznacza, ze mam starac sie wczytac w mysli wszystkich ludzi, potencjalnych sluhaczy i rozpatrywac czegoz to oni mogliby oczekiwac.
przepraszam bardzo, ale to wlasnie na tym polega, ze ja pisze o swoich odczuciach i o tym, co ja uslyszalem.
ale to wcale nie oznacza, ze jesli ja slysze cos, to ktos inny nie moze slyszec tego w inny sposob (a nawiasem mowiac to Pan siebie stawia w takiej pozycji – wszystkowiedzacego i orzekajacego wszem i wobec).

JSz_
JSz_
18 lat temu

Utwory zamykały się w trzech minutach? A Wichura? A Pan Planeta? A Martha on the beach? Nie mierzyłem z zegarkiem, ale średni czas trwania tych utworów to ok. sześciu minut, więc o czym mowa?

Nie bądźmy hipokrytami. To, że Panu coś się nie podobało wcale nie znaczy, że nie spodoba się innym. A pisząc recenzję koncertu w ten sposób może Pan zniechęcić kilka osób, które nie znają zespołu, jak i odstraszyć potencjalnych fanów – zakochanych w Dniach wiatru. Ale, jak już pisałem niżej, to już historia. Ścianka to nowe trio.

JSz_
JSz_
18 lat temu

Dziwny ten Pana artykuł, Panie Tkacz, bardzo osobisty. Popełnia Pan typowy bład, zamiast pisać o muzyce, jaka była etc. pisze Pan o swoich odczuciach i oczekiwaniach względem zespołu Ścianka.
Ja, słuchacz, byłem na dwóch koncertach Ścianki i nie oczekiwałem niczego poza nową muzyką(paradoksalnie nawiązuję do nazwy portalu) i nie zawidołem się. Jesli Pana nie przekonuje Wichura czy Pan Planeta to rzeczywiscie nie rozumie Pan tej muzyki.

Każdy ma prawo do własnego zdania, jest taka możliwośc, że faktycznie nie podobało się Panu. Ale moim zdaniem, i nie tylko moim, nowy materiał jest bardzo odważny, transowy, psychodeliczny, a zarazem energetyczny. Jak Pan widzi wiele jest punktów widzenia, dziwię się, że zdaniem Pana i komentujących koncerty Ścianki są średnie. Nie będzie drugich Dni wiatru, ani piano Rhodesa Lachowicza – po co nagrywać dwa razy to samo?
Zapomnijcie o tym co było.

Radzę wybrać się kilka razy na koncert, pomaga. Porównanie z The White Stripes zupełnie nietrafione. Poza tym te Pana z..no czy ja wiem są urocze.

adam b
adam b
18 lat temu

cześć,
przeprowadzałem wywiad po koncercie Ścianki w Łodzi (trzy dni po Poznaniu – a więc grali pewnie te same utwory) i Maciek powiedział, że na koncercie grali tylko 2 utwory z nowej płyty, więc chyba nie ma co zbyt pochopnie oceniać Pana Planety ,
a koncert, cóż, w Łodzi miałem to samo odczucie co autor – tj. za dużo sobie obiecywałem, a wyszło średnio

post post
post post
18 lat temu

a mi się wydaje, ze zespół chciał zaproponowac swoisty złoty srodek pomiedzy dniami wiatru , a białymi wakacjami .Końcowy efekty byl niemrawy, poniewaz jak to czesto bywa w takiej sytuacji, nie bylo ani psychodelicznej oniryczności(?) i schizofrenicznych zabłąkanych odjazdów, ani przebojowej melodyjnosci.
Osobiscie sądzę, że muzykom zabrakło odwagi(na koncercie, bo jak bedzie na plycie to sie dopiero okaze, ale mam nadzieje ze sie milo rozczaruje)by powrocic do eksperymentow z drugiego albumu, ktory faktycznie wyznaczał swego czasu nowe horyzonty w polskiej muzyce.Wystraszyli sie tez chyba piosenkowosci nastepnej plyty, by nie byc zaszufladkowanym jako kolejna grupa o konotacjach z coraz bujniej rozwijającą się i obfitującą w coraz to nowe plony sceną mysłowicką.
Mogło powstać coś minimal-rockowego jak kristen(basista jest niesamowity),motorycznie-noisowego jak sonic youth(zachowując status ucznia oczywiście), czy przebojowe, melancholijne piosenki z nuta dźwiękowego kombinatorstwa niczym lenny valentino.
Powstała nijakość i nuda, która nie zadowoli ani delektujących się instrumentalnymi smaczkami i zawiłosciami audiofilów, ani tzw. łowców przebojów, którzy mogliby potracic troche kaski i energii na wysylanie smsów wspierajacych ich ulubiony band na liscie przebojow.

tdj
tdj
18 lat temu

zupełnie adekwatne odczucia mam co do koncertu tego zespołu który odbył się w moim mieście parę dni wcześniej :/

Polecamy