Wpisz i kliknij enter

Seelenluft – Birds And Plants And Rocks And Things


Pochodzący z Zürichu Beat Soler już jako dzieciak otrzymał gruntowne wykształcenie muzyczne, ucząc się grać na gitarze i basie w prestiżowej St. Gallen School. Szybko zafascynował go jednak rock, czemu dał wyraz występując z wieloma lokalnymi zespołami nowofalowymi i hardcore`owymi. Eksplozja mody na klubową elektronikę na początku minionej dekady sprawiła, że Soler zainteresował się nowymi brzmieniami. Owocem tego był album „Bellatrax” o drum`n`bassowym charakterze. Ponieważ spodobał się on szefostwu wiedeńskiej wytwórni Klein Records, szwajcarski producent podpisał z nią kontrakt. Jego efektem były trzy albumy – „The Rise & Fall Of Silver-City Bob”, „Out Of The Woods” i „The Way We Go”. Przyniosły one pomysłowo zrealizowaną kolekcję downtempowych nagrań w koktajlowym stylu. Ostatnie z wydawnictw zdradzało jednak wzrost sympatii Solera dla bardziej tanecznych gatunków – disco i electro. Nic więc dziwnego, że kolejne dzieło artysty firmuje już inna wytwórnia – Gigolo Records.
„Birds And Plants And Rocks And Things” to właściwie zestaw melodyjnych piosenek pop. Prawie w każdym z nagrań słychać wokale – większość z nich należy do Floriana Horwatha, który śpiewa w wyciszony sposób, balansując na granicy szeptu i melorecytacji, wnosząc do radosnych w sumie utworów dyskretną nutę melancholii („One Step”). Gdy za mikrofonem staje sam Soler robi się bardziej zmysłowo – szczególnie, jeśli tworzy on duet z francuskojęzyczną wokalistką – Julie Lee („Comme Dans Un Reve”).
Przebojowe melodie opakowane są w stylowe brzmienia, odwołujące się do electro-popu z lat 80. Mamy tu bowiem przede wszystkim charakterystycznie pobrzękujące klawisze w stylu wczesnego Depeche Mode („La Concierge”) lub Erasure („Nobody Held Us”), które przywołują echa plastikowego disco i new romantic, w którym specjalizuje się Vince Clark. Nowofalowe brzmienia wprowadzają na płytę pochody melodyjnego basu w stylu New Order („Fantasy”) i motoryczne pasaże zimnej gitary spod znaku The Cure („Finally”).
Żeby nie było tak jednoznacznie, Soler wplata dla kontrastu w swe kompozycje elementy sielskiej psychodelii z lat 70. Świadectwem tego oniryczne partie fletu o folkowej barwie („Speed”) czy rockowe wręcz sola na gitarze („La Concierge”), a przede wszystkim otwierająca album taneczna wersja hipisowskiego hymnu „Horse With No Name” z repertuaru amerykańskiej grupy America.
Wszystkie te elementy zgrabnie łączą się ze sobą, bo podporządkowane są naczelnej formule popowej piosenki. I w tej kategorii, nowy album Seelenluft można uznać za udany.
myspace.com/seelenluft | gigolorecords.com | seelenluft.net
2008







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy