Nie spodziewałem się tego krążka tak szybko. Swój poprzedni album wrocławski duet Skalpel nagrywał około dwóch lat, tym razem udało się skomponować [czy to aby dobre słowo?] nowy, premierowy materiał o wiele szybciej. Przypomnijmy, choć pewnie to wiedza powszechna: Skalpel – Marcin Cichy i Igor Pudło, nasi „wysłannicy” w labelu Ninja Tune, uznani za autorów jednej z ciekawszych nu-jazzowych pozycji roku 2004 [„Skalpel”]. I faktycznie – świetnym poprzednim albumem duet błyskawicznie wyrobił sobie markę cenioną w całej Europie. Wywindował kultowe fragmenty nie mniej kultowej serii Polish Jazz na wyżyny eksperymentów z gatunku „wytnij-wklej”, tworząc momentami diabelnie wciągającą mieszankę. Album „Konfusion” miał być kontynuacją tych nastrojów – jeszcze bardziej mroczny, jeszcze bardziej uwodzicielski, jeszcze lepszy.
Jak jest w istocie? Nowa płyta Skalpela jest pozycją trudną. Owa trudność polega na tym, iż ciężko się do tej płyty od razu przekonać. Więcej – przy pierwszym zetknięciu „Konfusion” wprawia właśnie w uczucie skonfundowania, zakłopotania, by nie powiedzieć – rozczarowania. Cichy i Pudło nagrali coś w rodzaju bezpośredniej kontynuacji poprzedniego krążka – dokładnie te same patenty, brzmienia, sposób prowadzenia utworu, nastój całości. Można powiedzieć – rozpoznawalny, oryginalny skalpelowy styl. Można jednak zaryzykować i rzucić: stagnacja. Rzecz gustu i oczekiwań. Na pewno jednak nowa propozycja wrocławskiego duetu nie wzbudza takich emocji jak debiutancki krążek. Po jakimś czasie jednak, na szczęście, „Konfusion” – jeśli da jej się szansę – potrafi do siebie przekonać. Wszystko ratuje wytarta kategoria „dobrze się tego słucha”, bo Skalpel jak nikt potrafi zestawiać powycinanez różnych źródeł jazzowe fragmenty. Podobnie jak na poprzedniej płycie, również tutaj znajdziemy kilka prawdziwych bomb – przypominający ścieżkę dźwiękową jakiegoś kryminału „Hiperbole” czy najlepszy chyba na albumie „Deep Breath” [inna sprawa, że na debiucie tych porażających utworów było zdecydowanie więcej]. Czy jest to album bardziej mroczny? Powiedziałbym raczej – bardziej stonowany, głęboki, momentami melancholijny. Muzyka Skalpela jest tu jeszcze bardziej „cinematic”, nasuwa sporo obrazów, filmowych scen, pozbawionych jednak nagłych wydarzeń, zwrotów akcji czy niespodziewanych rozwiązań. A więc: dobrze słucha się tej nowej płyty Skalpela, od strony produkcyjnej jest to oczywiście światowy poziom, świetnie plasujący się wśród innych nu-jazzowych mistrzów Ninja Tune. Nieco gorzej jest z emocjami – tych momentami brakuje.
Recenzja pełna sprzeczności? Jak więc ocenić nową płytę Skalpela? Solidna kontunuacja znakomitego debiutu? Chyba właśnie tak, choć chciałoby się może trochę więcej…Tak czy inaczej – posłuchać trzeba, bo „Konfusion” to w pełni profesjonalna, ostatecznie satysfakcjonująca praca. Wszystko więc sprowadza się do jednego stwierdzenia: „Im Konfused”
Poza granicami naszego kraju płyta ukazała się w wersji dwupłytowej. Bonusowy krążek zawiera materiał, który u nas ukazał się jakiś czas temu jako „1958 Breaks” – recenzja w serwisie: tutaj.
2005
szacunek dla recenzenta, który oparł się powszechnej ekscytacji tym albumem, widocznej na NIEKTÓRYCH stronach internetowych poświęconych podobnej muzyce. tyle
jedna uwaga co do utworu Deep Breath?
Niech mnie ktos poprawi jesli sie mylę, ale w utworze tym wykorzystano sample z utworu Marka Plucińskiego
Rzeczywiscie cieniutko. Rozczarowalem sie…
Przesłuchałem. Płyta jest zdecydowanie mniej dynamiczna niz poprzednia, ale to nie znaczy, ze jest zla! Ma swój klimacik, który wypełnia pokoj podczas słuchania. Jak dla mnie to jest oka 🙂
zgadzam się z kronopio. płyta jest po prostu nijaka.
No to wypada odpalic SlSk…
Dziwiš mnie trochę entuzjastyczne recenzje „Konfusion”. Debiutu mogę słuchać na okršgło, po pierwszym przesłuchaniu „Konfusion” nie mam ochoty wracać do tej płyty. W kwesti ciekawych brzmień i przede wszystkim harmonii płyta zostaje daleko w tyle za debiutem. Wyróżnia się jedynie „Shivers”. Reszty utworów po prostu nie pamiętam.
dla mnie też rewelacja… od pierwszego przesłuchania mistyczne przeżycie…:) Deep Breath jest ostatni i powoduje że słucham płytę od poczštku… i wcišż, wcišż, wcišż….:D Bravo!
Deep Breath moim zdaniem najlepszy.
rewelacja!
Jeszcze nie słyszałem, ale licze, ze to niebawem nastąpi!