Wieloryb wciąż żywy. Po ostatniej, wydanej dla Requiem płycie [„Voice Tract”] przyszła kolej na solowe dokonania jednego z założycieli kultowej już formacji. Mowa o Robercie Suszko, który działalność na własny rachunek rozpoczął już kilka lat temu. Grając jako DataDisk, początkowo zafascynowany popularnym electroclashem, po pewnym czasie zaczął zwracać się w stronę czystych brzmień electro-soul, polanych lekkim eksperymentalnym sosem. Wszystko dzięki nowym twarzom projektu – Mańkowi Lewemu i wokalistce Juli. Projekt Suszki ewoluował [brzmieniowo, personalnie] jeszcze kilka razy, dochodząc do momentu, w którym znajduje się dziś. DataDisk AD 2005 to ponownie samodzielny projekt Roberta Suszko. Swój najnowszy materiał – „Disk1” artysta nagrał wyłącznie przy pomocy komputera PC. Recepta na sukces?
Pierwszy kawałek to wizytówka całego albumu. Prosty bit, sporo komputerowych brzmień, fragmenty rwących się melodii, przepuszczony przez zastępy filtrów wokal – typowy gęsty koktajl IDM i elektro, z ekstra dużymi kawałkami ciągłego eksperymentowania z PC. Dalej jest już podobnie – DataDisk zna się na rzeczy, tworząc materiał spójny, trzymający poziom, daleki od typowej dla wielu polskich produkcji pretensjonalności – Suszko unika mielizn zbytniego dźwiękowego napuszenia, skutecznie zachowuje dystans i wyczucie. Mamy do czynienia z udanym materiałem tworzonym za pośrednictwem dość prostych środków – ograniczenia PC stają się tutaj atutem, dając muzykom zestaw podobnych, dobrze funkcjonujących razem brzmień. Momentami „Disk1” przypomina muzykę chorego, szalonego Kraftwerk – właśnie tak mógłby brzmieć słynny zespół z Duesseldorfu, gdyby np. poszczególnym jego członkom przytrafiła się jakaś niespodziewana gorączka bądź chwilowa utrata chłodnej świadomości. Eksperymentalna muzyka DataDisk momentami zmienia się w dźwięki mocno taneczne, tak jak dzieje się to w przypadku kawałka „Variant B” [to musi być koncertowy „hicior” DT], innym razem kładzie nacisk na eksperyment [dając upust szaleńczym brzmieniowym zniekształceniom], aby w końcu tworzyć mroźne dźwiękowe pejzaże, dostępne tylko dla najbardziej wytrwałych [emocje w „Second Hiroshima”]. Muzyka pełna przygód, odpowiednio wymagająca [jak na label Salut przystało], jednocześnie unikająca zbytniej ciężkości i dobrze strawna.
Do albumu dołączona jest wczesna Epka Roberta Suszki, świetnie uzupełniająca cały materiał. Mamy okazję poznać początki projektu, w przypadku DataDisk – niezłe dobrego początki. Na Epce Suszce bliżej do zupełnych syntetyków na miarę Pluxus czy Komputer, ale właśne takich prowieniencji spodziewałem się, słuchając pełnowymiarowego materiału DataDisk.
2005
