Wpisz i kliknij enter

Spika – nasza rozmowa

Swoją muzyczną działalność Michał Jeziorski rozpoczynał jeszcze w latach 80 – dziś możemy więc go nazwać weteranem polskiej elektroniki. Na swoim koncie ma niezliczoną ilość projektów, z których najważniejsze to bez wątpienia Ptah, Lipali, Karmacoma czy właśnie solowa Spika. Ostatnim krążkiem artysty jest wydany w Requiem Records „Sonic Journey Through New Life”. Swoją muzyczną działalność Michał Jeziorski rozpoczynał jeszcze w latach 80 – dziś możemy więc go nazwać weteranem polskiej elektroniki. Na swoim koncie ma niezliczoną ilość projektów, z których najważniejsze to bez wątpienia Ptah, Lipali, Karmacoma czy właśnie solowa Spika. Ostatnim krążkiem artysty jest wydany w Requiem Records „Sonic Journey Through New Life”. Jego recenzję znajdziecie na naszych łamach (w tym miejscu), poniżej prezentujemy naszą rozmowę z Michałem.

Swoją muzykę na poważnie nagrywać zacząłeś na początku lat 90. Przez następne dziesieć lat brałeś udział w wielu różnorodnych projektach. Czy czujesz się w jakimś sensie „dzieckiem” dekady lat 90? Czy to, co dzieje się w muzyce obecnie, jest w stanie równie mocno Cię inspirować?

Tak, zdecydowanie czuję wibracje lat 90, chociaż wielki wpływ na to, co gra w mojej duszy miały i wcześniejsze okresy w muzyce – lata 70 i 80. Mam na myśli przede wszystkim muzykę elektroniczną tego czasu, ale nie tylko. Mogę śmiało powiedzieć, że „zasysam” przede wszystkim mroczniejsze klimaty, a skoro wspominam nie tylko o muzyce elektronicznej, to również bardzo cenię twórczość takich kapel, jak choćby Joy Division.

Staram się być na bieżąco z tym, co się obecnie ukazuje na rynku, chociaż zdaję sobie jednocześnie sprawę z tego, że jest to do końca niemożliwe. Wyłapujemy tylko niewielką ilość muzyki, jaka zostaje wydana, przede wszystkim tej niezależnej, wydawanej przez małe wytwornie internetowe. Dodatkowo, powszechna dostępność do technologii, oprogramowanie pozwalające kreować dźwięk, ceny jakie płacimy za urządzenia, które kiedyś kosztowałyby fortunę – wszystko to potęguje zjawisko kreatywności i generowania ogromnej ilości muzyki. Pod tym względem lata 90 były przełomem – każdy mógł nagrać płytę w kuchni, przy niewielkim nakładzie kosztów. Nowa muzyka w jakimś stopniu z pewnością mnie inspiruje, chociaż myślę, że pewną świadomość muzyczną, podstawę mam już od dawna ukształtowaną. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że czuję się starym człowiekiem pod tym względem :-), ponieważ mój filtr działa coraz bardziej wybiórczo na nowości ukazujące się na rynku.

Mówisz, że lata 90 pozwoliły muzykom – amatorom w domowych warunkach produkować dźwięki na niezłym poziomie. Wydaje mi się, że kolejna dekada pozwoliła taką muzykę znacznie łatwiej i szerzej dystrybuować. Co sądzisz o net-labelach?

Jasne, jak najbardziej. Internet jest doskonałym narzędziem w tym zakresie. Pamiętam, jak wysyłałem taśmy demo do dużych wytwórni, zdarzało się, że jeździłem tam osobiście, aby wręczyć komuś kasetę. Mało kto był zainteresowany oficjalnym wydawaniem w kraju takiej muzyki i mam wrażenie, że ten obszar potraktowano jak chwilową modę, którą „trzeba” przeczekać. Oczywiście w podziemiu wrzało, każdy chwytał za stary syntezator i klecił swoje dźwięki, często dorównujące zachodnim produkcjom. Teraz, dzięki Internetowi, mamy możliwość publikowania muzyki, możemy dotrzeć z nią do ludzi bez konieczności wchodzenia w dziwne układy, bez ingerencji kogokolwiek z zewnątrz. Net-labele to początek końca muzyki sterowanej centralnie.

Czy net-labele nie zniechęcają odbiorców do płacenia za muzykę? Swój ostatni krążek wydałeś w tradycyjnej wytwórni (Requiem). Czy byłbyś skłonny wydać swoje dźwięki za darmo, nakładem net-labelu?

Nie mam nic przeciwko temu, aby muzyka obecna była w sieci i dostępna np. w formacie MP3. Chyba czas pogodzić się z tym, że dystrybucja w dotychczasowym kształcie nie ma racji bytu. Żyjemy coraz szybciej, jemy na ulicy, rozmawiamy przez telefony komórkowe w marketach, słuchamy muzyki w autobusach, tramwajach, pociągach. Odtwarzacz MP3 jest znakiem naszych czasów, idealnie wypełnia czas pomiędzy kolejnymi punktami codziennej wędrówki. Dla tych ludzi nie jest istotna okładka, czy jakieś straty pojawiające się podczas kompresji. Muzyka jest w tym przypadku darmowym dodatkiem do gadżetu, a pliki muzyczne znajdujące się w playerze rekompensują koszty poniesione podczas zakupu odtwarzacza. Sam plik jest dla nich bańką mydlaną – użytkownik nie odczuwa wymiernej korzyści z jego zakupu, nie może go obrócić w palcach czy na nim wygodnie usiąść. I równie szybko, jak bańkę może go bezpowrotnie utracić.

Upłynie sporo czasu, zanim zmieni się takie nastawienie u ludzi i na chwilę obecną nie widzę innego rozwiązania, jak danie wolnego wyboru użytkownikom – cenisz danego wykonawcę, daj mu zarobić i kup jego muzykę. Jeśli chodzi o moją muzykę, cały czas znajduję się w fazie promocji 🙂 i cieszę się z każdej informacji o tym, że to co robię, dotarło w czyjeś ręce. Za darmo, czy nie – nie ma to dla mnie obecnie większego znaczenia.

Requiem nie jest wytwórnią w tradycyjnym znaczeniu – kiedy po raz pierwszy kontaktowałem się z Łukaszem Pawlakiem (w 2002 roku), nawet nie wiedziałem jak wygląda, jaką ma barwę głosu itp. Wyobraź sobie, że dopiero w marcu 2007 usłyszałem w końcu jego głos, ale nadal nie spotkałem się z nim osobiście. A wydał już dwie moje płyty. Tutaj najważniejsza jest muzyka i tylko to się tak naprawdę liczy. Dla mnie jest to idealny model współpracy na linii wykonawca – wytwórnia. Wzajemne zaufanie i wiara w muzykę.

Twoja ostatnia płyta – „Sonic Journey Through New Life” – inspirowana była narodzinami córki. Jednocześnie to krążek wypełniony eksperymentalnym, dość mrocznym graniem. Czy faktycznie pierwsze wychowawcze doświadczenia są tak niepokojące? 🙂

To nie tak. Z wyjątkiem ostatniego utworu, całość „jest” relacją mojej córki. 🙂 Podchodząc do nagrywania tej płyty przede wszystkim starałem się odstawić własne emocje na bok, najbardziej jak się da. Jednocześnie sięgnąłem do podświadomości, do „wspomnień” z okresu którego w zasadzie nie pamiętamy. Każdy z nas „mieszkał” przecież w macicy, czuł niepokój związany z porodem. Tylko ostatni utwór na „Sonic” to moje osobiste wyznanie. W pozostałych przypadkach obserwowałem małą, rejestrowałem jej zachowania. Chciałem „wczuć się” w moje dziecko. Wszystko jest dla takiego stworzonka kompletnie nieznanym obszarem – pierwszy kontakt z piersią, pierwsze kroki, dźwięki dobiegające z zewnątrz podczas pobytu w macicy, niepokój i ból podczas kolek… Wiesz, nie chciałem wylewać przez głośniki ciepłego mleka. Ludzie często przypisują tylko pozytywne emocje takim szkrabom. Dla nich dziecko jest rozkosznym malcem z reklamy, które bezrefleksyjnie uśmiecha się do paczki z pieluchami. Nie pytają o to, co tak naprawdę odczuwa. Właśnie o tym chciałem opowiedzieć.

Co inspiruje Cię obecnie, na jakim etapie obecnie się znajdujesz? Pracujesz nad nowym materiałem?

Jeśli mam czas i energię, to prawie zawsze siadam przed sprzętem i staram się coś na nim wykręcić. Tego wolnego czasu jest niestety coraz mniej, z energią też bywa różnie. Ciężko jest być kreatywnym o 21:00, po całym dniu pracy i innych codziennych obowiązkach. Ale nie poddaję się. 🙂 Niedawno skończyłem remiks utworu grupy 1984, która właśnie wydaje płytę w barwach wytwórni Love Industry. Dla mnie praca przy tym utworze była oczyszczeniem. Nagle poczułem, że mam 16 lat i łoję elektronicznego punka, jak za za starych czasów. Słyszałem ostatnio kawałki koncertowe z Fima Festival duetu Fixmer/McCarthy i Front 242. Chciałbym powrócić do takich dźwięków, do tej prostoty i energii. Co do planów, to mam nadzieję, że dojdzie do współpracy z Maćkiem Werkiem przy nowej płycie Hedone.

Dzięki za rozmowę!







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Wojtek K.
Wojtek K.
17 lat temu

Bardzo fajna rozmowa, zaciekawieniem przeczytałem ją juz 3 razy 🙂 a propos Spika – cudowna jest ta ostatnia płyta ! serdecznie pozdrawiam!

Polecamy