Roztopy to groźna pora roku. Jest jeszcze parę takich krótkich odcinków czasu w przeciągu corocznych 365 dni. Wszystkie łączą w sobie seks i potwory łyskające z mroku białkami oczu, wielką czułość z gwałtowną ucieczką (jej mama wiecznie na ogonie) i świadomość, że każde działanie w jakiś sposób sprawia, że niszczejemy. 1. Various Production – Thunnk
Weird beats, glitchy beats, nazywajcie to jak chcecie, ale ten utwór to rzeczywisty desygnat angielskiego słówka „soil” – opalizujący wilgocią czarnoziem, w brzuchu którego blada zieleń powoli rozwija się napierając na zwały gruntu i rozsadzając go. Na powierzchnię zamiast łodyg i liści wytryskują ogromne mechaniczne ryby sterowane algorytmem, a po raz ostatni siejące epidemię wirusy wyciekają spomiędzy mięsistych grudek, aby sczeznąć i pozwolić wszystkiemu rosnąć zdrowo. Jako antyteza „This Is Your Life” Dust Brothers, „Thunnk” nie opowiada o spalaniu się czy gniciu, ale raczej o nagłym oświeceniu, otwarciu się na obecne we wszystkim pulsujące sploty życia.
2. Unwound – October All Over
Utwór otwarcie przyznający się do zapatrzenia w „Spiderland” Slint. Swoją wielką inspirację Unwound przetwarzają na transowy kawałek, w którym miarowe uderzenie zdaje się wynurzać raz po raz z mrocznego poszycia gitarowych półimprowizacji, ciągle jedno i to samo. Unwound kojarzy mi się z Six by Seven i Morphine, głównie ze względu na łączącą wszystkie trzy projekty jakąś podskórną męskość, będącą fuzją między gentlemańskim polowaniem w głuszy a dziką wściekłością pączkującą w jakimś bliżej nieznanym mieście-molochu. To jeden z tych potężnych utworów, porażających siłą trafienia w odpowiedni moment dnia. Do tego jest cały matowo czarny, cholernie bandycki kolor.
3. Sins of My Dog – Stereogram
Roztopy to groźna pora roku. Jest jeszcze parę takich krótkich odcinków czasu w przeciągu corocznych 365 dni. Wszystkie łączą w sobie seks i potwory łyskające z mroku białkami oczu, wielką czułość z gwałtowną ucieczką (jej mama wiecznie na ogonie) i świadomość, że każde działanie w jakiś sposób sprawia, że niszczejemy. Parujące, duszne lato ukryte gdzieś w materiale SoMD nosi podobne znamię szaleństwa, a „Stereogram” przewodzi temu stadku jak pies, który został tyle razy zagryziony, że teraz niczego się już nie boi. Pewność, z jaką kawałek ten rozkwita na wysokości np. 01:18 każe myśleć, że być może naturalność nie ma nic wspólnego ze spontanicznością. Wcześniej nie miałem pojęcia, że muzyka na Hawajach może być taka… niebanjoidalna.
Posłuchaj – www.myspace.com/sinsofmydog
4. Christmas Lights – Flying With the Swallows
Ledwo narodzony myspaceband rozbraja swoją niewinnością i właściwie to nawet zaskakuje. Dziewczęce oko mrugające spod czarnej grzywki zapowiada jakieś emo, nazwa i parę innych znaków sugerują kolejne freakfolkowe kawałki na akustyku i z wykorzystaniem pokręconych klawisz. A tu proszę – uzdrawiający głowę ambient z czystymi harmoniami, syrenią wokalizką i mikrosamplami utrzymanymi w estetyce fieldrecordingu. Wszystko ciut dziewczyńskie, ale podobno to kobiety są bliżej natury, a że jestem tchórz, póki szron na drogach, olewam Fennesza dla CL.
Posłuchaj – www.myspace.com/christmaslightstheband
5. Old School Tie – Gods Electric Super Scene
Prosta sprawa zrobić taką muzykę, więc szkoda, że nikt jej nie robi. Ostatnio (chodzi o czasy nowożytne) udatnie podjęli wyzwanie VHS or Beta na „Night On Fire”, krewiąc potem niemiłosiernie. Old School Tie może być nową nadzieją dla wyrośniętych dzieciaków katujących ciągle psychodelę z zachodniego wybrzeża, pulsującą, atmosferyczną, gęstą i z wyraźnym posmakiem vintage. Proszę zauważyć, jak w swojej drugiej części utwór ten nabiera oddechu, żeby zacząć się od nowa. I to się dzieje naprawdę. Dawno nie słyszałem czegoś tak „fajnego” jak ów dyskotekowy, oldskulowo narkotyczny dryf każący obsesyjnie rozważać istotę kolorowych drinów.
Posłuchaj – www.myspace.com/oldschooltie
6. Patrick Wolf – Bloodbeat
Wiem, to stare jak świat. Podobnie jak wszystkie inne metody walki z prasłowiańskim plugastwem. Po XVIII wieku nie wymyślono już nic sensownego w tym temacie i pewnie obwiniać o to należy rosnące podówczas w siłę wpływy oświeceniowe. Dzięki nim wszelkie upiory, strzygi, banshee i latające piły od nowa zaczęły nawiedzać miedze i obórki poczciwych chłopów siejąc zagładę nie tylko wśród trzody i drobiu, ale także wśród dziewiczych dzierlatek zaprzęganych przez złych ojców do noszenia wody znad potoku.
Czasem jednak potwory głupieją i zanim zawładną ciałem i duszą ofiary drażnią się z nią, pozwalają jej odczuć realną grozę dusznego oddechu na karku, tam gdzie już zaczynają się włosy. I to jest akurat około trzech sekund, akurat żeby wcisnąć szybko play. Bo one w sumie przy tym więdną te potwory.
7. Belbury Poly – Scarlet Ceremony
To mógłby być naprawdę dobry singiel, myślę że dużo ludzi by oszalało. Jednakże w przypadku „The Owls Map” mamy do czynienia z najlepszą od lat płytą bez typowania numerków. Zwracam szczególną uwagę na „Scarlet Ceremony”, bo przypomina te wszystkie dziwne sceny w filmach, na które patrzy się ze ściśniętym mózgiem. Ukształtowane przez społeczeństwo i savoir vivre ego kurczy się i przykleja do ścian czaszki byle dalej od centrum szarej masy, w którym, jak benzyna w kałuży, zaczynają opalizować słabo uchwytne drapieżne iskry. Rytuał voodoo, Semele w ekstazie, scena malowania krwią po ciele w „Dziecku Rosemary” i to jak bez problemu teleportuję się wszędzie tam gdzie chcę włożyć komuś język do ucha.
8. Amusement Parks On Fire – Motown Ritual
Na gruncie rzetelnego hardkoru APOF posadzili malutkie ziarenko shoegaze i wyrosło „Motown Ritual” kontynuujące w obrębie dzisiejszego zestawienia dzieło „Scarlet Ceremony”. Bachantki nadal szaleją, znacząc szlak swojej pląsającej wędrówki smugami fluorescencyjnej krwi. Szalony śmiech w ciemnościach, że oko wykol i tak dalej, a na poważnie chodzi po prostu o żywiony w tym kawałku sentyment do okręgu diabelskiego młyna i do estetyki Motown, która podobno też ma coś wspólnego z kołami. Czytałem, że życie to okrąg, a da się dostrzec, że również pory roku następują po sobie cyklicznie.
Okultystyczny wąż Uroboros połyka swój ogon zapętlając czas i nie pozwalając nikomu wyrwać się z sieci raz dokonanych wyborów. Niespodziewana chwytliwość „Motown Ritual” jako żywo przypomina te zjawiska i przyciąga z hipnotyczną siłą na luzie pokonując Linkin Parki i Systemy.
9. Sophie Ellis-Bextor – Murder On the Dancefloor
Żeby powoli zejść ze szczytu obłędu kolejna propozycja to szlagier, który grało nawet osiedlowe dicho przy bibliotece, kiedy proeuropejska opcja w końcu zwyciężyła. Unijne dotacje popłynęły strugą: wyhodowaliśmy największą rzeżuchę w Europie i przestaliśmy puszczać w klubach techno w wykonaniu tłuściutkich młodych kobiet. Postawiliśmy na dobro, słońce, prawdę i house – do domu Luomo, a „tam” może być Sophie albo Kylie. Omywany stroboskopem, człowiek może się słuchając MOtD poczuć naprawdę samotny. Lekko podłamany hedonizm nowych dyskotekowych kawałków sprawia, że dotyk innej istoty ludzkiej zamienia się w szkła kontaktowe z przekreślonym „odhumanizowane” umiejscowionym na siatkówce. Wciąż jednak podziwiam ten ruch prawą stopą na wysokości 02:39 klipu:
10. Juvelen – Watch Your Step
„Straight from the motherfuckin dungeons of pop!” – można było przeczytać na myspace tego kolegi i zdziwić się, bo „Watch Your Step” to taki pop jak Patrick Wolf, takie motherfuckin jak Prince i taki dungeon jak Michael Jackson. Urokliwa melodia brzmiąca jak zdelajowany dzwonek polifoniczny rozpoczyna tę piękną piosenkę opowiadającą o ostrożności wymaganej podczas miłosnej partyzantki. Rozmarzony klimat na chwilę pryska, gdy Juvelen zdaje się irytować własną miętkością i „wrażlistwem”, pościelowością swoich zagrywek w tym kawałku.
Dynamiczny, wypluwany pseudorefrenik koloryzuje utwór każąc śledzić dalsze kroki wrażliwego chłopca w czarnej skórze i z szatańsko dandysowską gitarą elektryczną (model „Zappas Coffin”). Jako marcujący kot pewnie słuchałbym tego na okrągło i się uczył, bo takich krystalicznych falsetów przeklejonych z bidżisowskich 80 nie było od czasu szlifowanego diamentami wokalu Greenspana.
Posłuchaj – www.myspace.com/juvelen
Drogi Filipie!
A propo ikony Księżyka w odniesieniu do Twoich tekstów:
1. Są kompletnie nieczytelne. Fajnie, ze masz duży zasób słów ale przebrnąc przez zdania, nie dławiąc się, jest ciężko.
2.Cieszymy się, ze dzielisz się z nami swoimi odczuciami. Miło, ze kreślisz swój odbiór przedstawianych utworów. Ale…nie każdego to obchodzi. Każdy słyszy inaczej!
3. Nie dziw sie, gdy ktoś pyta się: a czego ten a nie inny utwór. Nigdzie nie motywujesz swoich wyborów.
To tak po krótce. Nikt nie lubi ględzenia. A Księżyka radze przyswoić. Autorytetów można i nie akceptować, ale warto się z nimi zapoznać! 🙂
Pozdrawiam wiosennie i prosze sie nie zrażać;)
Księżyk rulezz…. 🙂
Bextor żeby pokryć oczywistość reszty wyboru 😉 Pozdr!
nie chce mis ise calosci czytac ale wyglada ciekawie. szkoda, ze nie moge sobie odsluchac wiekszosci trakow. no i baxtor… wtf? 🙂
jak nie wiesz kto to Ksiezyk to tylko załuj, jedyne recenzje godne uwagi byly jego, te wszystkie to tylko wypociny typu ta myzyka jest jak moje łzy kiedy ciebie nie ma albo ta piesn jest deliktana jak pjeczyna pajaka, heh.
Szczerze: nie wiem kto to Księżyk, nigdy nic jego nie czytałem; emo: autorytety nie istnieją!
Rafałem Ksiezykiem nigdy nie bedziesz i recenzhe tutaj tez nigdy nie beda tak dobre jak jego….
To arbitralny i subiektywny wybór dokonywany zazwyczaj jedynie na podstawie luźnych skojarzeń z zadanym tematem. Wszystkie kawałki tutaj kojarzą mi się w jakiś sposób z okresem czasu przed wiosną – mokrym, niezdecydowanym, pełnym wzrostu, a w różnych folklorystycznych bajeczkach roztopy to jeden z tych bardziej szalonych okresów w roku. Ma się katar i myśli się inaczej niż zwykle. Z jednej strony chce się dalej spać, ale z drugiej fajnie byłoby iść na plażę ze zorganizowaną orgią. Spoko – oczywiste, że trochę się popisuję. Mniej oczywiste – często przypadkowo zestawione kawałki (np. ogromny load mp3 przy opcji shuffle) nawzajem się napędzają. Polecam imprezy z pijanymi didżejami. Przestają wtedy gadać jak ustawić 4-sekundowe przenikanie w Virtual-DJ. Pzdr!
zastanawiam sie według jakich kryteriów wybierasz 10 utworów do… , bo biorąc po uwagę rozstrzał w każdym podobnym artykule, nie obraź się, ale mam wrażenie, że popisujesz się swoją muzyczną erudycją, natomiast sama treść, hmm, jest kontrowersyjna
Sophie Ellis-Bextor – Murder On the Dancefloor
Sorry, this video itd …
Various Production – Thunnk
Sorry this video is no longer available