W roku 1999, gdy na sklepowych półkach pojawił się „Surrender”, The Chemical Brothers uznawani byli za najbardziej wpływowy taneczny projekt. Sam album, do dziś uważany za opus magnum duetu, stał się niewyczerpanym źródłem inspiracji – również dla tych twórców, którzy dziś prowadzą skoczne dźwięki w zupełnie nowe rejony. A sami chemiczni? Cóż, od kilku ładnych lat starają się trzymać fason, choć wszyscy wokół już dawno wyczuli muł twórczej mielizny. Tak jak jednak na „Come With Us” czy „Push The Button” mogliśmy znaleźć kilka naprawdę mocnych fragmentów, tak na najnowszym krążku duetu jest ich dramatycznie mało.
Słucham „We Are The Night” i myślę sobie, że wszystko byłoby w porządku, gdyby ten materiał był zbiorem jakichś stron b singli, chemicznych odpadów z dawnych sesji duetu – ot kawałków, które po prostu nie miały szansy zmieścić się na którejkolwiek z poprzednich płyt. Problem polega na tym, że mamy do czynienia z jak najbardziej oficjalnym albumem, na temat którego – o zgrozo – materiały promocyjne trąbiły: „najlepszy w dyskografii!”. Nic bardziej mylnego – „We Are The Night” pełen jest utworów – szkiców: niedopracowanych, nieumiejętnie prowadzonych, nudnych. Przykład z brzegu? Oczywiście singlowy „Do It Again”, kawałek definicyjnie odtwórczy, w którym Rowlands i Simons niemal naśladują ubiegłoroczne dokonania takiego Justina Timberlakea – również electro, również falsecik, wszystko jednak pozbawione jakiegokolwiek błysku, tak typowego dla starszych produkcji braci. I w takich nastronach jedziemy do samego końca – chemiczni próbują, kombinują, intrygują jednak właściwie tylko chwilami. Do wspomnianych, mocniejszych fragmentów krążka należą bez wątpienia doskonały „All Rights Reversed” (z gościnnym udziałem The Klaxons) czy miło bujający „A Modern Midnight Conversation”, w którym duet umiejętnie nawiązał do modnych brzmień z epoki eighties. I to właściwie wszystko, o czym warto wspominać. Miłymi melodiami nęcą „Saturate” czy „The Pills Wont Help You…”, co nam jednak z nęcenia, gdy po chemicznych oczekujemy ekstremalnie emocjonujących przeżyć?
Rowlands i Simons starają się być mocno na czasie, desperacko naśladując obecnie panujące taneczne trendy. Sięgają po electro, sięgają po hip-hop, ostatecznie jednak ponoszą artystyczną porażkę, ujawniając brak jakiejkowliek autorskiej inwencji. Wydaje się więc niestety, że – zgodnie z tytułem krążka – w twórczości duetu zapanowała ciemna, zimna noc.
2007
Ktoś tu ładnie napisał, że ChB penetrują rejony electro, a czasy Surrender to już zamknięty rozdział, zgadzam się. Podobnie zgadzam się z opinią, że Chemiczni powoli nawiązują do stylistyki lat 80-tych. Też to zauważyłem. Każdy album ChB ma w sobie coś fajnego- także ten. Może jest bardzij popowy, ale jest to pop z najwyższej półki, a tak krytykowany przez wszystkich kawałek Do It Again mnie się po prostu podoba.
jak dla mnie swietna płyta. z tym wyjatkiem, ze nie parkietowa a do posluchania w zaciszu domowym. mam wrazenie ze to bardziej koncept album – chemiczni postawili na psychodele (z wyjatkiem slabego do it again ). moj faworyt to Burst Generator .
Oczywiście , że to dobry album, zaliczyłbym go do najlepszych w dorobku braci. Jest na nim kilka kapitalnych kawałków i to mi wystracza. Che.. Br.. mają w swoim dorobku dużo gorsze płyty, ta na ich tle wypada dobrze. Widać, że potrafią się bawić muzyką i ja słuchając jej też się bawię. może brakuje na tej płycie jakiegoś hitu jak na poprzedniej płycie Push the button.
dla mnie ich najsłabsza w dorobku (oczywiście DYOH najlepsza ze wszystkich).
tak złej płyty chemikali w życiu nie słyszałem. płaska i jakby niedorobiona. push the button trzymała dobry, ba, nawet bardzo dobry poziom. tutaj natomiast dno kompletne i klapa totalna (rzadko zdarza mi się pisać tak krytycznie). pzdr.
Jest jedna płyta CB:
Dig Your Own Hole …
+zajebiste widjo do elektrobank.
potem sława pieniądze i dupa.
Plyta jest dobra…moze nawet bardzo dobra i dziwia mnie te wszyskie negatywne komentarze. Dla mnie to swietny album z klimatem lat 90 takim jakiego sie spodziewalem po Chemicznych. Panom ktorzy twierdza ze CB rypie z wykonawcow elektro chce tylko przypomniec ze ich kawalki w tym stylu mozna uslyszec juz na Surrender sprzed 8 lat! Wiec nie wiem kto tu z kogo rypie. Co do tanecznych wlasciwosci – nie obchodza mnie, nie chodze po klubach a Chemicalsow najlepiej mi sie slucha chodzac po gorach lub smigajac rowerem…i w do tego ten album nadaje sie IDEALNIE!!! Nie wiem jak musialbym sobie nawkrecac zeby nie lubiec tej plyty, jak dla mnie to jeden z lepszych albumow tego roku.
Rewelacyjna płyta, koleś który to recenzował jest chyba głuchy- dla mnie to jedna z najlepszych płyt jakie w tym roku słyszalem, zresztą kazda płyta chemicznych to producencki majstersztyk. Chemical Brothers Rulezzzz 🙂
mi sie plytka podoba, moze nie jest to najlepszy album Kemicznych, ale nie jest zly
podejrzewam, ze po paru miesiacach spodoba mi sie jeszcze
bardziej, tak jak to bylo z Push The Button.
Dobrze, ze robia cos nowego
obronca ucisnionych czlonkow lozy honorowej? moze i tak…moze za szybko…ale po co dluzej i wiecej, skoro na swiecie jest tyle lepszej muzyki?…
Przesada, przesada, przesada !!!! Surowi krytycy, ile razy odsłuchaliście nową płytę Chemicznych ,że tak szybko wydajecie tak miażdżące opinie ???? A może trzeba się wsłuchać i dać tej płycie szansę, nie wystawiać ich na mróz tylko dlatego, że mają więcej niż 20 lat…
Jak to łatwo napisać- ich czas już minął .
Tragedia…
Najnowsza płytka Chemików nie jest może najlepsza w całym ich dorobku, jak to próbowano rozreklamować (hmmm taki chwyt marketingowy), ale i nie jest najgorsza. Po prostu jest odmienna od tego co robili wcześniej. Przynajmniej jest coś nowego i underground miesza się z dzisiejszym mainstreamowym dzwiękiem. Wiedziałem, że takie niepochlebne będą komentarze do tej płyty, bo wynikają z jej niezrozumienia. Tymczasem panowie zawiesili na kołku break-beat i zapuścili się w rejony ELECTRO. Lubię też te chilloutowe wstawki. Aby tą płytę zrozumieć, trzeba by zapoznać się z muzyką lat 80 s , jaka rządziła na ówczesnych parkietach undergroundowych klubów i dyskotek. Jest tu świetnie wymodelowany z retrospekcji klimat z sal fabrycznych z Manchesteru i Mineapolis z lat 80 s, kiedy to bawiono się przy podobnych dzwiękach, taniec robota i te sprawy 😉
ta płyta chemicali to niestety taki sam gniot jak i najnowsza płyta bjork. porażka!
nie jest zle. jest tragicznie.
nie oszukujmy sie – ich czas juz minal…
powinni wyjechac gdzies na zadupie i sie wyresetowac, co moze zadzialaloby na nich ozywczo. a tak siedza w UK i rzna z mlodziakow, a to ich powinni mlodziaki papugowac.:D
Zimno i pesymizm jakie biją z tej recenzji są wg mnie trochę dla tej płyty krzywdzące. Być może nie powinniśmy po prostu oczekiwać po Braciach wydawnictw rewolucyjnych bo takie już dziś chyba nie wychodzą? A ta płyta nie jest ani wybitnym osiągnięciem ani też totalną kaszaną, mimo wszystko jednak ja odnajduję na niej więcej pozytywów. Mimo mielizn (dla mnie Do It Again , The Pills… ) jest tu więcej bardzo bujających kawałków (Das Spiegel, Burst Generator, A Modern Midnight Conversation), świetny wokal Masona (Battle Scars) i prześmiewcze teksty (The Salmon Dance).
Słucham ostatnio sporo różnych rzeczy i, ku swemu zaskoczeniu, najczęściej wracam właśnie do tej płyty, chociaż na Chemicznych postawiłem już krzyżyk od czasu wydania Come With Us . Jednak, jak się okazuje, nie jest źle.