Perły przed wieprze – tegoroczny, nie najciekawszy sezon to w zasadzie jedna wielka reminiscencja. Tu nowojorskie queer disco, tam kolejne drgawki electrotrupa, gdzie indziej znów nudne techhouseowe postękiwania. Nowa muzyka w odwrocie? Może. Ale i reminiscencje potrafią pozytywnie zaskoczyć.
Venetian Snares – „Gentleman”
Rok temu Bogdan Raczynski wydał płytę z muzyką, która sugerowała: tak powinna brzmieć reanimowana Marusha AD 2007. Rave, 145 bpm, łamańce i kawalkady idm-owych dźwięków, które cięły szkło jak w zeszłej dekadzie. Dzieło. Po roku z kilkoma wypominkami wraca Venetian Snares; po pierwsze, przypomina nam, że istnieje, po drugie – pokazuje, co znaczy wściekły i bezkompromisowy back to the oldskool. Po trzecie, dzięki niemu label Planet Mu przeżywa chyba piątą młodość. Odpalam pierwszy numer Gentleman – woooah! Podrasowany XXI wiekiem UK hardcore, jakiego nie powstydziliby się załoganci S.O.U.R. czy mojego ukochanego Suburban Base, tyle że połamany jak wszystkie kręgi szyjne żyrafy. Wiadomo, autorem tej rzeźni jest w końcu bardzo u nas lubiany Aaron Funk, specjalista od dźwięków cięcia-gięcia, którego taśmowo produkowanej muzyki jednak nigdy nie potrafiłem szczerze pokochać. Ale tym razem „Detrimentalist” konkretnie łechce sam rdzeń przysadki mózgowej. Gentleman to preludium do najbardziej wściekłego rave obecnej dekady. Ten, kto jest za pan brat z brytyjskim clubbingiem lat 1991-94, będzie wniebowzięty, ponieważ Aaron proponuje wręcz idealny, choć stylizowany, skok do czasów MTV Party Zone, w którym powabna Simone Angel zapuszczała się z mikrofonem i kamerą w najciemniejsze zakamarki Londynu, odkrywając przed zdziwioną Europą nowe muzyczne przestrzenie. Teledyski kapel pokroju Shut Up & Dance, Altern8 czy Acen, a później Aphex Twina i pochodnych były wtedy na porządku dziennym.
Venetian Snares – „Kyokushin”
Jungleowe, w większości naspeedowane bity a la Dead Dred oraz charakterystyczny, raveowy flow w ragga otoczce tworzy całość niezwykle surową, drapieżną i undergroundową, a jednocześnie zmuszającą do ekstatycznego tańca. W tym wszystkim czuć jednak przeszłość również tę zupełnie nieodległą – płynne, wzajemnie uzupełniające się przejścia między starym dobrym UK hardcore, wczesnym Squarepusherem, Lukiem Vibertem, Mikeem Paradinasem a tym, co jeszcze później, spełniającym standardy świetnie brzmiącej płyty z popieprzoną muzyką w końcu pierwszej dekady obecnego stulecia. Dzięki tym oczywistym zabiegom, Venetian Snares dostarczył muzykę nostalgiczną i „nową”, nade wszystko dającą kopa większego niż większość tegorocznych produkcji.
Jeśli tak mają wyglądać retrospektywy, na których brak w tym roku narzekać nie można, to ja apeluję do telewizji (nie)publicznej o alternatywną wersję teleturnieju „Jaka to melodia?”.
2008
dla mnie płyta jest na tyle ciekawa i świeża w odbiorze (bez prychania, nie siedzę w takiej muzyce zbyt głęboko), że proszę o dwie wskazówki: co do najlepszej Waszym zdaniem płytki Snaresa (słyszałem tylko Rossz..) oraz kilku płyt wartych przesłuchania z gatunku „breakcore” (lubię improwizacje Squarepushera, może to będzie podpiwedzią do filtrowania 🙂 ).
btw vide pf: zawsze mnie bawią teksty o czymś, czego nikt nie powinien znać, bo jest tak andergrandowe, że ujawnia się tylko, gdy zobaczymy jego odbicie w lustrze list szlagierów na vivie lub gdy wytargają danego twórcę majdżersi za włosiska. widzę, że nie tylko hip-hop wymiata takimi porównaniami…
VENETIAN SNARES juz 23.04.09 w Drodze do Mekki
zapraszamy!
„Przypomina nam, że istnieje”, „rave”, „jungleowe”, „raveowy flow w ragga otoczce”, „jedna ze slabszych pozycji”, „i to druga z rzedu”.
laughingelfman.jpg
zakochałem sie w tej płytce od pierwszego słuchania. kawał dobrej połamanej muzy. płytka obowiązkowa w zbiorach każdego fana nowej muzy.
Smucicie! Breakcore umarł? Sratytaty dupa w kraty… Kasia ma rację przestaniecie filozofować tylko wrzucicie na luz… Ja też nie przepadam za tą płytą ale co tam! Jest jak jest! Ale mówiąc że breakcore umarł popełniacie ogromny błąd… Tyle powiem! 🙂
filozofia zdartej płyty i frustrata-właściciela, do którego należy ten porysowany, jakże wysłużony winyl. 😉 Kasia ma rację – nie spinajcie się, panowie.
dobre review, ale jak zwykle musza sie tu w komentach wymądrzać panowie filozoFY, jezu…jestescie tacy nudni, zero sensu humoru i luzu.
oj, marusha pewnie z przymruzeniem oka zostala potraktowana.:) zaraz pozniej zostaly wymienione pionierskie w tym zakresie brytyjskie labele SOUR i Suburban Base. No i Altern8, Acen, Shut Up & Dance, wazne postaci sceny. tez pamietam te czasy i potwierdzam, jest klimat. recenzja subiektywna, bo chyba taka ma byc. mnie ta plyta tez ujela, jakbym sluchal original nuttah shy fx na przyspieszonych obrotach.:)
jaka znajomosc oldskool rave ? kolega sypnal marusha i mtv zone i juz znajomosc oldskool rave ? prawdziwy oldskool rave nigdy nie wyszedl poza dobre kluby ktore mlocily powietrze beatem i dzis juz nie istnieja. rozumiem ze w powodzi i zalewie euro-trance u pamiec o starym niemieckim viva-techno nie ginie bo gatunkowo niewiele sie zmienilo poza warsztatem, ale nie przypisujmy recenzentom zaslug niezasluzenie. a venetian snares jak zwykle – sztampowo, bez polotu, na jedno kopyto. breakcore narodzil sie i umarl w jednej chwili dawno temu. jak to moze komus sie nie nudzic po 3 plytach, to niepojete doprawdy.
Jako fan, musze zajac stanowisko. Zdecydwanie jedna ze slabszych pozycji w przeboagatej dyskografii Kanadyjczyka. I to juz druga z rzedu. Zaczynam sie bac, ze zaczyna sie powoli rownia pochyla, tudziez odcinanie kuponow. Choc ostatecznie nie jest to plyta slaba. Za to recenzja – zdecydowanie na wyrost, tu jest jednak definitywnie, przynajmniej wedlug mnie, akcent na IDM niz acid. Mnostwo punktow odniesienia wydaje sie nie sluzyc niczemu, jak popisowi erudycji. Warto przeczytac transkrypcje rozmowy z Aaronem, na bazie ktorej powstal tekst do The Wire bodajze w 2005 roku, tuz po lub przed wydaniem Csillag… – mozna tam sie dowiedziec czemu artysta nie udziela wywiadow i czemu nie lubie mediow. Brejkkor z wami, bracia i siostry.
jak dla mnie plytka bardziej pod jungle podchodzi:D nawet spoko
dla mnie jak na razie to płyta roku!! nie pasuje mi tylko ostatni kawałek.. recenzja, fajnie że ktoś zauważył podobieństwo do Raczynskiego 🙂 i brawo za znajomość tematyki oldskool rave!