Wpisz i kliknij enter

Zavoloka & Kotra – nasza rozmowa

Począwszy od lutego tego roku, przez kolejne sześć miesięcy, utalentowani artyści ze wschodu rezydować będą w Krakowie. W ramach przyznanych ministerialnych stypendiów Gaude Polonia, gości ich Akademia Muzyczna. Ukrainę reprezentuje trójka muzyków: Zavoloka, Kotra (Dmytro Fedorenko) i Denis Kolokol. 29 lutego w siedzibie Akademii przy ul. Św. Tomasza w Krakowie odbyła się oficjalna prezentacja twórców. Począwszy od lutego tego roku, przez kolejne sześć miesięcy, utalentowani artyści ze wschodu rezydować będą w Krakowie. W ramach przyznanych ministerialnych stypendiów Gaude Polonia, gości ich Akademia Muzyczna. Ukrainę reprezentuje trójka muzyków: Zavoloka, Kotra (Dmytro Fedorenko) i Denis Kolokol. 29 lutego w siedzibie Akademii przy ul. Św. Tomasza w Krakowie odbyła się oficjalna prezentacja twórców. W południe, w jednej z sal uczelni, stypendyści przedstawili swoje sylwetki i zaprezentowali próbki twórczości. Wieczorem, w Sali Koncertowej odbył się inauguracyjny koncert pod hasłem Intermedia 2008. Nad wszystkim czuwał organizator całego wydarzenia, szef Studia Muzyki Elektroakustycznej w którym muzycy będą pracować, Marek Chołoniewski. Po występie wybraliśmy się z Zavoloka i Kotrą do pobliskiej knajpki na kolację, podczas której zarejestrowaliśmy poniższą rozmowę.

Adrian: Jak wam się żyje w Krakowie na twórczym stypendium? W jakim sposób je dostaliście?

Kotra: Mieszkamy tutaj, podróżujemy, chodzimy na koncerty, poznajemy ludzi… To nie polega na tym, że przybyliśmy do Polski na dwa tygodnie, aby robić muzykę. Będziemy tu przez pół roku i mamy do dyspozycji szerokie spektrum różnych rzeczy. Marek dał nam listę seminariów, każde z nas ma kuratora, dostajemy różne propozycje i odpowiadamy na nie, jeśli uznamy je za interesujące. Różni się to od zwyczajnego studiowania, gdyż właściwie to my kształtujemy i mamy wpływ na wszystko. Większość proponowanych nam rzeczy jest bardzo ciekawa. Nie jesteśmy do niczego zmuszani, ale jesteśmy bardzo zainteresowani – taki wolny wybór wpływa na kreatywność.

Zavoloka: By się dostać na to stypendium złożyliśmy podanie zawierające nasze cv, opisy projektów, którymi się zajmowaliśmy, rekomendacje itd. Pobyt w Polsce w ramach tego grantu jest przeznaczony dla Ukraińców i Białorusinów.

A: Jak poznaliście Marka Chołoniewskiego?

Kotra: Spotkaliśmy go po raz pierwszy, gdy przybyliśmy kilka lat temu do Krakowa na Unsound Festival. Marek grał tam, my daliśmy mu nasze płyty. Następnego roku Marek zaprosił mnie na festiwal Audio Art , a jeszcze później został zaproszony przez Denisa do Kazachstanu na Replica Fest. My dowiedzieliśmy się od Marka o szeregu stypendiów. Oczywiście wypełniliśmy te wszystkie wnioski, ale najistotniejsze było to, że Marek faktycznie chciał, byśmy tu przybyli. To miało zapewne wpływ na to, że udało nam się zdobyć te stypendia. Z Ukrainy startowało 40 osób…

Zavoloka: To było przedziwne, bo całą naszą trójkę łączy przyjaźń i z pośród tych wszystkich ludzi tylko my się dostaliśmy. Najpierw wiadomość o wygranej dotarła do Denisa i Kotry, nie wiedzieliśmy czy ja również się dostałam. Przez cały jeden dzień obawialiśmy się półrocznej rozłąki…

A: Czy planujecie współpracę z jakimiś polskimi muzykami?

Kotra: Teraz nie mamy takich propozycji, ale jesteśmy otwarci.

Zavoloka: Jeśli tylko poznamy kogoś interesującego… (śmiech)

A: Katja, masz jednak jakiś związek z polską sceną, chociażby za pośrednictwem labelu Telescope. Na ich ostatniej składance pojawia się Twój utwór „Denissimo”.

Zavoloka: To właściwie nie jest w pełni mój utwór, został przez kogoś (Vitalis Popoff – przyp. aut.) całkiem zmieniony i brzmi kompletnie inaczej. Teraz to może nie jest w ogóle mój utwór (śmiech). Ja wolę całkiem inne klimaty.

A: A jak właściwie zapatrujecie się na polską scenę?

Kotra: Nie wiemy o niej jeszcze zbyt wiele. Póki co dobrze się znamy z Zenialem – już od kilku lat, grał dwa razy na moim festiwalu Detali Dzvuku w Kijowie: raz jako Zenial, a ostatnio w ramach projektu Aabzu. Znamy się też z labelem AudioTong, Katja natomiast z An On Bast.

Zavoloka: Po raz pierwszy spotkałam ją na Unsound w Toruniu, ale było to bardzo przelotne. Następnym razem na festiwalu w St. Petersburgu dzieliłyśmy razem pokój dla artystów, a po koncercie dobrze się razem bawiłyśmy.

Jakub: Czy dostrzegasz jakieś istotne różnice między polską a ukraińską sceną? Labele, festiwale?

Kotra: Ciężko porównać. Jeżeli przyrównamy liczbę sprzedanych płyt, to my (Kotra jest współzałożycielem i byłym współprowadzącym wytwórni Nexsound, oraz założycielem i szefem labelu Kvitnu – przyp.aut.) nigdy nie sprzedaliśmy ich tyle co np. AudioTong. Poza tym AudioTong są bardzo dobrze znani w Chinach, dlatego, że wydają chińskich artystów. Idą troszeczkę w innym kierunku niż my, gdyż naszym głównym celem jest rozprzestrzenianie ukraińskiej muzyki na świecie i budowanie własnej sceny na Ukrainie. A jeśli chodzi o festiwale…

A: Czy trudno jest zorganizować na Ukrainie festiwal pokroju Detali Dzvuku?

Kotra: Jest to trudne, gdyż nigdy nie dostawaliśmy jakiegokolwiek wsparcia, od jakiejkolwiek instytucji.

J: Ale udaje wam się, jak to robicie?

Kotra: To dzięki wielkiej aktywności osób, które przychodzą na nasze imprezy, kupują bilety. Około 15 euro za bilet, ale na ostatnim Detali Dzvuku, odbywającym się wspólnie z Unsound, było ponad 700 osób. Niedawno udało mi się sprowadzić na koncert Micka Harrisa a.k.a. Scorn. Przybył, pogadał z nami, jest naprawdę miłą osobą, a do tego pełnym profesjonalistą.

Zavoloka: To był chyba najlepszy koncert w Kijowie w przeciągu ostatnich trzech lat. Tańczyłam całą noc. Powinien grać tylko godzinę, ale zagrał aż dwie.

Kotra: Uczucie było doskonałe. To był tylko jeden artysta i jego ekstra profesjonalizm.

Zavoloka: Naprawdę polubił Kijów i wrzucił kilka zdjęć z Kotrą na swoją stronę (śmiech)

Kotra: Godzinę po tym jak skończył, ludzie stali w kolejce po to by uścisnąć mu dłoń. To było niezwykłe, wszyscy krzyczeli „chcemy więcej!”.

J: Jak widzisz sprowadzanie tego pokroju światowych artystów na swoje koncerty, czy też festiwale jak Detali Dzvuku?

Kotra: Nie widzę żadnych problemów. Jeżeli osoba jest ok i nie ma żadnych problemów z menadżerem itp., jest naprawdę świetnie. Niektórzy artyści są zbyt drodzy. Przykładowo – myślę, że możliwe byłoby zaproszenie Autechre, ale wydaje mi się, że jest jeszcze za wcześnie na nich na Ukrainie. Nie wiedziałbym jak zostaną odebrani przez publiczność. Trudno to przewidzieć. Są dobrze znani, ale na przykład. w przypadku Scorn, ludzie oszaleli na wieść o koncercie, wszyscy chcieli iść. Później jednak, na samym występie było około 600 osób, co było mniejszą liczbą niż przewidywaliśmy.

A: Czy następne Detali Dzvuku jest anulowane ze względu na wasz pobyt w Polsce?

Kotra: Również, ale były też inne powody. Nie jest możliwe robienie takiego festiwalu w Kijowie, to jest zbyt drogie. Dlatego zdecydowałem o przeniesieniu imprezy do Lwowa. Napisałem do wszystkich artystów, że przeprowadzamy się do Lwowa.

Zavoloka: I powiedzieliśmy naszej kijowskiej publiczności : „ludzie, ruszcie swe tyłki!” (śmiech)

Kotra: Po naszym szwedzkim tournee po Ukrainie (projekt SWIZHE 4:4, w ramach którego ukraińscy i szwedzcy artyści podróżowali po kraju, grając wspólne koncerty w najważniejszych miastach – przyp.aut.), otrzymałem kilka naprawdę dobrych propozycji od Lwowa. W Kijowie byłoby to po prostu niemożliwe. Na ostatnim festiwalu, musiałem tam zapłacić 2000 dolarów za 12 godzin wynajmowania pustej przestrzeni.

A: To może teraz w Operze Lwowskiej? (śmiech)

Kotra: Dostaliśmy kilka ciekawych propozycji miejsc od rady miejskiej. Robienie tego wszystkiego w tańszy sposób, jest naprawdę interesujące.

A: Jaką macie publiczność na Ukrainie? Czy możecie porównać ją do tej z innych krajów?

Zavoloka: Zachowują się za każdym razem inaczej (śmiech)

Kotra: Ale generalnie…

Zavoloka: Ukraińska publiczność jest najlepsza! (śmiech)

Kotra: Są bardzo wdzięczni, ciekawe jest to, że im bardziej eksperymentalne rzeczy im prezentujemy, tym bardziej są wdzięczni i zainteresowani. Oczywiście staramy się być różnorodni w graniu muzyki na festiwalach, ale faktem jest to, że im dziwniejsze są to dźwięki, tym większa reakcja ze strony publiki. Atmosfera jest bardzo dobra. Zresztą byłeś z nami w Dnipropetrovsku, widziałeś jak to wygląda (relacja z tej imprezy w tym miejscu – przyp. aut.). To był właśnie normalny, typowy koncert muzyki elektronicznej na Ukrainie. Było tam wtedy około 400 osób. Teraz niestety, miejsce gdzie się odbywał jest zamknięte. Ten klub był właściwie od początku całkowicie nielegalny. Jego właścicielem był bogaty biznesman, który chciał zorganizować miejsce do grania dziwnej muzyki. Władze miejskie nie pozwoliły mu na to, głównie dlatego, że było to w centrum miasta, dookoła hotele, itp. . Także w trakcie całego swojego istnienia, klub ten był całkowicie nielegalny.

A: Ale ja widziałem tam ekipę telewizyjną!

Kotra: I w tym cała rzecz. Wszystkie stacje telewizyjne, dziennikarze i ludzie wiedzieli o tym miejscu, ale nie mogło być ono promowane, bo formalnie nie istniało. Organizatorzy imprez zawsze wskazywali miejsce przy pobliskim liceum, tuż za rogiem, jako punkt spotkań. Później zabierali tych ludzi do środka. Niestety teraz klub został całkowicie zamknięty przez radę miasta Dnipropetrovska. Szkoda, bo był to właściwie jeden z najlepszych klubów na Ukrainie jakie kiedykolwiek widziałem.

A: Czy jako tak aktywny działacz, organizator ukraińskiej sceny, ale także współtworzący ją muzyk, jesteś w stanie wyróżnić spośród dzisiejszych niezależnych brzmień coś, co można by było określić mianem „ukrainian sound”, albo „eastern sound”?

Kotra: Nie.

Zavoloka: Nie?

Kotra: Wyjaśnię. Wiem, że dla ludzi z innych krajów to wszystko może brzmieć bardzo ukraińsko. Ale rzecz w tym, że Katja robi muzykę, ja ją robię, Andriey Kiritchenko, Denis Kolokol…Każde z nas gra w kompletnie inny sposób. Być może dla was brzmi to inaczej, mnie tak naprawdę ciężko jest powiedzieć. Siedzę w samym środku i nie mogę być przez to obiektywny.

A: Katja, twój ostatni album „Viter” zawiera największą ilość akustycznych sampli spośród wszystkich twoich dotychczasowych nagrań. Jak Ci się pracuje z takim żywym materiałem?

Zavoloka: Właściwie istotne jest to, że mogę zmieniać te akustyczne sample w to co lubię najbardziej. A najbardziej w muzyce elektronicznej podoba mi się możliwość generowania bardzo dziwnych, niezwykłych dźwięków. I mogą one pochodzić z dowolnego źródła. Można je zmieniać tak, by brzmiały bardzo nietypowo. Swego czasu nie cierpiałam skrzypiec, ale gdy zaczęłam współpracę ze skrzypkami, zdałam sobie sprawę, że mogę wykorzystać te dźwięki tak, by nie brzmiały jak typowe skrzypce, lecz odrobinę dziwaczniej. Ważną rzeczą dla mnie było to, by „Viter” był nieco bardziej melodyjny i delikatny. Następny album również taki ma być.

A: Czy rzecz ma się podobnie gdy pracujesz z wokalami? Traktujesz je jak inny instrument, zmieniasz, edytujesz?

Zavoloka: Nie lubię zbytnio ich edytować, lubię czysty, prawdziwy głos śpiewających u mnie kobiet, może czasem z lekkim pogłosem, albo innym nieinwazyjnym efektem. Ważna jest dla mnie czysta energia. Kiedyś miałam jedną partię wokalną do której trudno mi było dodać jakąkolwiek muzykę, gdyż ona sama wydawała się dziełem skończonym. Czystą energią.

J: A jak nagrywasz wokale tych starszych kobiet?

Zavoloka: W różny sposób. Czasem na minidisca czy na odtwarzacz mp3, a czasem z użyciem laptopa z kartą dźwiękową i dobrym mikrofonem.

A: W większości twoich wokalnych utworów pojawia się kobieta o imieniu Danya Chekun. Kim ona jest?

Zavoloka: Ona jest starszą kobietą, śpiewającą dla Boga. Jej wokale ocierają się o transowe medytacje, ale przy tym wszystkim jest bardzo prostą osobą.

A: Jak ją znalazłaś?

Zavoloka: Swego czasu podróżowałam sporo po ukraińskich wioskach w poszukiwaniu starszych, muzykujących ludzi. W jednej z nich wskazano mi inną wioskę, położoną nieco dalej, w lesie. To był dość niezwykły okres, styczeń – na Ukrainie czas świąteczny, niezwykła atmosfera, kiedy wydaje się, że Bóg jest wszędzie, a wokół mnóstwo otwartych na ciebie, pijanych ludzi (śmiech)… Przybyłam do domu tej kobiety, siedziałam jak tutaj teraz… To bardzo prosta kobieta, ale gdy zaczęła śpiewać… Było to bardzo przedziwne. Czysta energia.

Kotra: Nazwałem ją czarownicą. Choć nigdy nie uczyła się śpiewu, to gdy siedzisz naprzeciw niej i słuchasz tego głosu, masz dreszcze na skórze.

Zavoloka: Zanim Kotra tego doświadczył, wielokrotnie mu o niej opowiadałam. Niezbyt się palił do poznania jej, twierdząc, że nie siedzi zbytnio w folku. Gdy jednak wybraliśmy się do niej razem, odebrało mu dech w piersiach.

A: Może powinnaś się zastanowić nad zabieraniem jej czasem na koncerty i graniem na żywo do jej śpiewów?

Zavoloka: Trochę o tym myślałam, ale to chyba nie byłby dobry pomysł. Z jednej strony fakt, iż jest starsza, z drugiej zaś, nie jest przyzwyczajona do występowania w podziemnych klubach itp. . Choć sama czasem koncertuje, razem z dwiema innymi kobietami – stanowią trio (śmiech) i była wielokrotnie na występach, nawet tutaj w Polsce, to zawsze są to typowe, folkowe imprezy na otwartym powietrzu. Zabranie jej nagle do zamkniętej piwnicy, nie byłoby dla niej korzystne. Martwiłabym się o nią. Nie chciałabym stracić tej znajomości (śmiech). Jest bardzo delikatna.

A: Gdy współpracujesz z innymi artystami, czy to z Kotrą, czy z AGF, Twoje nagrania są pozbawione tego etniczno-folkowego posmaku. Co jest tego powodem? I na ile ethno jest dla ciebie ważne?

Zavoloka: Jest bardzo ważne. Ale wychodzę z założenia, że jeżeli współpracujesz z jakimś innym artystą, powinieneś zrobić coś nowego, odmiennego od tego co robiłeś do tej pory. To trochę jak z dzieckiem, które tworzy się przecież z dwóch różnych osób (śmiech). Chciałam jednak wpleść trochę ukraińskich, folkowych akcentów do projektu z AGF, ale później się rozmyśliłam. Ta współpraca to było coś innego, a folk jest tylko i wyłącznie moją działką.

A: Jednak AGF śpiewa na tym albumie również tradycyjne, ukraińskie pieśni.

Zavoloka: Ona używa tylko ukraińskich słów. Poza tym, nie ma w tym ani energii, ani melodii, ani niczego innego ukraińskiego…

A: Czy nie czujesz się trochę jak ambasadorka ukraińskiej kultury ludowej w świecie?

Zavoloka: Zawsze chciałam nią być, zawsze chciałam promować ukraińską muzykę. Pokazywać, że Ukraina ma też dobre strony, a nie tylko same złe…

Kotra: Każdy kraj ma jakieś złe strony. Mam wielu znajomych, którzy ciągle narzekają na Ukrainę. Dla nas interesujące jest to, by pokazywać te dobre rzeczy w naszym kraju.

A: Ostatni krążek „Viter” brzmi jednak nieco bardziej uniwersalnie jeśli chodzi o zawartość tych wszystkich tradycyjnych elementów. Czy mogłabyś opisać swój zamysł serii albumów, którą „Viter” rozpoczyna?

Zavoloka: No wiesz, wszyscy artyści i wszyscy ludzie, jak zwykle robią w kółko to samo (śmiech). Ja na przykład, wciąż mówię o naturze. Z AGF i „Nature Never Produces…” to było jedno, a teraz zdecydowałam się na przygotowanie serii albumów, być może czterech, ale nie wiem jeszcze, poświęconych elementom przyrody. Ogień, woda, powietrze…

A: Który będzie następny?

Zavoloka: Chyba woda, dużo o tym ostatnio myślę.

A: Czy zamierzasz nagrać to tutaj, w Krakowie?

Zavoloka: Tak.

A: Z użyciem skrzypiec i kontrabasu, jak na „Viterze”?

Zavoloka: Nie, tym razem z innymi instrumentami. Myślę, że te nagrania będą o wiele bardziej syntetyczne, nie tak akustyczne jak „Viter”.

A: Kotra, twoja muzyka ma również bardzo unikalne brzmienie, jednak są to rzeczy znacznie bardziej radykalne niż to co tworzy Zavoloka. Czy są rzeczy, które miały szczególny wpływ na twoją twórczość?

Kotra: Obecnie, gdy słucham muzyki innych, nie są to tak radykalne rzeczy. Jeszcze 15 lat temu słuchałem wyłącznie ekstremalnych dźwięków, ale teraz moja muzyczna perspektywa jest znacznie szersza. Gdy zacząłem tworzenie muzyki, jeden z moich kolegów który był 10 lat starszy ode mnie, powiedział: „Artystą nie jest ktoś, kto jest tylko poetą, muzykiem, malarzem, itp. . Dobrym artystą jest ten, kto próbuje ukazać to, czego nie można właściwie zobaczyć wokół”. I to była jedna z wpływowych myśli. W tworzeniu próbowałem odnaleźć coś, czego nie mogłem usłyszeć. Gdy robię muzykę, zachowuję się trochę jak ćpun. Lubię się w tym zatracić. Z tego względu, współpraca muzyczna z innymi jest dla mnie bardzo często trudna. Nie mogę wtedy w pełni robić rzeczy, które bym chciał. Gdybym je robił, miażdżyło by to całkiem to, co robi inna osoba. Dla przykładu, na wspólnej płycie z Zavoloką „Wag The Swing”, gdybym robił to co zazwyczaj, samemu, nie byłoby w tym w ogóle Zavoloki. Moje dźwięki zabiłyby wszystko. We współpracy z innymi muszę być o wiele bardziej powściągliwy. Zdarzyło się tylko raz, działając z Moljebka Pvlse (Mathias Josefson, szwedzki muzyk, elektroakustyczny eksperymentator – przyp. aut.), gdy mogłem robić w pełni to co chciałem (album „Live In Dnipropetrovsk”). On jest super-mega artystą i naprawdę lubimy się razem spotykać i współpracować. Gdy robię muzykę i nie mogę tego robić w ten ciężki, fizykalny sposób jak lubię najbardziej, na końcu czuję się nienasycony. Dla mnie muzyka jest dobra, gdy w finale czuję się wyczerpany w pozytywnym tego słowa znaczeniu, gdy czuję, że jest w niej mnóstwo energii, że jest ostra, mocna, nacierająca…

Zavoloka: I właśnie Kotra słucha w domu bardzo głośno muzyki (śmiech). Często gdy siedzę nawet w innym pokoju, słyszę jego słuchawki.

A: Czy fakt, że studiowałeś matematykę na Uniwersytecie ma jakikolwiek wpływ na twoją twórczość?

Kotra: Nie używam matematyki w muzyce. Nigdy nie tworzyłem żadnych algorytmicznych wykresów i sekwencji do jej tworzenia. Wszystko robię za pomocą dłoni, przekładam dźwięki, zamieniam… „Dissilient” było nagrane za pomocą jednego mikrofonu, później spędziłem wiele czasu na cięciu tego materiału, nakładaniu jednego dźwięku na inne, tworzeniu struktur… Dla niektórych te dźwięki mogą być bardzo chaotyczne, ale tak naprawdę mają bardzo precyzyjną strukturę i nie ma w tym przypadkowości. Najpełniej czuję muzykę, gdy robię ją sam.

A: Używasz często do grania bardzo dziwnych urządzeń. Czy projektujesz je i tworzysz?

Kotra: Mam kumpla, jest członkiem grupy The Moglass (improwizujący zespół wydawany przez Nexsound – przyp. aut.). Wspaniały geniusz techniczny. Zawsze wymyśla jakieś przedziwne maszyny. Spotykamy się, opowiadam mu jakbym chciał by urządzenie grało, jak mam nim sterować, itp., a on decyduje w jaki sposób wcielić moje pomysły w życie. Później spędza czas na konstruowaniu. Ja przybywam do niego, do Charkowa i oglądam pierwszą wersję instrumentu. Gdy coś mi nie odpowiada, on przekłada kable, zmienia i kombinuje… także ja nie jestem projektantem w ścisłym znaczeniu tego słowa, nie rysuję szablonów i tym podobnych rzeczy. To wszystko opiera się raczej na komunikacji, rozmowie. Ważne jest też to, że ten chłopak nie robi ślepo tego o co ja go poproszę, lecz wkłada w to swoje rozumienie mojego pomysłu. Opiera się to wszystko na prawdziwej komunikacji międzyludzkiej.

Zavoloka: Zrobił też kiedyś coś dla mnie, ale grałam na tym tylko raz (śmiech). To było takie białe pudełko, jak apteczka lekarska, z malutką klawiaturą, coś w rodzaju time machine, z małym samplerem, delayami, itp. .Grałam na tym tylko raz. Zabrałam później ze sobą do Brukseli, włączyłam po raz kolejny i nagle w całej okolicy wysiadło światło (śmiech). Po tym wydarzeniu, urządzenie niestety już nie działało.

Kotra: Nasz kolega jest naprawdę genialnym wynalazcą, ale jego urządzenia są kompletnie niestabilne. Właściwie nigdy nie wiadomo jak dany instrument zabrzmi następnym razem. I czy w ogóle. Bardzo „improwizujące” urządzenia. Ważna jest komunikacja z maszyną…

Zavoloka: Myślę, że time machine którą zbudował dla mnie, nie lubiła mnie i po prostu nie chciała ze mną współpracować (śmiech).

J: Z jakiego oprogramowania korzystacie do grania?

Zavoloka: Ostatnio całkowicie zawiesił mi się ProTools. To dość skomplikowane, działy się z nim różne dziwne rzeczy. Cały czas zmieniały się ustawienia i po prostu odmówił współpracy. Teraz zastanawiamy się nad przesiadką na Logica.

Kotra: Jeśli używasz ProToolsa do nagrywania w studiu, jest idealny. Ale jeśli potrzebujesz czegoś bardziej do edycji, jest gorzej. ProTools nadaje się bardziej do normalnego studia i normalnej muzyki. Nie jest zbyt elastyczny.

Zavoloka: Logic ma teraz bardzo dobrą cenę. Kosztuje 500 dolarów i jeśli porównasz te dwa systemy, wychodzi dwa razy taniej. Natomiast dziś na koncercie używałam Twin Pitch. Jest bardzo stabilny i darmowy.

Kotra: Podczas wspomnianego tournee po Ukrainie ze szwedzkimi artystami, używałem Abletona. Było to spowodowane tym, że nie wiedzieliśmy do końca z kim będziemy współpracować, więc wzięliśmy wszystkie komputery, a ja przypuszczałem, że najlepiej w takiej sytuacji będzie mi się grało z Abletona.

J: Lubicie Ableton?

Zavoloka : My w ogóle nie lubimy komputerów (śmiech). Granie z hardwareu jest o wiele ciekawsze.

Kotra: Laptopy są ok, ale jeśli masz możliwość grania ze sprzętu, rób to. Wielu artystów przesiada się na laptopy, dlatego że łatwiej jest im z nimi podróżować. Dla nas jedna torba więcej czy mniej to nie problem. Gramy z użyciem hardwareu tak często, jak tylko jest to możliwe. Wspomniany Mick Harris (Scorn), powiedział mi, że nienawidzi grania z laptopa, zawsze są z nim jakieś problemy. Swojego ostatniego, rzucił o ścianę podczas nagrywania czegoś. Nie działał tak jak on chciał, więc go po prostu roztrzaskał.

A: Katja, czy jako wykształcony grafik, traktujesz swoje prace z tej dziedziny jako prostą kontynuację muzyki?

Zavoloka: Myślę, że możesz to dostrzec. One zawsze mają ścisły związek z muzyką. Choć muzyka jest zawsze na pierwszym miejscu.

A: Czy podczas wystąpień na żywo masz jakiś większy wpływ na wizualizacje tworzone do twojej muzyki?

Zavoloka: Nie, nie… choć teraz ostatnio współpracuję z bardzo utalentowaną, portugalską wideoartystką o imieniu Laetitia (www.3leds.com). Poznałam ją grając na festiwalu w Portugalii. W interaktywny sposób tworzyła bardzo ładne rzeczy na swoim komputerze. Rozmawialiśmy chwilę i dałam jej swoją płytę. Teraz pracuje nad wideoklipem dla mnie. W przyszłości chcemy stworzyć coś razem – ona wideo, a ja muzykę pod te obrazy. W tym momencie na youtube dostępne są próbki wspomnianego klipu do „Viter” ( „Exhale” – przyp. aut.), ale nie jest to jeszcze skończone wideo, lecz tylko nagrana na żywo improwizacja.

A: Wspominamy o wideoklipach. Kotra, na twoim koncie znajduje się wideo do utworu „Stir Mesh”.


Kotra – Stir Mesh

Kotra: Został stworzony przez naszych berlińskich przyjaciół Akuvido (www.akuvido.de). Robili go we flashu przez pięć miesięcy, każdego dnia. Wszystkie elementy tego klipu powstały ręcznie. Nic nie było automatyzowane. Jeśli się wsłuchasz i skupisz na oglądaniu, dostrzeżesz, że każdy dźwięk ma swoje odbicie w obrazie. Nic nie było wygenerowane. Każdy piksel to ręczna robota. To jest prawdziwa sztuka. VJ-ing jest dla nas drugorzędny, tak jak i DJ-ing. Naprawdę interesujący są artyści, którzy faktycznie coś robią, kreują, spędzają nad pracą dużo czasu, dłubią, a nie tylko odtwarzają. To dla nas bardzo ważne.

A: Jak było w przypadku klipu Zavoloki „Rozmai – zillya”?

J: Jaki był zamysł tego wideo?

Zavoloka: Rozmaizillya jest magicznym ziołem. Jeśli kochasz dziewczynę, a ona cię nie chce, powinieneś iść do czarownicy i dostać od niej to zioło. Dodajesz je do napoju, który następnie wypija dziewczyna… i będzie twoja (śmiech).Opowiedziałam to wszystko IRMIR (Iryna Miroshnikova, reżyserka klipu – przyp.aut.), która jest również naszą przyjaciółką. Nie jest profesjonalnie związana z robieniem filmów, jest architektem, ale jednocześnie działa w bardzo wielu dziedzinach sztuki. Gdy opowiedziałam jej o tych ziołach, wzięła kamerę, nagrała wszystko, a później zaprezentowała mnie. Poza tym, ja nie miałam zbytniego wpływu na proces twórczy.

A: Śledząc twoje poczynania, zauważyłem, że współpracowałaś również z dziewczyną o imieniu Katya Chilly. Zrobiłem mały research i okazało się, że jest ona wielką gwiazdą pop na Ukrainie.


Zavoloka – Rozmai – zillya

Zavoloka: Tak. To znaczy nie teraz, kiedyś, 10 lat temu była bardzo znana.

Kotra: Gdy zaczynała, współpracowała z topowym pop producentem. Wtedy była na samym szczycie. Gdy przestała z nim działać, jej gwiazda przybladła. Przestało o niej słychać. Teraz znów powoli zaczyna powracać do kariery, ale nie tak wysoko jak kiedyś. Próbuje być nieco bardziej „alternatywna”. Ale to wciąż świat popu, ze wszystkimi jego zasadami, a ona wciąż jest „pop-star”.

Zavoloka: Również sposób w jaki pracuje jest bardzo popowy. Choć jest bardzo dobrze wykształcona, zna teorie folku, różne techniki śpiewu itp., nie jest twórcą – kreatorem. Jest tylko wykonawczynią. Nie tworzy nic nowego sama. Grałam z nią wiele razy i zdałam sobie sprawę z tego, że ona wciąż śpiewa swoje stare utwory. Podczas gdy ja starałam się zrobić coś nowego, dla niej, ona tego nie kontynuowała. To nie było dla mnie zbyt interesujące.

Kotra: Być może Katya Chilly sprawia wrażenia „alternatywnej gwiazdy”, ale tak naprawdę miałem okazję ją poznać przed 10 laty, zanim stała się tak sławna na Ukrainie. Dzięki temu wiem, że cała jej wiedza o scenie alternatywnej, została przekazana przez producentów z którymi działała. Myśleliśmy, że po tych 10 latach trochę dojrzała. Pierwszy wspólny koncert był znakomity – ale to się zdarza, ona jest profesjonalistką.

Zavoloka: Gdy jednak zdałam sobie sprawę, że odgrzewa stare utwory, poczułam się rozczarowana.

Kotra: Dla nas cała ta sfera i zasady ukraińskiej sceny pop są czymś, w co nie chcemy wchodzić.

Zavoloka: Są bardzo nieprzyjemne.

Kotra: Nieprzyjemne i w większości przypadków nieprofesjonalne. Gwiazdy opóźniają koncerty, przybywają z dwugodzinnym spóźnieniem… Dla nas przybycie spóźnionym na zwykły soundcheck jest rzeczą bardzo wyjątkową. Ale dla naszych gwiazd pop jest to normalne, gdyż są gwiazdami, mogą przybyć na swój koncert 2 godziny później, a i tak wszyscy będą na nie czekali. Tak w ogóle to nie grają oni zbyt często dla szerokich rzesz ludzi. Zdarzają się co prawda koncerty, głównie w okresie wakacyjnym, na dużych placach miejskich, ale zazwyczaj, w ciągu roku, nasze popowe gwiazdy występują głównie na dobrze płatnych imprezach prywatnych. Mają pieniądze, płacą więc telewizji, by pokazywała ich klipy. Stąd właśnie są tak szeroko znani na Ukrainie.

A: Czy są tacy artyści, z którymi chcielibyście szczególnie współpracować? Nawet tacy bardzo nieosiągalni, „wymarzeni”?

Kotra: Nie marzyłem nigdy specjalnie o współpracy z kimś konkretnym, ale myślę, że mogłoby być ciekawie stworzyć coś z Mika Vainio, interesujące jest to w jaki sposób on patrzy na muzykę… Nie patrzymy nigdy na współpracę z kimś nieco bardziej znanym tylko przez pryzmat tej sławy. Najważniejsze jest, że dany artysta jest interesujący i dobrze nam się porozumiewa.
(po dłuższej chwili namysłu) Hmm, są jednak rzeczy, o zrobieniu których marzyłbym. Właściwie jedna z nich już się spełniła – to było wtedy, gdy występowałem jednego wieczoru z Peterem Christophersonem z Coil. Działo się to na jednym z festiwali w St. Petersburgu. Rozmawialiśmy chwilę i myślę, że to była jedna z najciekawszych rzeczy jakie mi się przytrafiły w życiu. Poza tym bardzo chciałbym spotkać The Residents, to jest takie moje marzenie.

A: Związane niejako z dadaizmem…

Kotra: Rzecz w tym, że tak naprawdę nic o nich nie wiem. Chciałbym pogadać z tymi ludźmi, zadać im kilka pytań, dla mnie są bardzo wyjątkowi. Miałem w życiu taki okres, że przez jeden rok słuchałem w kółko tylko The Residence. Są jedynym zespołem, który całkowicie odstaje od wszystkiego innego. Nikt nie jest tacy jak oni.

Zavoloka: Ja myślałam o Nobukazu Takemurze. Wysłałam mu maila w którym pytałam, czy może nie byłby zainteresowany współpracą. Odpowiedział, że jest dość zajęty i że jeśli chcę, mogę mu wysłać swoje CD. Później zdałam sobie sprawę, że on faktycznie jest bardzo zajęty, ma mnóstwo projektów, tworzy dźwięki dla firmy Sony itp. . Doszłam też do wniosku, że tak naprawdę jeśli chcę z kimś współpracować, muszę znać tego artystę osobiście. To dla mnie bardzo ważne, wręcz kluczowe dla współpracy.

J: Jak doszło do tego, że twoje utwory znalazły się na „Split CD” Marka Clifforda (m.in. Seefeel – przyp.aut)?

Zavoloka: Mamy wspólnego znajomego, perkusistę z Japonii E-da. Dałam mu swoje płyty, gdy spotkaliśmy się razem na festiwalu Garage w Niemczech. Moja muzyka bardzo mu się spodobała. Później, gdy pojechał do Wielkiej Brytanii, pokazał ją Markowi Cliffordowi, a on napisał do mnie, że podoba mu się to co robię. Tak się zaczęło. Korespondowaliśmy ze sobą przez prawie dwa lata, głównie na zasadzie „cześć, jak tam u ciebie..?”. To była taka wirtualna współpraca.

A: Gdy spotkaliśmy się i rozmawialiśmy półtora roku temu w Kijowie, wspominałaś o czymś w rodzaju wokalnej i „głosowej” współpracy z włoskim muzykiem Etre. Czy coś w końcu wspólnego z tego wynikło?

Zavoloka: Hmm…nie! (śmiech) Zdecydował, że wykorzysta mój głos w jakimś jeszcze innym swoim projekcie. Może coś jeszcze zrobimy, wszystko jest w trakcie… On jest bardzo dobrym muzykiem, multiinstrumentalistą… Ale ja po pewnym czasie miałam już dość wszelkich współpracy z kimkolwiek, było tego tak dużo, już byłam tym wszystkim bardzo zmęczona. Chciałam się skupić na swojej solowej twórczości, myślałam „ohh, kiedy wreszcie?!”. Nie mogłam wtedy znaleźć pomysłu na swoją dalszą działalność i to był dosyć ciężki czas dla mnie. Bardzo chciałam robić moją, tylko moją muzykę, a nie wciąż współpracować. I ci wszyscy ludzie jak Etre, czy E-da, wciąż się wtedy dopytywali kiedy coś w końcu zrobimy. Odpowiadałam, że nie wiem, że chciałabym się jednak zająć swoją muzyką. Ale teraz, po „Viterze”, czuję się lepiej (śmiech). Choć myślę, że po tym krakowskim okresie, wciąż będę chciała się skoncentrować tylko na swojej twórczości. Nie chcę rozmieniać się na drobne, ciągnąć zbyt wielu projektów jednocześnie. Chcę skupić się na jednym.

A: Zauważyłem, że na twojej stronie internetowej znajduje się link do strony Biosphere. Znasz go osobiście?

Zavoloka: Tak, spotkaliśmy się w Portugalii, piliśmy razem piwo i bardzo dużo rozmawialiśmy. Jest bardzo ciekawą osobą. Bardzo go lubię. Co prawda wcześniej nie przepadałam za jego muzyką, ale gdy go poznałam, zdałam sobie sprawę, że jest bardzo interesującą osobą.

A: Czy w takim razie uważasz, że na odbiór muzyki może mieć wpływ bezpośredni kontakt z artystą?

Zavoloka: Hmm… według mnie tak… kiedy byłam młodsza, miałam mniej więcej 15 lat, mieliśmy na Ukrainie koncert Stinga. Moja mama miała trzy wejściówki. Wcześniej nie cierpiałam Stinga, naprawdę go nie znosiłam. Musiałam iść na ten występ, by pomóc mojej mamie. Stałam tam, słuchałam… i naprawdę to polubiłam (śmiech). To było reggae zmieszane z naprawdę dobrym jazzem. Muzycy grali naprawdę dobrze. Przedziwne, bo wcześniej naprawdę szczerze nienawidziłam jego muzyki. To było zaskakujące, miłe rozczarowanie. Oczywiście nie zaczęłam później kupować jego płyt itp. (śmiech).

J: Czego w takim razie słuchaliście, gdy byliście młodsi? Co miało na was wpływ?

Zavoloka: Oj, bardzo dużo tego było… hmm, lubiłam wczesne albumy The Cure, słuchałam jazzu, Radiohead… ale zawsze i przede wszystkim lubiłam różne bardzo dziwne rzeczy (śmiech).

Kotra: Myślę, że na początku były to dość radykalne rzeczy, punk rock itp. Słuchałem też dużo Can, ale poza nimi nie wiem zbyt wiele o innych krautrockowych kapelach. Wiele z tych rzeczy z przeszłości wciąż jest dla mnie istotnych. Dlatego właśnie chciałem się spotkać z Coil. Throbbing Gristle, ich pomysły na sztukę są również dla mnie ważne. Rzeczy takie jak Sonic Youth, Ministry… naprawdę przepadam też za PJ Harvey… trudno jest mi więc właściwie powiedzieć jakiej konkretnej muzyki słucham. Mogę też słuchać popu, rzeczy takich jak Depeche Mode. Nawet ostatnio oglądając występ Madonny na wideo, byłem pod wrażeniem. Nie uważam, że to jakoś przekłamuje moją undergroundowość, gdyż staram się być tak otwarty na różne rzeczy, jak tylko jest to możliwe. Madonna może mieć na mnie wpływ. Wszystkie te rzeczy są niezwykle profesjonalne i to jest bardzo dobre. Świetnie brzmiąca muzyka pop, po prostu ją czuję. To nie jest kwestia tego, że jest to „pop”. To kwestia jakości, doskonałej jakości tej muzyki. Madonna, Depeche Mode – oni wszyscy przez lata przeszli przez wiele stylów…

Zavoloka: Są po prostu kreatywnymi osobowościami.

Kotra: Tak. Dla nas najważniejsza jest osobowość. I komunikacja.

Adrian Piasecki, Jakub Żaczek
Zdjęcia – Jakub Żaczek







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
5 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
silicon
silicon
16 lat temu

a swoja droga wystep wyborny
brakowalo tylko dunayewskiego:D

T.a
T.a
16 lat temu

Doskonały wywiad, mnóstwo zajmujących szczegółów! Mam nadzieję zobaczyć jeszcze tą dwójkę gdzieś w Krakowie, bo to co pokazali w Akademii było wyjątkowe.

eee
eee
16 lat temu

chyba the residents, nie residence, nie?

adrianp
adrianp
16 lat temu

na zdjęciach, od góry:

Zavoloka na żywo w Krakowie

Denis Kolokol

Kotra, Zavoloka i Denis podczas prezentacji w Akademii Muzycznej

Kotra w Sali Koncertowej

adrianp
adrianp
16 lat temu

kilka dni po wywiadzie, dostałem link z ukończoną już pracą Laetitii do utworu Exhale Zavoloki, z Jej najnowszego krążka Viter :
http://youtube.com/watch?v=pfcS5A2k0zg

Polecamy