Wpisz i kliknij enter

superpitcher – here comes love


za pseudonimem superpitcher kryje się aksel schaufler, niemiecki producent i kompozytor, związany z założonym przez volfganga voigta [mike ink] labelem kompakt. schaufler pojawił się na muzycznej scenie gdzieś w okolicach roku 2000 – pierwszy raz na kompaktowej składance „total 2”, potem tworząc swe pierwsze remiksy – m.in. dla dntel, contrivy i carstena josta. w roku 2001 przyszedł czas na pierwszą epkę artysty – „heroin”. rok później superpitcher wydał kolejny mały krążek, nazwany „yesterday”. swą dotychczasową muzyką schaufler huśtał się gdzieś między trip-hopem, ambientem i eksperymentalną elektroniką. w tym roku muzyk postanowił nagrać coś bardziej dynamicznego, wydając swój pierwszy długogrający krążek – „here comes love”. przyznać trzeba, że jest to jeden z ciekawszych albumów pierwszej połowy roku 2004.
„here comes love” nie jest kolejną taneczną płytą. „chcę aby ta muzyka brzmiała tak, jakby nagrał ją zespół” – powiedział w jednym z wywiadów superpitcher i faktycznie – na „here comes love” znaleźć możemy sporo żywych brzmień. sam producent potrafi grać na gitarze i klawiszach, co zapewne pomogło mu osiągnąć zamierzony cel. partie smyczkowe, hammond, flet – czyżby kolejna nowa płyta śmiało flirtująca z tradycyjnym instrumentarium? na to wygląda, choć nie należy zapominać, iż główną rolę odgrywa tu jednak pulsujący, taneczny bit, dzięki któremu dzieło superpitchera przypomina miejscami prace erlenda oye czy coldera. otwierający całość kawałek „people” to murowany hicior tanecznych parkietów – właśnie dzięki tej piosence sięgnąłem po cały album – oczekując właściwie kolejnego niezłego produktu tanecznego. zaraz potem przyszły pierwsze niespodzianki – piosenkowa konstrukcja i partia gitary w „sad boys”, smyczki i zupełnie odmienny klimat w kolejnym na płycie „träume”. warto zatrzymać się na chwilę przy tym utworze – to zupełnie inna bajka, wspaniale jednak pasująca do całości. niemiecki tekst, rozmemłany nastrój – muzyka kojarząca się z obrazami, sprawiająca wrażenie filmowej. prawdziwa perełka. potem znów stylistyczny rozrzut – choćby kolejna wersja przeboju „fever”, za sprawą irytującego basu będąca najmniej ciekawym punkem „here comes love”. nic to jednak – płytę zamykają kolejne świetne utwory – narkotyczny „happiness” [„i want happiness/i seek happiness/to cause you happiness/to be your happiness” – i od tekstu, i od muzyki można się w tym przypadku totalnie uzależnić] i ponad 14-minutowy „even angels” kończący się kolejnym zaskoczeniem – 8-minutową, ambientową końcówką.
intrygujący więc, zróżnicowany stylistycznie album. z małymi wyjątkami – niezwykle udany. i pierwsze skojarzenia – może z „ultravisitor” squarepushera? klimatycznie płyty z zupełnie innych bajek, podobnie jednak tworzone – często przy pomocy żywych, tradycyjnych brzmień. superpitcher chce brzmieć jak zespół i chyba mu się to udaje. ciekawe, jak wyglądają jego koncerty – czy podobnie jak squarepusher angażuje muzyków, czy może – jak większość pozostałych elektronicznych twórców – ogranicza się do swojego laptopa? jakkolwiek wyglądają koncerty superpitchera – płyta „here comes love” to kolejny dowód na to, że muzyka taneczna potrafi jeszcze zaskoczyć czymś naprawdę wartościowym.
2004







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
jarekg
jarekg
13 lat temu

Czesc Krzysiek – juz kiedys zwrociłem uwagę na błąd w tytule tego historycznego atykułu – Tytuł „Samplicity – One Step Further”, nie samplitude
🙂 proponuje wejśc w nowa dekadę z poprawnym tytułem
tak czy owak miło ze ta składanka jest w Twojej bibliotece
pozdr

Polecamy