Wpisz i kliknij enter

voodoo child – baby monkey


..no to moby zrobił nam niespodziankę. po „play” i „18” – dwóch multiplatynowych krążkach [w sumie prawie 13 milionów egzemplarzy!] richard hall postanowił nagrać płytę bez żadnych komercyjnych ambicji – płytę, której jakości nie powinniśmy mierzyć liczbą sprzedanych krążków [ta na pewno nie będzie porażająca]; moby nie ma bowiem zamiaru promować swojego nowego dzieła – nie będzie ani singli, ani teledysków, ani reklam – ot, po prostu muzyka nagrana dla własnej przyjemności. tylko po co, dlaczego – wydana?
pytanie nie jest bezpodstawne – „baby monkey” jest bowiem zbiorem mało udanych, archaicznie dziś brzmiących tanecznych kawałków, które swym klimatem przypominają to, co w muzyce house i techno działo się na poczatku lat 90. „baby monkey” jest więc swoistą podróżą sentymentalną, kopią tych wszystkich brzmień, które dla mobyego były i są jedną z najważniejszych inspiracji. jeżeli na całym świecie uda nam się sprzedać 50 tysięcy egzemplarzy, to będę bardzo zdziwiony i szczęśliwy – mówi hall. i rzeczywiście – muzyka z nowego krążka nie jest dziś ani popularna, ani też nowoczesna. proste, czasem rażące prymitywnością bity [tak jakby moby korzystał tutaj z jakichś bardzo amatorskich „trackerów”], połączone zostały z fatalnie syntetycznymi, odpychającymi brzmieniami wszelakich syntezatorów. brak naturalności, brak świeżości, nawet chwytliwych – do czego moby przyzwyczaił nas swoimi ostatnimi albumami – melodii brak. w ostatnich latach wydawanie własnych płyt wiązało się z silną presją. fajnie było nie przejmować się tymi wszystkimi rzeczami, które zazwyczaj wiążą się z wydaniem albumu, czyli na przykład wynikami sprzedaży. chciałem nagrać coś, co spodoba się niektórym ludziom, ale zamiast adresować tę płytę do milionów, myślałem o kilku tysiącach, które być może jej posłuchają. – mówi moby. jak więc traktować ten krążek? jako ciekawostkę? pocztówkę z muzycznej przeszłości? może jako zbiór jakichś studyjnych „odpadów” z sesji „play” i „18”?
być może nie zrozumiałem tego albumu. może potraktowałem go zbyt serio. „baby monkey” jest jednak płyta, o której słuchacz zapomni bardzo szybko. moby chyba bardzo słusznie na jej potrzeby ostrożnie przybrał zupełnie nowy pseudonim. miejmy tylko nadzieję, iż wcielenie „voodoo child” nie będzie nam serwowało tego typu eksperymentów zbyt często – „baby monkey” jest bowiem sporym rozczarowaniem.

2004







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy