Nowy początek.
Kiedy w 1995 roku ukazała się debiutancka płyta GusGus, był to efekt twórczości dziewięcioosobowego kolektywu, który nie chciał ograniczać swej działalności wyłącznie do muzyki, ale sięgał również po inne dziedziny sztuki – od filmu przez plastykę po performance.
Islandczycy, zauważeni przez słynną angielską wytwórnię 4AD, dzięki podpisanemu z nią kontraktowi, zrobili szybką karierę, wpisując się swymi oryginalnymi utworami w modną wtedy formułę piosenkowego trip-hopu. Pięć lat wyjątkowo aktywnej działalności sprawiło jednak, że skład kolektywu się posypał – z dziewięciu osób na placu boju zostało tylko trzech producentów: Veiran, President Bongo i Herb Legowitz. Ponieważ ich upodobania muzyczne zmieniły się w tym czasie, wyjścia były dwa: zacząć nagrywać kolejne utwory pod nową nazwą lub pozostać przy starej.
Zapewne względy komercyjne zdecydowały, że GusGus będzie funkcjonał dalej. Znaczna część fanów nie zaakceptowała jednak nowego oblicza grupy – muzyka Islandczyków skręciła bowiem wyraźnie w bardziej tanecznym kierunku, wpasowując się w modę na minimalowe techno i house. Świadectwem tego była już płyta „Attention” z 2002 roku, a całkowitym potwierdzeniem – „Forever” z 2007 roku. Nie inaczej jest na najnowszym albumie formacji (uzupełnionej tym razem o wokalistę Daniela Agusta, który po ośmiu latach powrócił na stałe do grupy) – „24/7” – którą opublikował koloński Kompakt.
Na krążku znajduje się zaledwie sześć nagrań – podobnych w brzmieniu i rytmice, a co za tym idzie, tworzących spójny, wręcz monolityczny zestaw.
Zaczyna się od wibrujących syntezatorów, których dźwięki z czasem układają się w przesterowane kaskady perlistych tonów. Niosą one eteryczny wokal Agusta, śpiewającego refren „I Feel Like Dancing” w takt głęboko pulsującego bitu, wspartego miarowo pomrukującym basem. To „Thin Ice”, kompozycja, która od razu wyznacza tempo i klimat reszty płyty. Oto bowiem tuż po niej pojawia się nagrany wspólnie z detroitowym producentem Aaronem-Carlem „Hateful”. Tutaj mamy jeszcze mocniejsze brzmienia: zbasowane akordy klawiszy, których nie powstydziliby się mistrzowie EBM z The Klinik, podszyte zostają twardym bitem w stylu techno, a wszystko to uzupełniają falujące pasaże chmurnych syntezatorów i jadowity głos Agusta (śpiewającego tym razem „I Feeling Hateful”). Podobne dźwięki znajdujemy w „On The Job”. Choć to piosenka miłosna, jej rdzeń stanowi zabójczo zbasowany bit (niczym w nagraniach z pamiętnej płyty Thomasa Brinkmanna – „Studio 1 – Variationen”), który oplatają dubowe efekty i dobiegający jakby z oddali wokal frontmana.
Pobrzękujące klawisze rodem z EBM pojawiają się znowu w „Take Me Baby” – to nowa wersja słynnej piosenki Jimiego Tenora, zaśpiewana zresztą i tutaj przez niego samego. Tym razem bardziej przypomina ona jednak synth-popowe „Feel Me Now” z repertuaru Blancmange, pulsuje bowiem sprężystym bitem i emanuje fizyczną zmysłowością, tworzoną przez niepokojące partie syntezatorów. Utwór ten płynnie przechodzi w najbardziej hipnotyczne nagranie z płyty – „Bremen Cowboy”. Wibrujący pochód basu nadaje mu od razu transowy charakter, który wzmacniają z czasem kolejne elementy: twardy bit techno, brzęczący loop acidowy i świdrująca partia klawiszy, otoczona dubowymi pogłosami. Killer!
Więcej melodii przynosi finałowy „Add This Song”. Agust, śpiewając tu w podniosły sposób, upodabnia kompozycję do tanecznego hymnu – potwierdza to ekstatyczny podkład rytmiczny o house`owej proweniencji, uzupełniony jedynie falami rwanych klawiszy o cyfrowym brzmieniu.
„24/7” to mocno klubowa płyta – i w tej kategorii można jej postawić wysoką notę. Przynosi bowiem zestaw świetnie wyprodukowanych nagrań, z których każde doskonale sprawdzi się na parkiecie. Co więcej – krążek równie dobrze wypada w domowym odsłuchu. Ci jednak, którzy liczyli, że GusGus wrócą na nowym albumie do trip-hopu, nie powinni nawet po niego sięgać.
Kompakt 2009
powrot daniela byl strzalem w dyche.
a czy ktos wie, ze daniel zaczynal tak:
http://www.youtube.com/watch?v=qKYzaea12qQ&feature=related
LOOL
Mam mieszane uczucia, kawałki są bardzo długie, ale często rozciągnięte nieco bez pomysłu. Dobrym przykładem „Add This Song”, znakomity przez kilka pierwszych minut, potem już kompletnie bez historii – ot zabawa pokrętłami, bez większego konceptu.
Mimo wszystko to lepszy krążek niż „Forever”. Choć ja i tak czekam na więcej popu od GusGus. Tak jak na „24/7” mogliby brzmieć na koncertach. Na płytach wolałbym bardziej piosenkowe rzeczy…
Gus Gus vs T-World to mój ulubiony ich album, ale dla mnie Purple przebijają Northern Lightsi Esja 🙂
przy okazji kawalka Purple, warto wspomniec mocno niedoceniany album „Gus Gus Vs T-World”. recka w serwisie.
No posłuchamy… ale nie ma jak to klasyk Purple z 97!
Byłam, widziałam, słyszałam, nie nagrałam, ale podbijam. Najlepsza fiesta anno domini…, ile to już lat? 😉 Co do 24/7 trudno mi tak z tych fragmentów wyciągnąć rzetelne wnioski, ale cieszę się że Daniels back i że wrócili do swojego charakterystycznego głebokiego tła, ktore z Forever gdzies się ulotniło.
a ja polecam Gus Gus Live. to co wyczyniaja z dzwiekami Veiran i President Bongo przechodzi ludzkie pojecie. bylem, widzialem. slyszalem i nagralem 🙂
Mi podchodzi. Wymiękam przy tym aksamitnym wokalu i czuję tu jakieś sprzyjające mej percepcji proporcje. Abstrahując od ewolucji muzycznej Gus Gus ode mnie mają plusa za ten album.
Ale dyskoteczka… Ci to juz całkiem się pogubili. Jeszcze niedawno miałem nadzieję że zrobią piękną płytę pop a tu mdła lura na wyświechtanych patentach sprzed dekady.
gniot jakich malo…
No nie, jednak nie, Ci panowie i panie zjedli wlasny ogon 🙂
w zalewie bezwartosciowych w wiekszości produkcji ta wypada zajebiście
faktycznie, nie jest to album dla fanow starego Gus Gus. 24/7 to kolejna porcja techno od obecnych liderow Gus Gus – Presidenta Bongo i Veirana. z calej 6 najbardziej spodobal mi sie Hateful. znakomity numer z rewelacyjnym wokalem Agusta.