Znamy już dwa kawałki z nadchodzącej epki Massive Attack. Po fatalnym „Splitting the Atom” pora na „Pray for Rain”. W kawałku gościnnie udziela się Tunde Adepimpe z TV on the Radio. Jest chyba nieco lepiej, choć to wciąż – moim zdaniem – zawód. Nie ma tu nic prócz perfekcyjnej produkcji. Ten specyficzny post-triphop, prezentowany ostatnio przez weteranów gatunku, głównie nuży. Tak się już chyba dzisiaj nie gra.
Posłuchajcie jednak sami i piszcie, jak Wam się podoba:

chris jak zwykle popisal sie wiedza…
No ten wałek przeciętny, w sensie że nie zanęca.
Dla mnie to porażka – mimo całego mojego uwielbienia dla MA – nuda , nic się nie dzieje w tym utworze. i już martwię się, że rozczaruję się ich nowym albumem.
Coraz bardziej mi się podoba. Dęciaki zagrane poprawnie. Świetnie, że nie ma zsamplowanych smyków Murcofa i techno Clarka ot co.
Splitting the Atom nie jest aż taki zły jak się wydaje za pierwszym odsłuchem. Pray for rain ma fajny pulsacyjny beat i nie jest aż taki nudny jak zauważył Pan Krzysztof. Prawdą jest jednak, że PfR jak i Splitting The Atom nie za bardzo kojarzą mi się z Massive Attack. Ja czekam na pełen album i wtedy popłynie fala krytyki lub radości.
Dwa przykłady tyczą sie Wildera rzecz jasna i jego solowych dokonań ;0
Coś w tym jest Laudio z alanowskim electro bluesem. Pierwszy utwór to sampel wokalu i stworzenie muzyki do niego – electro blues for bukka, drugie podejście to jezebel. Alan dalej inspiruje innych. Co do bluesa od niego pochodzi uwielbiany przez masy jazz. Jest dobrze.
nie ma znaczenia „jak się dzisiaj gra”. Grunt żeby był flow żeby była magia. A tej magii jak dla mnie zabrakło i tutaj i w „Splitting the Atom”. Nie są to „złe” utwory ale jak na mój gust zbyt monotonne, zbyt jednostajne, za mało gęste. Jeśli wypuściłby je kto inny niż Massive Attack pewnie wogle bym się nimi nie przejął i zapomniał.
Niedobry to sygnał, że 2 utwory z nadchodzącej płyty są tak niepokojąco do siebie podobne.
Chyba wiem chris: ten brudny basowy blues nie przypomina Ci klimatu solówek Alanka? Słodkawa melodyjka rzeczywiscie psuje, bo numer nawet naaaawet…
Jest dobrze. Mamy instrumenty żywe, melancholijny wokal, elektronikę, produkcja przyzwoita. Za mało pierdnięć, trzasków? Są inni wykonawcy panie Krzysztofie. Wszak muzyki chyba nie robi się pod masy. Czas dojrzeć.
nie ma sie co dziwic – uwiad starczy u artystow to sprawa bardzo powszechna, nastepuje szybciej niz ten biologiczny. rutyna, manierycznosc, przekonanie o wlasnej wyjatkowosci, choc czesto zwykla nieumiejetnosc niechec do zaczynania wszystkiego od nowa. przychodzi w koncu czas, kiedy kreatywnosc ustepuje wypracowanemu doswiadczeniu, ktore przycmiewa tak charakterystyczna dla mlodych, genialnych debiutantow (jakby nie patrzec, w przypadku massive attack to 18 lat), gowniarska naiwnosc…szkoda, ale taka juz kolej rzeczy…
Przestaje wiazac nadzieje z powrotami moich „wielkich” sprzed lat. NIe umiem powiedziec, czy tworcom w pewnym momencie zaczyna brakowac pomyslow, konsekwencji, czy swierzosci. Jedno jest pewne… Tego sie nie da sluchac:/ I naprawde czesto sie nacinam na taka sytuacje wlasnie w przypadku ekip z paroletnia przerwa i wielkim comebackiem… Takie Portieshead, czy Cinematic np
zgadza się, tak bez jaj nie powinno się dzisiaj grać.
muzyczka fajnie płynęła do samej końcówki, kiedy spiętrzone napięcie zamieniło się w jakąś słodkawą melodyjkę, zamiast konkretnie przypierdolić (chociażby w stylu „Angela). a utwór nawet ciekawie się zapowiadał…
a mnie ten utwór zachęcił do sięgnięcia po resztę. nawet bardzo. całość klimatycznie się rozkręca, wokal nadaje mu onirycznego posmaku, a zabawy z dźwiękami w tle zachęcają do dalszego poznawania.
ps. za to zniechęcił mnie do komentującego tekst ” tak się już dzisiaj nie gra”. no wybacz człowieku, a niby jak?…