W ciągu trzech lat od wydania debiutanckiej płyty „Face À L`Est”, kanadyjski producent Guillaume Coutu Dumont zyskał sławę jednego z najciekawszych młodych twórców muzyki tanecznej. Jego płyty trafiły szybko do katalogów wielu cenionych wytwórni – choćby Musique Risquée, Circus Company czy Cocoon. Wszystkich zafascynowało organiczne brzmienie projektu – bliskie afrykańskim korzeniom, odwołujące się do tradycji rodem z Detroit i Chicago, a jednocześnie nieunikające dźwiękowych nowinek.
Aby zdyskontować sukces debiutu, Coutu Dumont długo pracował nad nowym materiałem. W ciągu kilku miesięcy spędzonych w paryskim studiu duetu dOP, producenta odwiedziło wielu specjalnie zaproszonych muzyków. Najważniejsi byli trzej francuscy instrumentaliści, Marc-André Charbonneau, Sébastien-Arcand Tourigny i Nicolas Boucher, którzy dograli do powstających utworów dźwięki trąbki, saksofonu i Rhodesa. Nie zabrakło również wokalistów – jednym z nich był znany z ekwilibrystycznego śpiewu Dave Aju, a drugim – pochodzący z Zairu – Dynamike. W studiu pojawił się również brat producenta, Gabriel, aby dołożyć od siebie dźwięki gitary. Wszystko to złożyło się na bogato zaaranżowany zestaw jedenastu kompozycji, odsłaniających wszystkie muzyczne fascynacje Coutu Dumonta.
Oczywiście dominuje tutaj house – ale dostajemy go w różnych wersjach. Najpierw pojawia się „Can`t Have Everything” o mocno transowym pulsie, który niesie perfekcyjnie zgrane uderzenia organicznych klawiszy i jazzowych dęciaków, nad którymi górują soulowe wokale panów z dOP. Potem trafiamy na gorący tribal podrasowany lekko jamajskim groovem – „32 Tonnes De Pigeons”. Naturalne brzmienie utworu tworzą partie instrumentów dętych – zgrabnie połączonych z rozlanym, wokoderowym śpiewem. Nie brak tu oczywiście hipnotycznego deep house`u – to nieco spowolniony „On The Lips”, w którym nastrojową melorecytację wspomnianego Dave`a Aju otaczają soczyste tony Rhodesa.
Jest w tym zestawie również miejsce na tech-house – choć również nieoczywisty i podrasowany żywymi dźwiękami. Mimo, że „Mindtrap” zaczyna się od mocnego akordu piano, szybko nabiera jaśniejszego brzmienia, dzięki zestawieniu plemiennych congów z zawodzącą trąbką, zza których dochodzi egzotyczny chórek. No i na koniec mechaniczny micro-house – czyli kończący całość „Decennie”. Miarowy bit uzupełniony przestrzennymi efektami perkusyjnymi oplatają w nim pastelowe tony klawiszy (jakby puszczone od tyłu), zgrabnie łącząc się z rwanymi samplami gospelowych śpiewów.
Kiedy Coutu Dumont chce dać słuchaczowi odpocząć od tanecznych pląsów, sięga po inne estetyki. Raz jest to klimatyczny jazz, wpisujący smakowite partie skrzypiec w miarowy pochód basu i bębnów („Intermede”), kiedy indziej – ambientowy soundtrack rozpisany na melancholijne dźwięki fortepianu i przetworzone głosy, a także – energetyczny afro-beat w formule popowej piosenki („Radio Novela”) oraz monumentalny dub (ponad dziesięć minut!), urzekający smakowitymi partiami tęsknego saksofonu i strzelistej gitary.
Najbardziej tanecznym nagraniem z zestawu okazuje się być czerpiący również z jamajskich brzmień dyskotekowy „Helicoptere”. Najmniej tu żywych dźwięków – a najwięcej syntezatorowych pasaży. Coutu Dumont udowadnia nim, że potrafi za jednym zamachem trzepnąć klubowy killer – nie tracąc nic ze swej własnej charyzmy.
„Breaking The Fourth Wall” to jedna z ciekawszych premier tego roku. Dawno nie było tak świeżo brzmiącej muzyki syntetyzującej elektronikę z akustycznymi dźwiękami w tanecznym kontekście. Materiał z płyty doskonale sprawdzi się na koncertach – orkiestrowa wersja Guillaume And The Coutu Dumonts zadebiutuje w pełnym składzie już na czerwcowym festiwalu Mutek w Kanadzie. Może potem trafi również do Polski?
www.myspace.com/guillaumethecoutudumonts
Circus Company 2010
Helicoptere, konkretny numer 🙂