Wpisz i kliknij enter

Piotr Kurek – nasza rozmowa

Nasz przedstawiciel w labelu Cronica – Piotr Kurek – opowiada o swoim ostatnim albumie, doświadczeniach związanych z teatrem oraz kilku innych projektach. Posłuchajcie fragmentów krążka „Lectures” i czytajcie rozmowę, którą pzreprowadził Marcin Gładysiewicz.

By zrozumieć teoretyczne podłoże obecnej twórczości Piotra Kurka należy znać postać Corneliusa Cardewa?

Zdecydowanie nie. Myślę, że nawet w kontekście płyty „Lectures” nie jest to konieczne. Oczywiście, materiał ten może być szczególnie ciekawy dla osób które znają postać Cardew, ale też jest to przede wszystkim moja własna interpretacja i próba zmierzenia się z archiwalnym materiałem. Poza tym w samych utworach jest dużo poleceń i wskazówek… które jednak, zgodnie z zamysłem Cardew, w części zignorowałem.

Za niespełna dwa tygodnie będziesz gościem festiwalu „Cornelius Cardew and the Freedom of Listening” odbywającego się w stolicy Portugalii. Jakiego okresu twórczości angielskiego kompozytora będzie ten występ dotyczył? I czy będzie to tylko jednorazowy projekt?

Jest to już trzecia edycja, po Paryżu i Stuttgarcie. Tym razem festiwal organizowany jest w Porto. Nie brałem udziału we wcześniejszych edycjach, w Portugalii zaprezentuję materiał z płyty „Lectures”. Zostały na niej wykorzystane fragmenty z prób „Treatise” i „Autumn 60”, tak więc będzie to wczesny i chyba najbardziej znany okres Cardew.

Warto przypomnieć, że ubiegłoroczny album „Lectures” dla oficyny Cronica, również jest z tą osobą silnie związany.

Chyba nie powiedziałbym, że jestem mocno związany z osobą Corneliusa Cardew. Kilka lat temu natknąłem się na zapis partytur graficznych do Treatise (1963-67) i myślę, że był to dość banalny i oczywisty start, ale równocześnie miażdżące doświadczenie. Przy czym chciałbym zaznaczyć, że dalej nie czuje się specjalistą w tym temacie, raczej ciągle amatorem.

Pomysł na płytę powstał w ramach festiwalu „Zakrzywienia Igły” . Udało mi się namówić Waltera Cardew, syna kompozytora, do wykorzystania archiwalnych, niepublikowanych nagrań z prób i zamkniętych koncertów. W znacznej większości były to amatorskie nagrania na taśmach z lat 60-tych. Zarejestrowałem dużo dodatkowych instrumentów i w rezultacie powstał zupełnie nowy projekt, którym zainteresowała się portugalska Crónica i tym samym doszło do współpracy.

Współpracowałeś w przeszłości z Walterem? On także jest zaangażowany w definiowanie współczesnej muzyki elektro-akustycznej?

Nie, nigdy z nim nie współpracowałem. Poznaliśmy się i utrzymywaliśmy kontakt w kontekście zespołu Walter & Sabrina, a później kompozycji i materiałów archiwalnych jego ojca. Sam Walter nie jest dosłownie zaangażowany w muzykę elektro-akustyczną, ale jako lider wspomnianego zespołu zdecydowanie przeciera nowe szlaki. Polecam płytę Walter & Sabrina „Chioma SuperNormal. The Dark Album”.

„Lectures” zebrało świetne recenzje. The Wire, Vital Weekly i wiele innych dziennikarskich platform dostrzegło wyjątkowość tego albumu. Nie masz wrażenia, że rewolucja internetowa nic w Polsce nie zdziałała? Czy jest to jednak bardziej problem mediów?

Chyba po prostu taka już natura podobnej muzyki i nie jestem w żaden sposób zawiedziony znikomym zainteresowaniem w kraju. Poza tym, płyta z tytułem „Lektury” naprawdę może się wydawać czymś szalenie nudnym i ja to rozumiem.

Co dalej z współpracą dla Cronica? Twoja polifoniczność zainteresowań nie sprzyja chyba pracy nad nowym albumem. Ran Slavin wspominał, że trudno jest nie dotrzymać tam terminów.

Crónica to świetna wytwórnia i zdecydowanie moje najlepsze doświadczenie przy pracy nad płytą. Jeszcze w tym miesiącu, we współpracy z magazynem Neural, zostanie wydana kompilacja Crónica na której mam swój mały wkład. Pod koniec lata chcę też zacząć pracę nad nowym albumem.

Gdy dowiedziałem się, że na festiwalu Unsound wystąpi Kreng z teatralną grupą Abattoir Ferme od razu przypomniało mi się przedstawienie „Endo”. Wyreżyserowany przez Ryszarda Kalinowskiego projekt Lubelskiego Teatru Tańca z Twoją muzyką na żywo. Najpierw opowiedz mi o tej współpracy, a później o tym czy jest szansa, że tam wystąpicie.

Ze względu na ogromną konstrukcję scenografii, „Endo” bardzo rzadko grane jest poza Lublinem. Na chwilę obecną nie planujemy nowych występów z tym projektem. Z Lubelskim Teatrem Tańca współpracuję od kilku lat. Udało się nam zrealizować kilka spektakli, w tym nominowany jako spektakl roku w kategorii teatru tańca „NN. Według Wacława Niżyńskiego” i niedługo zaczynamy prace nad nowymi projektami. Świetnie się dogadujemy i bardzo lubimy (śmiech).

Wracając do Lublina, Twój nowy krążek ukaże się przy silnym udziale kulturalnego „Ośrodka Rozdroże” formalnego organizatora festiwalu Tradycji i Awangardy Muzycznej – Kody. Co sądzisz o tym przedsięwzięciu? Jest to stosunkowo nowa inicjatywa na mapie Polski.

Nie znam podobnego festiwalu nawet poza granicami kraju, który cały swój program buduje na syntezie awangardy z tradycją i przy tym zdecydowanie wygrywa. Nie planuję nowych projektów z ośrodkiem, ale też będę trzymał kciuki za dobry kierunek rozwoju. To zdecydowanie jedna z lepszych inicjatyw w ciągu kilku ostatnich lat w Polsce.

Na tegorocznej edycji Kodów wystąpisz z mniej zobowiązującym projektem Patrapapak. Słuchając utworu „papapapa” zastanawiam się czy jest to swoista odskocznia od Twoich codziennych zainteresowań? I może to bardzo trywialne pytanie, ale powiedz, skąd ta nazwa?

Naprawdę mam taki utwór? (śmiech). Tych projektów jest trochę więcej, wszystkie z podobnie spontanicznymi nazwami. Zbieram stary sprzęt, mam skromną kolekcję organów Voxa, Hammonda i Philipsa z lat 60-tych i 70-tych z zupełnie kosmicznymi funkcjami akompaniamentu. Do tego kompletuję system modularny… a same projekty powstają po prostu z zabawy i nagłych zrywów.

Materiał, który ukaże się już niebawem, pada daleko od tego, do czego przyzwyczaił słuchaczy Piotr Kurek. Niezwykle silnie czuć tutaj tkankę tradycji, obrzędów, na której zbudowany jest niemal każdy utwór. I nie chodzi mi tu tylko o ludowy charakter wokali, ale również o szeroką gamę instrumentów, które spięte są klamrą subtelnej, łagodnej elektroniki. Współczesna synteza kulturalnych obyczajów z nową muzyką. Skąd ten pomysł, skąd czerpałeś inspiracje?

Nie wiem czy zdążyłem kogokolwiek do czegoś jeszcze przyzwyczaić, w zasadzie każdy mój projekt jest trochę inny. Materiał na płycie „Inne Pieśni” oparty jest na nagraniach z koncertu muzyki tradycyjnej pieśni włoskich, serbskich i albańskich i powstał z inicjatywy Ośrodka Rozdroża na pierwszą edycję festiwalu Kody. Pierwotnie były to nagrania śpiewu, partie skrzypiec i zupełnie przypadkowe uderzenia o mikrofon – powstał z tego szkielet do którego nagrałem wszystkie pozostałe instrumenty. Na płycie w zasadzie nie ma elektroniki, wszystko to instrumenty akustyczne i proste zabiegi edycyjne – tnij, przesuń, odwróć, transpozycja…

Inspiracja? Może sam fakt, że pochodzę i zdecydowanie identyfikuję się z Lublinem – gdzie wyraźnie ściera się kultura wschodu z kulturą zachodu, gdzie od lat uczęszczałem na festiwale muzyki tradycyjnej. Stąd też pewnie Rozdroża i festiwal Kody. Poza tym, sam dźwięk jest dla mnie w zupełności wystarczający.

Czy brak twórczej energii w Twojej macierzystej grupie Ślepcy jest permanentny?

Ślepcy to już długa historia …co jakiś czas ktoś pyta nas o nową płytę, odgrażamy się, że jeszcze coś zrobimy, ale chyba każdy z nas jest teraz w innym miejscu …zobaczymy.

„Miejski powidok” to projekt zrealizowany przez Twoją grupę Oprawcy Motywem przewodnim jest przemieszczanie się, migracja oraz sposób porozumiewania się między jednostkami. Jest to projekt balansujący na granicy rzeczywistości i snu z niebagatelnym udziałem wyobraźni domniemanych uczestników, ale również specjalnie przygotowanej scenografii. Jaki cel mają Oprawcy i czy uważasz, że takie wyjście ze sztuką na ulicę, poszerza kulturalne horyzonty? Przy okazji martwej już idei „Cracow Sceen Festival” adaptacja miejsc publicznych powodowała skrajne reakcje.

„Miejski powidok” był jednorazową akcją i jako praca konkursowa zakwalifikował się do finału „Otwartych Sytuacji” na poznańskiej Malcie. Duża w tym zasługa Radka Bułtowicza, lubelskiego artysty, który był inicjatorem projektu. W tym wypadku nie chodziło o samą interakcję z publicznością, wyjście sztuki na ulice, a raczej zawłaszczenie jej. Stąd też miejsce – bocznica stacji kolejowej Garbary. Był to raczej prosty zabieg skojarzenia migracji z realnym miejscem i postronnymi uczestnikami.

Znalazłem informacje, że jesteś zwolennikiem twórczości Actressa. Biorąc pod uwagę Twoje obecne brzmienie jest to inspiracja dosyć niezwykła. Czego jeszcze słuchasz na co dzień?

Lubię płytę „Hazyville”, przy czym zupełnie nic więcej nie wiem o Actressie. Słucham w zasadzie wszystkiego. Ostatnio najchętniej Arthura Russella, Johna Butchera, Raymonda Scotta i płyt z Sublime Frequencies. Niezmienie uwielbiam Moondoga i niecierpliwie czekam na nowy krążek Panda Bear. Jeżeli też nad czymś nie pracuję, to chętnie wpadam na koncerty do Powiększenia i na Chłodną 25.

I na koniec, jakiej formy aktywności możemy oczekiwać od Ciebie w najbliższym czasie? Świeże projekty, współpraca z innymi artystami?

Jak już wspomniałem w połowie maja ukazuje się płyta „Inne Pieśni”, wydawcą jest Ośrodek Rozdroża, oraz kompilacje (Crónica i The Wire), w tym mój wspólny materiał ze Stephanem Mathieu. Poza tym pracuję nad kilkoma projektami – seria projekcji architektonicznych z kolektywem kilku.com, projekt z Pawłem Romańczukiem z zespołu Małe Instrumenty oraz quasi-instalację z choreografem Ryszardem Kalinowskim… intensywnie też planuje cieszyć się wiosną… i wcale nie pędzić z tym wszystkim.

Dziękuje za rozmowę

Dziękuję serdecznie.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
k.
k.
13 lat temu

Super wywiad i doborowe towarzystwo na składaku!
Swoją drogą, „Lectures” to album, do którego często wracam, kawał dobrej muzyki.
gratuluję

k.

99vadim
99vadim
13 lat temu

Polecamy