Wpisz i kliknij enter

Skream – Outside the Box


Wiele wody w Wiśle upłynęło od czasu wydania ostatniego (a zarazem pierwszego) albumu Skreama; w obliczu tegorocznych zjawisk pogodowych, można rzec, że nawet bardzo wiele, ale dygresje na bok. Wydany nakładem wytwórni Tempa, album „Outside the Box” z pewnością rozczaruje tych, którzy spodziewali się kontynuacji ciężkiego, dość ponurego stylu Jonesa, znanego z czasów „Skream!”. Szczerze mówiąc jednak, naiwnym byłoby wierzyć w kolejny materiał w tego typu klimacie – jeśli istnieje jeszcze ktoś, komu mariaż dubstepu z bardziej popularnymi gatunkami obecnymi na rynku wydaje się czymś odległym, to ten album jest właśnie dla niego.

Nie ma sensu rozpisywać się na temat jakości brzmienia, bo Skream ma opanowane to w małym palcu i właściwie wszystko, co wyprodukował to materiał z najwyższej półki. Skupmy się zatem na wrażeniach czysto muzyczno-estetycznych, bez zbędnej analizy. Jako że pierwsze wrażenie często liczy się najbardziej, to tutaj już pierwsze sekundy zwiastują atmosferę swego rodzaju patosu podszytego elektroniką wpadającą w tony popowe. Płyta, niestety, rozwija się właśnie w tym kierunku i raczej nie ma mowy o pozytywnym zaskoczeniu. Co prawda, album jest dość różnorodny, bogaty w liczne nawiązania do syntetycznych brzmień muzyki pop sprzed 2-3 dekad, nie brakuje tu też bardziej nowoczesnych rozwiązań, jak chociażby stonowanego drum & bassowego „Reflections” z udziałem D-Bridge’a i Instra:mental czy breakbeatowego, żywego „How Real”, ale i tak jako całość, „Outside the Box” sprowadza się do kolażu syntezatorów, przefiltrowanych wokali, 8-bitu, wobbli i wzniosłych bassline’ów. Zresztą już wcześniejsze dokonania Skreama można było potraktować jako zwiastuny tego, co znajdziemy na niniejszym albumie – oklepany „In For the Kill” La Roux w jego remiksie, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać to mniej więcej właśnie ten klimat, co prawda nie w całości, ale w znacznej większości. Ewidentnym nawiązaniem do kawałków tego typu jest chociażby „I Love the Way”, ale i sama La Roux też się tu udziela, w równie podobnym, patetyczno-pseudonastrojowym stylu („Finally”). Z kolei słuchając takich cudaków jak wobblujące, rozrywające membrany „Field Of Emotion” czy „Wibbler”, w głowie miałem tylko jedną myśl: FFFFUUUUUUUUUUUUUUUU….


Być może Skream znudził się już swoim ponurym obliczem i chce pokazać swoją wszechstronność producencką i nowe, otwarte na mainstream oblicze. Nie uważam, że to błąd z jego strony, przecież nikt nie może zabronić mu realizować się jako artysta, ale w tym wypadku nie powinien też dziwić niekoniecznie pozytywny odzew, zwłaszcza w przypadku, gdy dubstep wykracza (bardzo) daleko poza swoja rewiry. Jak jednak wcześniej wspomniałem, album nie jest w całości popowo-landrynkowy, obecność niektórych akcentów wręcz zadziwia. Np. „Reflections” z udziałem D-Bridge’a i duetu Instra:mental – deepowy, nowoczesny drum & bass na bardzo przyzwoitym poziomie. Jednak to wyjątek, zresztą na tle całości odskocznia od normy. A gdy Skream stara się znowu wrócić do surowości sprzed lat („Amity Step”), to wychodzi mu to nadzwyczaj… nudno. Z pewnością nie można tej płycie odmówić różnorodności, bo rozstrzał międzygatunkowy jest tu ewidentny, jednak przeważająca ilość materiału przewidywalnego, męczącego i – nie ukrywajmy – mało ciekawego stawia go w dość nieciekawej pozycji.

Słowem podsumowania, za najtrafniejsze określenie zawartości muzycznej „Outside the Box” niech posłuży tytuł ostatniego numeru z wersji bonusowej tego CD. Zainteresowanych odsyłam do wujka Google lub do playera powyżej.

Tempa, 2010







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
erynia
erynia
13 lat temu

mam podobne wrażenie. każdy kawałek rozjeżdża płytę w inną stronę i ostatecznie przypomina to VA jakiejś stacji radiowej

Polecamy