Wpisz i kliknij enter

Röyksopp – Senior


Jesienna aura niebawem da się nam we znaki, zaczyna się czas, kiedy dni stają się nieznośnie krótkie, a powietrze coraz ostrzejsze. W ten melancholijny klimat idealnie wkomponowuje się najnowsze wydawnictwo projektu Röyksopp, które wychodzi na światło dzienne w rok po wydaniu dobrze przyjętego albumu „Junior”. „Senior” zbacza ze ścieżki wytyczonej przez młodszego brata i wciąga nas w zaskakująco ciekawą historię…

Majestatyczny prolog w postaci „…And The Forest Began To Sing” w stylu Leftfield, wykrada nam z pamięci resztki wspomnień tegorocznego lata, a Ridley Scott kroczy z naprzeciwka i miażdży przestrzeń ciężkim, basowym leadem. Surrealistyczne arppeggia pianina oswajają nas z ciemną stroną norweskiego duetu, szybując wewnątrz wirujących space kręgów i przygnębiających smyczków, aż do ostatniego tchnienia brata Juniora. Tymczasem wydawać by się mogło, że śmierć to przedwczesna, bo już z pierwszym taktem kolejnego numeru poprzednie wydawnictwo Röyksopp daje o sobie znać.

Electropopowy „Tricky Two” to niemy brat bliźniak „Tricky Tricky”, modyfikacje i lifting nie pozbawiły kompozycji dobrze znanego, minimal smaku, przypominającego „Himawari” brytyjskiej grupy Swayzak. Jednak gdzieś w powietrzu unosi się niemiły zapach niedosytu, a jest nim brak wokaliz Drejer Andersson, które stawiały kropkę nad i na albumie „Junior”. To konsekwencja instrumentalnej koncepcji krążka, która miała być jego wizytówką, a jest największą bolączką najnowszego wydawnictwa norwegów.

„The Alcoholic” to wbrew pozorom żaden imprezowy hymn, ale czystej krwi downbeatowy song. Pijany syntezator wije się oszalały po field recordingowej drodze, biorąc pod rękę rozpromienioną gitarę. Sielanka miesza się z mrokiem, dzień z nocą, dychotomia na całego. Track intensywnie flirtuje z nowo romantyzmem, można odnieść wrażenie, że w studio Brundtlanda i Bergea nad wyraz często słychać „The Chauffeur” Duran Duran albo Röyksopp nie biorą swojej twórczości nazbyt poważnie. Odprężający, gitarowy nastrój w klimacie kultowej, soft rockowej grupy Fleetwood Mac odnajdziemy również w „Senior Living” gdzie anielskie intonacje płyną między chmurami, ciągnąc za sobą rzewne odgłosy cellosu okraszonego migoczącą elektroniką.

Kolejna używka to uzależniający „The Drug”, który transportuje nas w rejony muzycznej ascezy. Nonszalancja trip hopowej rytmiki, płynność syntetycznego houseu z 90s w klapie i drażniące electro akcenty czynią z numeru jeden z najlepszych, jakie ma do zaoferowania „Senior”. To ekstrawagancki blend, idealnie odnajdujący się w roli singla. Niektórzy zarzucą „The Drug” nachalną prostotę i chodzenie po najmniejszej linii oporu, ja nazwę to umyślnym minimalizmem, marudom proponując wersję video.

Psychodeliczny „Forsaken Cowboy” przypływa pośród przezroczystych fal, przez które przedzierają się akordy Oldfieldowej gitary, a beztroska melodia kompozycji przepędza na moment zimowe chmury, wprowadzając na album coraz więcej dysonansu i huśtawkowych nastrojów. Z kolei „The Fear” to numer bardzo na serio, bazujący na uczuciu klaustrofobii i osaczenia. Potęgują go mroczne syntezatory i organy przywołujący najstarsze dokonania Portishead oraz powolny breakbeat opierający się zniekształconym, paranoicznym synthom.

Szczyptę acid jazzu przynosi „Coming Home”. Kompozycja może nieco infantylna i naiwna, ale zarazem zaskakująco smaczna i przekonująca gustownymi partiami elektrycznego pianina skąpanego w narkotycznej aurze. „A Long, Long Way” zamyka album, wprowadzając nas w błogi spokój, dzięki długim pasmom czystego jak łza ambientu, który opada i wznosi się ponad widnokrąg, na którym rysują się ostatnie plamy zachodzącego słońca.

„Senior” to album zrobiony w staroszkolnym, koncepcyjnym stylu, odwołujący się do dawno minionych czasów i najpewniej adresowany do nieco starszego odbiorcy. Nie jest to krążek wybitny, szczególnie na tle dyskografii Norwegów, a długość nagrań zawartych na wydawnictwie po dłuższym czasie może być nużąca. To płyta niesamowicie równa, na której nie sposób uświadczyć słabych numerów. Nie ma więc wątpliwości, Röyksopp nawet kiedy instrumentalnie milczy, ma słuchaczowi wiele do powiedzenia.

wallofsound.net

royksopp.com

Wall Of Sound, 2010







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
pe
pe
13 lat temu

Mistrzu, popraw tych norwegów z małej litery. Reszta błędów to detal.

Moim zdaniem album więcej niż dobry, a do koła seniorów jeszcze nie należę. „Comin Home” rzeczywiście może być infantylne, ale przeczuwam, że wszyscy raverzy na emeryturze już próbują zaaplikować ten kawałek jako kołysankę do snu swoim dzieciom.

Heliosphaner
Heliosphaner
13 lat temu

Junior był źle przyjęty… przeze mnie… bardzo… Senio średni, The Drug lubię, reszta taka sobie.

Polecamy