Gdy w Tel Avivie zgaśnie światło…
Minęło dziesięć lat od ich ostatniego albumu „Immolate Yourself” (przez wielu uważanego za ich ostatni za sprawą tragicznej śmierci Charlesa Coopera – połowy duetu Telefon Tel Aviv).
To całkiem sporo czasu. Wraz z nieuniknioną transformacją w solowy projekt, dostajemy po tych wszystkich latach nowy album. Bardziej stonowany, mroczniejszy i jak na poprzednie wydawnictwa raczej surowy.
Całość ubrana w ambientowy, ciemny, nokturnowy garnitur bardziej zbliża się do stylistyki delikatnego, zmysłowego IDMu, a bardziej podkreślane na poprzednich albumach elementy electro-popowe, na „Dreams Are Not Enough” stają się jedynie warstwą podskórną, słyszaną jakby z oddali, z innego wymiaru. Ta muzyka ma w sobie coś kosmicznego. Może dlatego, że mocno odczuwalna jest w niej przestrzeń.
Tak się właśnie zaczyna – leniwie, niczym w stanie nieważkości. Z sekundy na sekundę zaczynają być odpalane kolejno, niespiesznie silniki. Taki właśnie jest „I dream of it often”, otwierający album utwór.
Warty uwagi jest kawałek „a younger version of myself”. Słychać w nim mocno dawny Telefon Tel Aviv. Na tle reszty materiału wydaje się być najmniej eksperymentalny i abstrakcyjny.
Niekiedy przytłacza liczba, deleyów, pogłosów. Wokalizy nieraz zamieniają się w zawodzenie dobiegające niczym z łodzi podwodnej. Są też takie momenty w których nowa płyta Telefon Tel Aviv brzmi niczym Cigarettes After Sex na kwasie. Wszystko przez zdeformowaną, dream-popową, a nawet soft-dream-popową atmosferę.
„Dreams Are Not Enough” to oprócz przesterowanych wokali, bardzo spójna, matowa, ponurawa, chłodna elektronika. Rządzi na niej pewna cicha intensywność, niespieszna mechaniczność. Zapląta się niekiedy w nią jakiś kurz, analogowy brud, jednak bez nadmiaru. To produkcja jak najbardziej współczesna. Mimo swojego monochromatycznego nastroju, jest pełna ciekawych detali. Propozycja zdecydowanie do kilkukrotnego odsłuchu, na słuchawkach.
27.09.2019 | Ghostly International