Pierwsza płyta z cyklu „Pop Ambient” ukazała się równo dekadę temu. Od najnowszej wypadałoby więc oczekiwać podsumowania minionego dziesięciolecia. A tu nic z tego – Wolfgang Voigt wybrał na kolejną kompilację same nowe nagrania, układające się w intrygującą mozaikę ambientowych brzmień. Bo jest tu miejsce zarówno na typowe brzmienia dla tej serii, ale również na zupełnie nowe dźwięki, pojawiające się w tym cyklu po raz pierwszy.
Już początek przynosi sporą niespodziankę. Album otwiera bowiem kompozycja duetu ANBB, tworzonego przez Alva Noto i Blixę Bargelda. Kto zna ich ubiegłoroczny album, wie czego się spodziewać – pomysłowej syntezy sterylnego minimalu w stylu Raster Noton i awangardowego podejścia do piosenki w klimacie ostatnich dokonań Einsturzende Neubauten. Tak, piosenki, bo „Berstenzimmer” w bardziej tradycyjnej aranżacji, z powodzeniem można by postawić w jednym rzędzie z tęsknymi balladami Nicka Cave`a.
Zupełnie inny nastrój tworzą trzy następne nagrania. „Once In A Moment” Marsena Julesa to typowa dla tego producenta neoklasyka, oparta o powtarzające się loopy akustycznych dźwięków fortepianu i skrzypiec. W podobnym tonie utrzymany jest „Dunkelraum” Trioli. Kompozycję wypełnia mieniący się pastelowymi barwami majestatyczny dron spleciony z szeleszczących dźwięków o orkiestrowym rozmachu. I wreszcie „Rückverzauberung” samego Wolfganga Voigta. To właściwie mała symfonia – zanikający i powracający strumień sampli klasycznych instrumentów, chociażby fletu, dęciaków i smyczków. Wszystkie te trzy nagrania tworzą wyjątkowo jesienny nastrój, przywołując pamiętne strofy Rilkego: „Kto teraz nie ma domu, nigdy mieć nie będzie/ Kto teraz sam jest, długo pozostanie sam/ i będzie czuwał, czytał, długie listy będzie pisał/ i niespokojnie tu i tam/ Błądził w alejach, gdy wiatr liście pędzi”.
Cała ta zaduma pryska, gdy rozbrzmiewają pierwsze dźwięki „Begginer`s Waltz” Bhutan Tiger Rescue. To świąteczne dzwonki, wpisane w strzeliste tło wygrane na podniosłych syntezatorach. Ten zimowy klimat rozbija jednak inny element utworu – powoli narastający przester, który w finale pochłania wszystko w noise`owym jazgocie. Tu też przypomina się pewien wiersz, tym razem Eliota: „Mroźna to była wyprawa/ Najgorsza pora roku/ Na podróż, zwłaszcza tak długą/ Drogi tonące w śniegu i lodowaty wiatr/ Najokrutniejsza zima”.
Echa dawnych imperiów powracają także w „Ein Schöner Land”. Utwór, oparty na powtarzalnym akordzie gitary akustycznej, naznaczają bowiem majestatyczne dźwięki trąb – jakby wzywające rycerzy na kolejną krucjatę. W klimacie tym świetnie odnajduje się także Bvdub ze swoim „Make The Pain Go Away”. To jakby modlitwa z głębi mroku – niesiona monotonną recytacją zatopioną w typowym dla tego artysty lodowatym pasażu syntezatorowym.
Finał płyty stanowią kompozycje trzech kolońskich producentów tworzących nową wytwórnię płytową – Magazine. Zaczyna John Harten ukrywający się pod pseudonimem Crato. Czy jego kompozycja „30.6.1881” to przywołanie lata? Raczej nie –ponure nagranie przypominające wczesne preparacje Laibacha sprawia, że serce zamiera w trwodze. Industrialne szumy i stuki wypełniają tu niepokojące jęki i westchnienia. Co stało się 30 czerwca 1881 roku? Jakby odpowiedź na to pytanie przynosi następne nagranie – „Libretto” Daniela Ansorge vel Barnta. To potężne dźwięki kościelnych dzwonów zbite w mroczny dron, podszyty metalicznymi fragmentami gitarowego pasażu w stylu Joy Divison. Zestaw ten kończy „Volax” Jensa-Uwe Beyera przynosząc rozedrgane dźwięki elektroakustycznych sampli. Tu na pewno nie chodzi o lato. Może o wiosnę? Ale nie taką, jakiej czekamy, tylko być może taką, jak ta u Eliota (znów): „Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień/ Wywodzi z nieżywej ziemi łodygi bzu/ Miesza pamięć i pożądanie/ Podnieca gnuśne korzenie sypiąc ciepły deszcz”.
Ściśnięty żołądek powoli rozluźnia się dopiero przy „The Other Side Of You” Mikkela Metala. Tym razem duński producent sięgnął po shoegaze – choć elektroniczny w brzmieniu, to bajkowo łagodny, jak u Cocteau Twins. A na koniec szczypta przyjaznej psychodelii – nowe nagranie Thomasa Fehlmanna, „Titan”, wpisujące dubowy puls bębnów w krautowe fale kosmicznych klawiszy. Właściwie dopiero te dwie kompozycje przynoszą upragnione tchnienie spokoju. To lato – ale jakby po drugiej stronie. Jak u Blake`a: „Dobro mnie ciepłem grzeje/ Pan smutno do mnie śmieje…/…trwa edeńska miłości/ uczta – ja jednym z gości…”
Już ubiegłoroczny składak wskazywał, że „Pop Ambient” wkracza na nieco inne tory. Diagnozę tę potwierdza najnowsza edycja cyklu. Więcej na niej nostalgii i melancholii, niepokoju i lęku, ale też i kojącej nadziei. Tak mógłby brzmieć soundtrack na koniec czasów.
www.myspace.com/kompakt
Kompakt 2011
za duzo ambientu na składance ,nie lubie.
Pop Ambienty mają urocze okładki.
uwielbiam Pop Ambienty