Wpisz i kliknij enter

Tiger & Woods – Through The Green


Zapomnijcie o Discodeine, In Flagranti czy Holy Ghost! (wszyscy w 2011 wydali longplay w porównywalnej szeroko stylistyce). Oto bowiem jest jedna z najbardziej pełnokrwistych płyt nurtu nu disco. Kiedyś płynął w niszowych wytwórniach, napędzany zapaleńcami kolekcjonującymi winyle. Teraz już rządzi jako pełnoprawny gatunek – z małych wytwórni robią się duże, EPek i singli wysyp, discomaniaków coraz więcej (wcale nie ze względu na sentyment) a tematyczne imprezy w tym klimacie kiełkują nie tylko w dużych miastach. Z tego przytulnego podziemia ciężkie było wypłynięcie na szerokie wody, czyli na nagranie albumu. Niektórzy go nie wydają, bo chyba jest im tam dobrze, za to taśmowo remiksują, kompilują (Todd Terje). A niektórzy jak nagrają, to szkoda gadać (Aeroplane).Sacrum domowej kanapy jest nie do obrony…

Bohaterowie pierwszej płyty to tandem DJski Tiger & Woods (Larry to Tiger, David to Woods, polecamy przy okazji świeżą EPkę tego pierwszego). Koncertowo pokonali ten syndrom. Ujawnili się 2009 roku, gdy własnym sumptem w wytwórni Editaiment wydawali EPki, charakterystyczne ascetyczne winyle w białych kopertach z tygrysią pieczątką. Dwa lata wystarczyły aby w pewnych kręgach uzyskali status kultowych. Mało było poważnych miksów bez udziału ich utworów. Przyszła wiosna 2011, ruszyli w tour (odwiedzili również Polskę) ogłaszając: „30 maja wydajemy longplay”. I wydali.


Tańcz głupia dance. Eurodance.

Z jedenastu dźwiękowych impresji – ulotnych, urokliwych, dźwiękowo uwodzących – uzyskujemy album lekki w formie i treści, ale hiperaktywny w działaniu na zmysły, który zatrzymuje dech od pierwszej minuty. To połączenie intuicji i dźwiękowej ekwilibrystyki – ich taktyka opiera się na editach starych disco przebojów, mniej lub bardziej znanych, które otulają gęstą powłoką syntezatorów, funkującego grooveu, tropikalnego houseu. Tu skubną bassline, tu sekcję perkusji albo zapętlą chórek. Z części robią całość, wkładając dużo analogowej czułości i świetnych wokali (na albumie czaruje zaproszona do współpracy Em). I mieszają, z kunsztem i wyczuciem zalewając płynnym słonecznym pięknem, prześwietlonych klisz, wyblakłych widokówek z ciepłych krajów. Ze wspomnień przeszłości rodzi się coś nowego, czuć to na wiele sposobów, w żonglerce – mocnymi akcentami („Time”, „El Dickital”), z pozoru zwolnionymi i kołyszącymi, w stylistyce slo-mo („Gin Nation”) czy przebojowym funkiem wyrosłym wśród clapów (nowy singiel „Kissmetellme”).

To bardzo nierówna rywalizacja… Sacrum domowej kanapy wydaje się nie do obrony. Rywalem jest płyta słodka, melodyjna, a jednocześnie odkrywająca nieznane – to nie jest tylko zwykła kalka i edytowanie, to jest zawodowstwo, dawno nie słyszane na tym poletku w takiej skali i takim wykonaniu.

Nikt nie oczekuje artystycznych uniesień od najwyższej jakości produktu imprezowego, jednego z najgorętszych w sezonie. Dawno nic tak nie rozbłysło na dancefloorze jak Tiger & Woods. Perfekcyjny początek, gdyby byli notowani na giełdzie, wieloletnia hossa murowana. Z nimi piątek jest codziennie.
Running Back, 2011







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Zallas
Zallas
12 lat temu

Niestety tak… Ale tylko taka wersja na razie dostępna. Running Back przysnęło:-)

Heliosphaner
Heliosphaner
12 lat temu

Ale sample na Juno są pomylone z tytułami 😉

Arab
Arab
12 lat temu

Oj muszę kupić ten Album!!

Heliosphaner
Heliosphaner
12 lat temu

Tak jest! 5/5 😀

Polecamy