To będzie krótki tekst po którym zaczniecie mnie uwielbiać. Jest też wariant drugi, że mnie znienawidzicie. Austra.
Słysząc pierwszy raz piosenkę tego kanadyjskiego trio, i nie wiedząc kto gra i śpiewa, w mojej głowie błyskawicznie pojawiły się po sobie trzy skojarzenia. Pierwsza sekunda – Karin Dreijer Andersson, znana Wam z The Knife oraz solowego projektu Fever Ray, nie jednak nie, inny głos, podobny ale nie ten sam, wyższy i mniej mroczny. Druga sekunda – Florence Welch, z Florence and the Machine, to ona czy nie? Może jakiś jej solowy projekt… nie jednak nie, świeższe, bardziej delikatne, trochę jak Blonde Redhead. Ale to na pewno nie jest Blonde Redhead. Trzecia sekunda – muszę wiedzieć co to jest!
A to Austra. Posłuchajcie:
Trio z Kanady – na wokalu Katie Stelmanis, za bębnami Maya Postepski a na basie Dorian Wolf. Z Kanady, ale jak widać po nazwiskach z niezłym bagażem kulturowym. Stąd też nazwa zespołu. Katie, której rodzice pochodzą z Kanady i Łotwy, zaczerpnęła ją z nadbałtyckiej mitologii. Austra to bogini zorzy polarnej. I to dobrze oddaje klimat utworów: jest światło i pozytywna energia, ale jest też tajemniczy i mroczny klimat jak u Zola Jesus. Warto dodać, że Katie uczyła się w szkole klasycznego śpiewu operowego – co słychać. Jej inspiracją są Nine Inch Nails, Kate Bush i Björk.
Austra dopiero się rozkręca. 13 maja, czyli prawie miesiąc temu, nakładem Paper Bag Records, wydała pierwszy album „Feel it Break”, który promuje utwór „Beat and the Pulse”. (Recenzję płyty znajdziecie już na naszej stronie).
No i teraz co z tymi uczuciami…
Możecie mnie uwielbiać jeśli nie znaliście dotąd Austra, a dzięki temu tekstowi zaczniecie przesiąkać tym electro-popem. Możecie mnie jednak znienawidzić, bo właśnie Wam piszę, że przegapiliście dwa koncerty Austry w Polsce. Wolałabym jednak wariant pierwszy.
O której równie szybko zapomnimy, jak o Soap & Skin. 🙂
w końcu (po Soap&Skin) pojawiła się naprawdę dobra wokalistka!
Kurdę, będę się powtarzał, ale trudno… Płyta roku! 😛
Kurdę, będę się powtarzał, ale trudno… Płyta roku! 😛
Słucham już płyty 3-ci raz. Oby tak dalej!
No ja nie wiem czy konieczność czytania chórków z ruchu warg to się nazywa naprawde świetnie. Pewnie kwestia miejsca. Ja na początku byłam w tłumie w miarę blisko [ale pod antresolą] i wszystko ginęło, załamka, lepiej było potem z tyłu… [no ale już mi się zdarzało scierać z kompletnie różnymi wrazeniami co do dzwieku w zależnosci od miejsca stania wlasnie, tylko zwykle bylam wsród tych zadowolonych 😉 no ]
W Warszawie było całkowicie do dupy z nagłośnieniem. Pod tym kątem stolica zapewniła wiochę… trzask i zlanie dzwieków na każdym kroku, gdziekolwiek się stało, wokal nawet trzeszczał. W Poznaniu było naprawde świetnie (stałem blisko sceny i nie narzekam, może gdzies dalej było gorzej, a don noł), poszałałem w każdym razie i było czym się ekscytować, no ale ja nie jestem z tych co blazują pod ścianą, więc może nie jestem właściwym by pisać o wrażeniach:)
Latvia znaczy Łotwa (gwoli ścisłości)
http://en.wikipedia.org/wiki/Katie_Stelmanis
Spokojnie, dla nienawidzących mam „nagrodę pocieszenia”: w Poznaniu nagłośnienie było tak …hm niewystarczajace, że lepiej było zostać w domu, wypić drinka, włączyć płytę, podkręcić volume… Może w Wawie było lepiej…? nie wiem.