Wpisz i kliknij enter

Podsumowanie 2011 – Kamil Downarowicz

Rok 2011 jest już tylko wspomnieniem. Przyszedł czas na rozliczenia. Wszystkie serwisy muzyczne, blogi, facebooki, pękają, więc od różnego rodzajów rankingów i podsumowań. Przeczytałem naprawdę sporo zestawień najlepszych płyt, epek, singli itp., i to, co rzuciło mi się w oczy, to fakt, że większość autorów, niemal zgodnie twierdzi, że ubiegły rok, pod względem muzycznym, nie był szczególnie wyjątkowy i rewolucyjny. Przyłączam się do tych opinii. Owszem, ukazało się kilka bardzo dobrych płyt, ale nie wybitnych. Owszem, kilku artystów pokazało wielką klasę, ale żaden z nich nie wywrócił wszystkiego do góry nogami. Czy jesteśmy skazani na świat, w którym to, co najważniejsze w muzyce zostało już powiedziane? Nie wiem, mam nadzieje, że nie.

Poniżej przedstawiam swoje TOP TEN. Wybór był niezwykle trudny, zresztą, czego innego mogłem się spodziewać. Po kilkudniowych rozterkach, licznych wewnętrznych dialogach, kłótniach i przekomarzaniach wygląda to tak:

10. Jacaszek – Glimmer
„Istnieje piąty wymiar poza tym, który jest znany człowiekowi. Jest to wymiar rozległy jak przestrzeń, ponadczasowy jak nieskończoność. Jest kompromisem pomiędzy światłem i cieniem, między nauką i przesądami. Wymiar ten rozpościera się między dołami ludzkiego lęku, a szczytami jego wiedzy. Jest to wymiar wyobraźni. Jest to obszar, który nazywamy Strefą Mroku”. Jacaszek wie jak nas tam zabrać.

http://www.youtube.com/watch?v=-yjYV-CTd9A

9. Sepalcure
Debiutanckie wydawnictwo nowojorskiego duetu Travis’a Stewart’a i Praveen’a Sharma’a bankowo pojawi się zestawieniach najlepszych elektronicznych albumów drugiej dekady XXI wieku. Największą siłą tej płyty jest dubstepowy, soczysty bas, wpleciony w oldschoolowy, hausowy beat, który potrafi nagle rozmyć się, by zrobić miejsce dla IDM-owej rytmiki, czy klasycznego sound’u lat 90. Ale to jeszcze nic. Pojawiają się tu też liczne nawiązania do 2 step, drum’n’bassu czy juke. Mistrzowsko wykorzystane soulowe wokalne sample tylko stawiają kropke nad i.

8. Naked And Famous – Passive Me, Aggressive Me
Na maksa hipsterskie i dla dzieciaków. Ale ja po prostu uwielbiam ten album. Najzabawniejsze jest to, że The Naked And Famous nie zarejestrowali na debiucie ani jednego odkrywczego dźwięku. Poszerzyli jedynie nieznacznie granice wytyczone przez swoich rówieśników z The XX, MGMT czy M83. Do gotowego przepisu indie-electro-popu dorzucili spore ilości nieokiełznanej i zarazem naiwnej, młodzieńczej energii. Do zjechania mnie za umiejscowienie tego krążka w Top Ten 2011, zapraszam do komentarzy.

7. Lykke Li „Wounded Rhymes”
Mało jest popowych artystów i artystek, których bez zażenowania można polecić znajomym, nie narażając się na kpiny i towarzyski ostracyzm. Szwedzka królowa śniegu nie jest wcale taka groźna i pozbawiona uczuć, jakby mogło się na pierwszy rzut oka wydawać. W jej sercu pełno jest smutku, ale gdzieś pod tą chłodną powierzchnią kryje się dzikość i drapieżność. Melodię „I Follow The River” nucę po dziś dzień.

6. Kangding Ray – „OR”
Choć najnowsza płyta Francuza, reprezentującego wytwórnię Raster-Norton, jest zaskakująco łagodna i przystępna, to i tak jest tutaj kilka momentów, które każą myśleć, że koniec świata rzeczywiście się już powoli zbliża. Kangding Ray snuje swoją niepokojącą opowieść na temat współczesnego świata, pogrążonego w kryzysie nie tyle finansowym, co przede wszystkim duchowym. Robi to w tak przekonujący sposób, że aż ciary przechodzą po plecach.

5. Gus Gus – Arabian Horse
W głowie mam taki obrazek: tłum ludzi tańczy ekstatycznie we mgle przy wtórze pulsującej muzyki. Intensywne, barwne światła laserów wwiercają się niemal w ich ciała. Hipnotyczne melodie zniewalają i pozbawiają mój umysł samokontroli. Nie mogę wyrwać się z tego transu i nie chcę tego robić. Gdzieś z oddali dociera do mnie łagodny głos „And I wonder why, why we didn’t try this time Didn’t even try, try to make things right over”. Tak było właśnie we wrocławskim klubie Eter podczas październikowego koncertu Gus Gus. Magiczny i niezapomniany wieczór.

4. Plaid – Scintilli
Ed Handley i Andy Turner działają na rynku muzycznym od ponad dwudziestu lat. W latach 80. tworzyli amatorskie mixtape’y, w latach 90. założyli swój pierwszy zespół – The Black Dog, a zaraz potem powołali do życia Plaid. Ciężko w to uwierzyć, ale „Scintilli” to już ich dziewiąty wspólny album! Słychać na nim dokładnie, jak daleką drogę przebyli Brytyjczycy. Dziś dryfują swobodnie po elektronicznym oceanie, splatając ze sobą w jedną przekonującą całość dubstep, ambient i wschodnie rytmy. Potrafią być energetyczno-pulsujący, jak w kawałkach „African Woods”, czy „Eye Robot”, potrafią też oddać się zadumie i refleksji – „Craft Nine”, „35 Summers”. Ta płyta to dobry przykład na to, że każdy utwór może stanowić na niej osobną historię, i jednocześnie być niezbędnym elementem całości.

3. Pinch & Shackleton -Pinch & Shackleton
Pinch & Shackleton mówią językiem postapokaliptycznego świata, w którym ostała się tylko góra elektronicznych śmieci. Zużyte, niszczycielskie sprzęty wojenne i dogorywające – bliżej niezidentyfikowane – urządzenia, gniją w radioaktywnym błocie. Siłą tej płyty jest jej złowroga transowość, w którą można łato wpaść, a z której nie jest później wcale łatwo się otrząsnąć.

http://www.youtube.com/watch?v=lEx74W-nIJs&feature=related

2. Amon Tobin – „ISAM”
Planeta ISAM spowita jest w kompletnych ciemnościach. Najbliższe gwiazda, która mogłoby dostarczyć tej tajemniczej, masywnej kuli energii i światła, znajduje się zbyt daleko. Sonda dotarła w pobliże planety wczoraj i zdążyła już wykonać kilka serii zdjęć swoim niezwykle czułym aparatem. Fotografie znajdują się już na statku. Nie widać na nich zbyt wiele. Nad powierzchnią ISAM unosi się gęsta mgła, ale można  dostrzec wystające poza nią dziwne kształty, coś,co przypomina gigantyczne kokony. Przyrządy pokazują, że na planecie panuje temperatura – 120 stopni Celsjusza. Naukowcy spojrzeli jeszcze raz na siebie niepewnym wzrokiem. Jak to możliwe, że około tygodnia temu, ktoś wysyłał z tego  zapomnianego przez Boga miejsca sygnały S.O.S. ?

1. Złoty medal za rok 2011 zdobywa Andy Stott ze swoim „Passed Me / We Stay Together”. Zamiast uzasadniać swój wybór, odsyłam Was do poniższego filmiku. Podstawcie zwrot „this album” pod wyraz „cheese” i wszystko stanie się jasne.

http://www.youtube.com/watch?v=WeaPKuiyPK0







Jest nas ponad 16 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
6 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
kacperbobo
kacperbobo
12 lat temu

repress stotta? łaaaaał. po cichu liczyłem na to, bo ceny już teraz są nie na moją kieszeń a co dalej 😉

pzdr.

Kamil
Kamil
12 lat temu
Reply to  kacperbobo

No mnie też nie stać na to żeby zakupić to od lichwiarzy z discogs za 120 euro a tylko od nich w tej chwili można kupić. Całe szczęście będzie ten repress (cd juz jest na boomkat) Na wydatek 12 funtów jeszcze mnie stać

Edwin
12 lat temu

The Naked and Famous pasuje do tej listy jak piesc do nosa, ale przyznam sie szczerze, ze osobiscie singiel Young Blood katowalem codziennie, co z koleji zachecilo mnie to sprobowania calej plyty, ktora niezwykle mnie wynudzila.

Reszta pozycji z zestawienia nie dziwi. 😉

Kamil
Kamil
12 lat temu

Nie ma sprawy :). Pan „Scott” się postarał w tym roku :). Jeżeli ktoś by chciał te dwa wspaniałe dzieła mieć na winylkach, a się spóznił z kupnem, to niech poczeka do lutego i kupi je po normalnej cenie. Powinien być repress

Kamil
Kamil
12 lat temu

Literówka. Andy Stott a nie Scott. Proszę to poprawić bo kłuje w oczy

Polecamy

Baasch – Noc

Once upon a night, seven clubs away