Wpisz i kliknij enter

Young Jazz Rebels – Slave Riot

Proponuję jeszcze jedną wycieczkę w głąb dyskografii Madliba. Warto przy tej okazji pamiętać, że przywilejem ludzkości jest kwitowanie czyichś niezrozumiałych dokonań poprzez wzruszanie ramionami. Gest ten chyba jest najlepszym podsumowaniem „Slave Riot”, gdyż od samego początku do końca – zupełnie nie wiadomo „jakim gatunkiem zwierza” jest ów album. Kolejne przedsięwzięcie Madliba w zamierzeniu miało być chyba jakimś manifestem dumnej tradycji czarnoskórej awangardy (chociażby spod znaku AACM), ale wydaje się, że do satysfakcji z odsłuchiwania tej płyty może być słuchaczowi daleko. Można ująć rzecz jeszcze inaczej. Longplay YJR spokojnie znajduje swoje miejsce w 10% procentach muzyki, która Jacksonowi udała się nie do końca (czyli w ogóle).

Największą słabością albumu są wszechobecne perkusyjne kanonady z którymi słuchacz może zapoznać się w nadmiarze, lecz nie zmienia to faktu, że prowadzą najczęściej donikąd. Owszem jest coś na rzeczy, a mianowicie próba uchwycenia fenomenu specyficznej żywiołowości cechującej muzykę czarnych braci. Problem polega na tym, że Madlib podchodzi do tego w bardzo schematyczny sposób, przez co kolejne kompozycje o takim charakterze: „The Legend of Mankind”,”Nino’s Deeds (Alt. Take)” czy „On The Run From Mr. Charlie” jawią się jako miałkie i nużące. Bez nich płyta brzmiałaby oczywiście inaczej, ale wydaje się, że dzięki temu słuchałoby się jej znacznie lepiej. Da się jednak odnaleźć i perełki, które pozwalają Jacksonowi zachować producencką twarz. Warto wspomnieć chociażby zgrabne nawiązanie do stylistyki free w „The Wind”, uspokajające „Themes From Illusion Suite”, imitację sonorystycznego eksperymentu w obu odsłonach „Slave Riot” i kończący nagranie, rozbujany „Black Freedom”.

Jeżeli chodzi o całościową ocenę albumu to jednak zdecydowanie za mało, żeby uznać go za udany. „Slave Riot” wydaje się być luźnym zbiorem dźwiękowych wrażeń, którymi Madlib niekoniecznie musiał się dzielić. Być może taki wyskok jest związany z chęcią odpoczęcia od hip-hopu, którą to stylistykę Jackson zna od podszewki. Jednak wydaje się, że Madlib zdecydowanie lepiej „odpoczywał” od tego, co robi na co dzień w Sound Directions, The Last Electro Acoustic Space Jazz & Percussion Ensemble, czy nawet YNQ. Najlepiej traktować ten album jako wypadek przy pracy i mieć z tyłu głowy myśl, że jest czymś naturalnym, iż geniusze zawsze miewają problem z selekcją własnej twórczości; z odróżnieniem rzeczy naprawdę bardzo dobrych, od tych zaledwie średnich.

Stones Throw 2010







Jest nas ponad 16 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy