Pozytywna energia.
Jednym z najważniejszych producentów, którzy dołączyli w minionej dekadzie do kolektywu Underground Resistance okazał się z perspektywy czasu Gerald Mitchell. Nie tylko bowiem tworzył wartościowe nagrania na własne konto, ale powołał również do życia znakomitą formację Los Hermanos i stał się jednym z filarów koncertowego wcielenia detroitowej załogi – The Trinity.
Ponieważ zadebiutował już w połowie lat 90., po wstąpieniu w szeregi Underground Resistance, kontynuował rozwijanie swych wcześniejszych zainteresowań. W przeciwieństwie do pozostałych członków kolektywu, Mitchell wyspecjalizował się jednak nie w techno, ale w house`ie. Z czasem uzupełnił typowe dla siebie brzmienie o nowe elementy. Podsumowaniem dźwiękowych peregrynacji producenta jest jego debiutancki album opublikowany przez japońską wytwórnię Underground Gallery z Kobe – „Family Property”.
Najwięcej tutaj bogato zaaranżowanego deep house`u głęboko osadzonego w tradycji „czarnej” muzyki. Oto umieszczony niemal tuż na wstępie płyty „Nobody Like You” układa się w formę żarliwego hymnu religijnego, łącząc ekstatyczne wokale w stylu gospel z gęstym pokładem rytmicznym, przypominając rozbudowane kompozycje Innerzone Orchestry. Funkowe partie ciepłej gitary i organicznego Hammonda rozpalają brzmienie „Funkatropolis 313”, natomiast w „Baby Oh” miękkim bitom towarzyszą euforyczne akordy strzelistych klawiszy wywiedzione wprost z legendarnego „Strings Of Life” Derricka Maya.
W drugiej części płyty Mitchell zwraca się ku bardziej tribalowej rytmice. „Afro Tech Soul” i „I Am Los Hermanos” wpisują zapętlone motywy latynoskich instrumentów w plemienne bębny podrasowane imprezowymi okrzykami i zawołaniami. Podobnie dzieje się w „Los Controls” – głęboka pulsacja o house`owym metrum zostaje niespodziewanie przełamana typowo południowoamerykańską rytmiką, zamieniając klubową petardę w uliczną sambę eksplodującą gorącymi dźwiękami rodem z latynoskiego karnawału. Kontrapunktem dla tych rozbudowanych kompozycji są dwa surowe i szorstkie nagrania – „Bytes & Filterz” i „Paradigm 4th Shifter”. Mitchell sięga tu dynamiczne podkłady rodem z nowojorskiego garage`u, oplatając je jednak zgrzytliwymi i zawodzącymi loopami o zdecydowanie chicagowskim tonie.
„Soul D.N.A.” to już elektroniczna poezja w stylu najbardziej eterycznych dokonań Carla Craiga. Wątek ten kontynuuje „Generations” – przestrzenne deep techno o nieco plemiennym groovie, które z powodzeniem mogłoby się znaleźć w repertuarze Los Hermanos. Bardziej oldskulowy charakter ma natomiast „Family”. Tutaj prym wiodą bowiem syntetyczne smyczki – jak w dawnych przebojach wspomnianego już Derricka Maya. Segment ten wieńczy finałowe „Groove Arps”, łącząc w finezyjny sposób taneczną motorykę techno z ambientowo brzmiącymi kaskadami klawiszy.
„Family Property” to kwintesencja klasycznej elektroniki z Motor City. Jest w tej muzyce głębokie uduchowienie, czuć w niej transcendentalny niemal związek z kulturą przodków, emanuje ona wyjątkowo czystą i pozytywną energią. Szkoda tylko, że tak trudno ten album zdobyć w Europie.
Underground Gallery 2011